Czesi ponad życie kochają piwo oraz jedzenie. Wszak jedno idealnie komponuje się z drugim. Chociaż w Europie hula kryzys i obywatele bogatszych krajów zaczęli sami sobie przygotowywać posiłki, Czechom to się nawet nie śni. Trzy czwarte naszych południowych sąsiadów swój główny posiłek zjada w hospodzie.
Patrząc na dane zaprezentowane przez dziennik Dnes, jestem przekonany, że upodobania Czechów są głęboko zakorzenione w ich kulturze oraz świadomości. Pracując w Czechach nie wyobrażałem sobie, abym nie mógł zjeść o 12:00 w południe ciepłego obiadu w hospodzie. Często i bez skrępowania zapijałem go (w godzinach pracy) piwem. I to wszystko na koszt pracodawcy.
I chociaż firmy zatrudniające Czechów zaczęły oszczędzać na tzw. strawenkach, ruch w restauracjach nie zmalał. Czesi najchętniej w wyborze restauracji kierują się nie bliskością od zakładu pracy, ale ceną. Niektórzy przyznają też, że liczy się również szybkość obsługi. Ja ze swego doświadczenia wiem, że to badanie nie kłamie. Gdy jakość jedzenia w naszej hospodzie się zepsuła, jechaliśmy przez pół Ostrawy w poszukiwaniu kolejnej, serwującej smaczniejsze obiady. To nic, że przerwy było tylko 60 minut. Musiało starczyć na dojazd, podanie i zjedzenie dania oraz popicie go piwem. A jakże!

Czesi kochają stravenky!
Pobiera je aż 30 tysięcy pracodawców. Według portalu Lunchtime.cz, średnia wartość kuponu to 88 koron, tyle ile średnio kosztuje posiłek w hospodzie. Firmy drastycznie obniżyły wartość stravenek, tylko niektórzy przedsiębiorcy wydają bony o wartości przekraczającej sto koron.
Stravenky kochają też pracodawcy. Jest to najlepszy sposób na oszczędności. Jeśli damy pracownikowi 1000 koron premii, kosztuje to pracodawcę 1340 koron (z podatkami). Gdy wydajemy kupon jego całkowity koszt to 1190 kc. 70 procent Czechów zostawia kupony w hospodach. Tyle samo Słowaków zostawia bony w sklepach spożywczych.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.