Czesi – mały naród, duży kompleks

Idąc rok temu za chlebem do Pragi, naiwnie uwierzyłem swoim liberalnym kolegom, przekonującym mnie, że prascy Czesi i w ogóle Czesi na zachód od Ostrawicy są kwintesencją tolerancji, iż pałają miłością do Polaków itp. Rok od rozpoczęcia mojego pobytu w stolicy RC mija w środku samej aferki alkoholowej, czas więc na podsumowanie czeskiej miłości wobec swoich sąsiadów.

Pisano już wielokrotnie na łamach „Głosu Ludu” o stereotypach polsko-czeskich, o polskich różowych okularach wobec Czechów oraz czeskich uprzedzeniach wobec Polaków. Będąc rok w Pradze, niestety muszę potwierdzić owe stwierdzenia. Spora grupa Polaków pochodzących z Polski, mieszkających w Pradze stanowi piątą kolumnę czechofilii. Rozmawiając z nimi odnosi się wrażenie, że mówią chyba o innym państwie. Wszystko w Czechach jest super: piwo, sklepy, drogi, pociągi i marihuana. Najbardziej super są jednak Czesi: tolerancyjni, wyrozumiali, kosmopolityczni, weseli i nowocześni. Ogrom bzdur, które przez ten rok usłyszałem z polskich ust nie przestaje mnie zadziwiać. Otóż w Czechach ponoć wcale się nie kradnie, przestępczość niemal nie istnieje, a w knajpach nigdy nie dochodzi do bijatyk, bo Czesi z wszystkimi lubią się bratać przy piwku. Lista podobnych założeń jest bardzo długa. Spora część praskich Polaków poczeszcza się szybciej niż kiedyś galicyjscy Polacy w Witkowicach. Szlifują niepoprawny praski czeski, by tylko czuli się bardziej „światowi”. Doznałem także przykrego rozczarowania, gdy jeden z moich polskich współpracowników rozmawiał ze mną łamaną czeszczyzną, nawet gdy ja odpowiadałem mu czysto po polsku. Absurd. Brawo Polacy!

Niekończąca się miłość Polaków do Czechów nie zna granic, tak samo jak małostkowa nienawiść Czechów wobec nas. Aferka alkoholowa nie tylko rozszerzyła w społeczeństwie czeskim niespotykaną jak dotąd paranoję, ale także znów odkryła stare i dobrze znane czeskie kompleksy. Na każdym kroku można w Pradze usłyszeć, że wszystko polskie jest złe, teraz już nie tylko żywność, ale także alkohol. To przecież oczywista sprawa, że ślady lewej wódki prowadzą do Polski. Hyde Park w Telewizji Czeskiej pełen jest ksenofobicznych uwag o Polsce i zakazywaniu całego importu z Polski, bo „z Polski przecież nigdy nic dobrego nie przyszło”. Czeskie gazety powielają i szerzą te brukowe poglądy, dodając od czasu do czasu kolejne rewelacyjne artykuły o tym, jak cała Polska pełna jest katolickich pedofilów. Wszystko w sytuacji, gdy w Polsce nikt nawet pół-oszczerstwa wobec Czechów nie wysuwa; w sytuacji, gdy zabójczy alkohol metylowy ma stuprocentowo czeską genezę.

Fobia wobec wszystkiego, co polskie dopełnia już wcześniejsze antypolskie stereotypy. Już wielokrotnie słyszałem od swoich czeskich znajomych, że w Polsce wszyscy jeżdżą ciągle konno, że kobiety są używane w polach zamiast pługu itp. Pewna znajoma wyraziła zdanie, że do Polski nigdy by swoich dzieci nie zawiozła, bo na granicy pewnie schwytał by ich zły ksiądz katolicki i przemocą zmusił do całowania krzyża. Niewiele lepiej mają Słowacy, którzy są w Pradze wyśmiewani na każdym kroku, mając status społeczny niemal biednych gastarbeiterów gdzieś z Azji. W pracy raz w tygodniu moi czescy koledzy bawią się w wyśmiewanie słowackiego jako śmiesznego języka. Słysząc znów głośne nabijanie się z „drevokocurów”, wychodzę. Wyszydzanie słowackiego i Słowaków jako zacofanego narodu osiągnęło już taki poziom, że nawet Węgrzy ze Słowacji, których w pracy sporo, bronią swoich rodaków. Zmasowane poniżanie Słowaków w ramach niby-humoru osiąga swój czechizacyjny cel. Zaczyna się na „nashle” w windzie, a kończy na nieudolnym „rzykaniu”. Słowackość w Pradze umiera szybko. W ostatnim Spisie Powszechnym niemal 25 tys. mieszkańców Pragi zadeklarowało słowacką narodowość. Kolejnych kilkadziesiąt tysięcy Słowaków – obywateli Słowacji mieszka w Pradze. W zeszłym roku słowaccy działacze próbowali w Pradze uruchomić słowackie gimnazjum – zgłosiło się siedmioro dzieci…

Czeskie poczucie wyższości nad innymi narodami nie zna granic. Wszędzie jest gorzej, wszystko jest gorsze, tylko w Czechach jest pięknie, no i może jeszcze w Niemczech. Czesi sami siebie bardzo kochają, w zwierciadle widząc nowoczesnych, tolerancyjnych Europejczyków. Ten sielankowy obraz wspomagany jest badaniami opinii publicznej, które co roku potwierdzają, że Czesi najbardziej lubią właśnie Słowaków i Polaków. Piękny, jednak kołtuński obraz, jak już pisałem wyżej. W rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Nie trzeba ubierać się w mundury i maszerować z sztandarami, by być prowincjonalnymi ksenofobami. Polecam owym ksenofobom dłuższy wyjazd za granice, bowiem z zagranicy Czechy wyglądają zupełnie inaczej i wcale nie tak sielankowo.

Marzę o tym, by pewnego dnia zwykły czeski Novak dostrzegł, że Polska nie jest teokratycznym krajem trzeciego świata, produkującym same wadliwe produkty. Daleka jednak droga przed nami.

Adam Krumnik, źródło

Czechy – Ziemia Obiecana?

„Żądamy czeskiej okupacji” – czytamy na rozpowszechnianym na Facebooku memie. Jego autorzy chwalą naszych południowych sąsiadów, za postęp który się u nich dokonał. Liberalne podejście do aborcji, posiadania niewielkiej ilości narkotyków czy choćby legalne picie piwa na ulicy, to tylko niektóre różnice, które przyciągają sympatyków Republiki Czeskiej. O tym jak naprawdę żyje się w Czechach mówi nam Jovita Praga, która ponad rok temu przeprowadziła się do Pragi.

Macie na nazwisko Praga. Czy miało to wpływ na waszą przeprowadzkę do czeskiej stolicy?

Jovita Praga
Jovita Praga•Fot. Michał Dagajew

Jovita Praga: Absolutnie żadnego. Gdy mówimy ludziom jak się nazywamy, to spotykamy się z bardzo miłymi emocjami. Jest to jednak czysty przypadek.

Jak wam się żyło w Polsce?

Super. Mieliśmy praktycznie wszystko. Dobrą pracę, duży i ładny dom, wysokie zarobki.

To dlaczego wyjechaliście? Większość ludzi decyduje się na emigrację za chlebem?

To nie praca zmusiła nas do wyjazdu. To sposób życia. Nie chcieliśmy się martwić o przyszłość naszych dzieci i o to, w jakich realiach będą się wychowywać. Polska codzienność nas wypalała. To była przemyślana decyzja, aby zacząć wszystko od nowa.

Dlaczego właśnie Czechy? Większość moich znajomych wyjechało do Norwegii, Wielkiej Brytanii albo Danii.

Mieliśmy do wyboru wiele miejsc na świecie, bo w wielu miejscach mamy rodzinę. Zdecydowaliśmy się na Czechy z kilku powodów. To przede wszystkim blisko, więc mniej odczuwa się emigrację. Ludzie są z jednej strony podobni, ale życie tu wygląda zupełnie inaczej. Chcemy zapewnić dzieciom życie w lepszej atmosferze.

Co rozumiesz przez lepszą atmosferę?

Mam na myśli służbę zdrowia, system edukacji, sferę obyczajową. Mój syn Patryk nie chodził w Polsce na religię. Nie było do wyboru innych zajęć, jak np. etyka. Skutek był taki, że Patryk siedział sam w szatni jak wyrzutek, podczas gdy inne dzieci były na religii. Miał wtedy sześć lat. Nikt nie zaproponował, aby w tym czasie choćby pobawił się w jakiejś sali zabawkami. Później sam mnie prosił, czy może chodzić na religię, bo mu się nudzi i nie chce siedzieć sam w szatni.

W Czechach nie ma takiej dyskryminacji. W nowej szkole Patryka nie ma takiego problemu. Jest na przykład wiele dzieci arabskiego pochodzenia. Temat wyznania nie jest poruszany w szkołach. W Czechach to odrębna sprawa każdego człowieka. Dla mnie to ważne, bo umysł dziecka jest bardzo chłonny i podatny na wszelką indoktrynację. Jeśli rodzice dziecka są religijni, to w Czechach mogą chodzić na zajęcia pozalekcyjne w kościołach.

Czy podejście do religii to jedyna różnica w naszych systemach edukacji?

Tych różnic jest zdecydowanie więcej. Tu nauczyciele mają inne podejście. Nie próbują zdominować dziecka, traktują je niemalże na równi, jak dorosłego. Są też bardzo przyjaźnie nastawieni do rodziców, jest z nimi naprawdę świetny kontakt.

W szkołach prowadzi się też wiele zajęć, które przystosowują dzieci do późniejszego życia. Dzieci w gimnazjum uczą się, jak założyć własną firmę i odnieść sukces w biznesie. Są też zajęcia chociażby z gotowania, aby młody człowiek umiał sobie poradzić bez rodzica. Dziesięcioletnia koleżanka mojego syna umie już ugotować zupę, bo musiała zaliczyć z tego egzamin. Problemem nie jest też dla niej upieczenie ciasta.

Jesteście w Czechach już od roku. Mieliście jakieś problemy w znalezieniu pracy?

Nie szukaliśmy pracy. Ja i mąż założyliśmy firmy, praktycznie zaraz po przyjeździe. Nie stanowiło to najmniejszego problemu. Tu są mniejsze podatki, a państwo ma mniej rozwinięty system urzędniczy. Formalności załatwiliśmy w jeden dzień. Państwo skupia się tu na pomocy obywatelowi.

Zastanawiałam się kiedyś, czy założyć działalność w Polsce, ale to by mi się nie opłacało. Tu zaraz po przyjeździe weszłam w spółkę i rozwijamy salon piękności. Mój mąż też ma firmę, którą założył z Czechem.

Mówisz o tym kraju, jak by nie miał żadnych minusów. Czy Czechy to faktycznie raj?

Oczywiście, że są i minusy. Największy problem Czech, o którym się mówi głośno, to korupcja. Nam to jednak w niczym nie przeszkadza, bo inne udogodnienia nam to rekompensują.

Jakie to udogodnienia?

Chodzi mi raczej o sferę obyczajową. Jest to kraj zlaicyzowany i jest w nim dużo mniej kościołów, niż w Polsce. Oczywiście jeśli ktoś chce, to je znajdzie. Tu jednak ludzie wierzący nie narzucają swojej religii i światopoglądu innym.

Mówiłaś, że w Polsce niczego wam nie brakowało. Jak wyglądają zarobki u naszego południowego sąsiada? Czy po roku żyjecie już na podobnym poziomie, co w Polsce?

Czechy nie kojarzą się z wielkimi pieniędzmi, ale zarobki są tu wyższe. Jednak tutaj nie okazuje się swojego bogactwa. Czesi nie wywyższają się, gdy osiągną sukces. Nie widać po nich na pierwszy rzut oka, że są zamożni. To jest po prostu źle widziane, gdy ktoś za bardzo przechwala się kim jest lub tym, co ma.

A co jest ważne dla Czechów?

Bezwzględnie rodzina. Nie praca, nie zarobki, ani też nie religia. Ważne jest, aby zadbać o dom i swoich bliskich. Czesi poświęcają rodzinie praktycznie każdy weekend. Chodzą wspólnie na koncerty, spotykają się też z przyjaciółmi. Dlatego jest tu tak wiele knajp, w których jest bardzo smacznie i tanio. Każdy może sobie na to pozwolić.

Czy zdarza wam się tęsknić za Polską?

Pierwszego października minął rok od przyjazdu. Ani razu nie zatęskniliśmy za krajem. Myśli się jedynie o rodzinie, przyjaciołach, którzy zostali w kraju. Mam znajomą Polkę, która mieszka tu jedenaście lat i twierdzi, że nigdy nie wróciłaby do Polski. Powtarza to zawsze po powrocie od rodziny.

Chcecie zostać tam na stałe?

Myślimy o tym. Czechy to państwo dla obywateli i to się czuje. Nie dla urzędników, nie dla polityków. Zastanawiamy się nawet nad zmianą obywatelstwa. Musimy jednak na to zaczekać. Aby to zrobić, trzeba zarejestrować się na policji i przejść pięcioletni okres próbny. Jak się nie zrezygnuje, mogą przedłużyć o kolejne dziesięć. Po piętnastu latach można się starać o obywatelstwo.

Co Czesi myślą o Polsce i Polakach?

Wielu Czechów myśli, że Polska to kraj trzeciego świata. Śmieją się z nas, że zajmujemy się tyloma nieważnymi sprawami. Mają na myśli religię, politykę, kłótnie o sprawy obyczajowe. Ich polityka koncentruje się na tym, aby polepszyć swój byt ekonomiczny, opiekę zdrowotną czy emerytury.

A czym oni żyją na co dzień, jeśli nie przywiązują wagi do polityki?

Kulturą. Bardzo mocno dbają o życie kulturalne. Dzieci raz w tygodniu chodzą do teatrów, zwiedzają muzea. Czesi uczą swoje dzieci wrażliwości na sztukę. Ludzie nie gadają bez przerwy o aborcji, która jest tu do trzeciego miesiąca legalna. I tak wykonuje się jej mniej niż w Polsce. Pigułki antykoncepcyjne są refundowane.

Inny styl życia widać także, gdy patrzy się na ludzi starszych. Są mili, spokojni i często się uśmiechają. Mówią sobie „dzień dobry” i często proponują pomoc. W Polsce starsze osoby są zupełnie inne, choć to nie ich wina, a systemu. Są sfrustrowani.

Jeśli Czesi żyją spokojnie i nie szukają sensacji, jak wyglądają u nich media? Czy też widać tabloidyzację, która jak twierdzą niektórzy, jest spowodowana oczekiwaniami widza?

Tu także jest ogromna różnica. Jak oglądam TVN24 to tylko się denerwuję. Ostatnio zadałam sobie pytanie, po co to właściwie robię? W polskich mediach mówi się wciąż o tych samych tematach, aborcja, afery, lub że posłanka powiedziała do posła „spier…”. Czesi się z nas śmieją. Ostatnio jechałam metrem i Czesi naśmiewali się z pojawienia się w Polsce magazynu „Egzorcysta”. Dla nich świadczy to o tym, że nasz kraj stoi w miejscu.

Czesi przedstawiają informacje spokojnie. Nie oglądają debat z kłócącymi się politykami. Poruszają naprawdę ważne problemy, politykę zagraniczną. Czesi interesują się również polityką krajową, ale podchodzą do niej racjonalnie i z dystansem. Mówi się o kryzysie, częste są też dyskusje o wprowadzeniu waluty euro. W mediach jest też bardzo wiele informacji o kulturze. Informuje się o koncertach, wystawach, czy ktoś ważny przyjechał.

Czytaj tutaj.

Czesi nie znają angielskiego

Według badań Eurobarometru, Czesi plasują się na ostatnim miejscu wśród krajów Unii Europejskiej pod względem znajomości języka angielskiego.

Nie pomaga też młoda generacja – z badań wynika, że tylko 11,07% Czechów uważa swoje umiejętności językowe za dobre lub bardzo dobre. Podstawy angielskiego zna tylko 27% Czechów, ale ich umiejętności nie są wystarczające do codziennej komunikacji z obcokrajowcami.

W ogonie Europy oprócz Czechów są jeszcze Hiszpanie (11,28%) oraz Bułgarzy (11,9%). Najlepiej po angielsku mówią Szwedzi i Duńczyczy (52%) oraz Finowie i Austriacy.

Jest to ogromny cios w Ministerstwo Edukacji. Pomimo obowiązkowych lekcji języka obcego i trzech godzin nauki tygodniowo, czeska młodzież wypada najgorzej w Europie w przedziale wiekowym 15-24. Dziwi też to, że pomimo że język angielski wciąż jest bardziej popularny od niemieckiego, znajomość mowy Wyspiarzy kuleje.

Niedawno było słychać opinie, że za taki stan rzeczy odpowiadają dubbingowane filmy. W krajach skandynawskich, gdzie filmy lecą w oryginale z napisami, znajomość angielskiego jest najwyższa. Jednak aż 80% Czechów nie chce, aby przestano dubbingować filmy. Jak widać Czeska Republika będzie musiała znaleźć inny sposób na to, by Czesi zaczęli uczyć się angielskiego.

Badanie przeprowadzono na próbie 27 tys. respondentów ze wszystkich nieanglojęzycznych krajów Unii Europejskiej w pierwszej połowie 2012 roku.

A jakie zdanie na ten temat macie Wy? Oprócz mego znajomego Toma z Pragi, który biegle włada ośmioma językami, nie znam żadnego Czecha, który mówiłby biegle w języku angielskim. Nieliczni moi znajomi mówią po niemiecku, a kilku polonofilów po polsku.

Na Hitlera z Czechami

Razem z Czechami mogliśmy pokonać Hitlera i uniknąć wszystkich późniejszych nieszczęść. A pazernemu Beckowi zachciało się Zaolzia i z Niemcami uczestniczył w rozbiorze słowiańskiej Czechosłowacji.

Z czego Czechosłowację zbudowano?

Czechosłowacja uzyskała niepodległość po upadku cesarstwa austro-węgierskiego. Aspiracje terytorialne polityków czeskich sięgnęły wówczas daleko poza etnograficzne granice Czech. Program terytorialny, sformułowany pod koniec I wojny światowej i przedłożony Entencie w lutym 1919 r., obejmował wszystkie ziemie „korony św. Wacława”. Czesi domagali się połączenia ze Słowakami, inkorporacji Rusi Podkarpackiej, korytarza przez tereny austriackie i węgierskie do Jugosławii, poprawek na korzyść Czech od strony Prus, Saksonii, Bawarii i Austrii, w tym włączenia ziemi kłodzkiej i całego Śląska Cieszyńskiego, aż po Bielsko. Program ten udało się politykom czeskim w zasadzie zrealizować.

Niepodległa Czechosłowacja zajmowała terytorium liczące 140 tys. km2 i zamieszkiwało w niej ponad 14 mln ludzi, a szczęśliwy traf uczynił ją państwem należącym do czołówki przemysłowych krajów świata, gdyż tylko traf sprawił, że na jej ziemiach znalazło się 75% przemysłowego potencjału cesarsko-królewskich Austro-Węgier (90% wydobycia węgla, 75% produkcji surówki i stali, 80% produkcji maszyn, taki sam procent produkcji tekstyliów itd.). W 1938 r. Czechosłowacja produkowała po 2,3 mln ton stali i surówki, a było to więcej, niż zdołały osiągnąć Włochy. W Czechach znalazł się nieomal cały przemysł zbrojeniowy byłych Austro-Węgier – na terenie ziem polskich zaborcy nie budowali fabryk uzbrojenia. Ogromne zakłady Śkody zatrudniały ponad 40 tys. pracowników, na potrzeby wojska – i przede wszystkim eksportu – pracowało 13 wytwórni samolotów, 7 – broni pancernej, 6 fabryk dział, 8 – broni ręcznej i maszynowej, 6 – amunicji i granatów.

Zaraz po proklamowaniu niepodległości czescy Niemcy, powołując się na zasadę samostanowienia, ogłosili powstanie niezależnych prowincji niemieckich, dążących do połączenia z Austrią. Wprawdzie ostre działanie czeskich wojsk stłumiło akcję Niemców, ale problem kilkumilionowej mniejszości niemieckiej pozostał. Połączenie ze Słowacją spowodowało konflikt z Węgrami, które niegdyś władały tym obszarem. Wymuszona granica, sięgająca Dunaju, wyszła poza zasięg słowacczyzny i obiektywnie wzmocniła mniejszość węgierską na terenie republiki czechosłowackiej. Również na Rusi Podkarpackiej rząd praski nie zrealizował obiecanej szerokiej autonomii dla Rusinów. Wygrany z Polską spór o Śląsk Cieszyński oznaczał natomiast ponad 100-tysięczną ludność polską wypowiadającą się za połączeniem do Polski.

 

Stało się więc widoczne, że przyszłość Republiki jest uzależniona od okiełznania irredenty niemieckiej i zgodnej współpracy ze Słowakami. Tymczasem Słowacja ustępowała znacznie poziomem zagospodarowania Czechom i Morawom. Rolnictwo słowackie miały zbiory o jedną trzecią mniejsze od rolnictwa czeskiego i nie było przemysłu. Ziemie słowackie stawały się rynkiem zbytu dla wyrobów czeskich, bowiem słaby przemysł rodzimy nie wytrzymywał konkurencji. Kryzys gospodarczy odbijał się głównie na ludności słowackiej, której jedyną perspektywą miała być czechizacja, czyli utrata narodowej odrębności. Na Słowacji rosło rozczarowanie do związku z Pragą. Przybywało zwolenników oddzielenia się od Czech. Procent ludności zainteresowanej obroną Czechosłowacji spadał poniżej granicznej wielkości 50%. Tworzyło to zarodek katastrofy czeskiej państwowości.

————————————————————————————-

Tekst pochodzi z portalu wpolityce.pl. Autorem tekstu jest Romuald Szeremietiew.

Polecam całość!

 

Niedoparki – Pavel Šrut

 

Niedoparki (czes. Lichožrouti) to książka dla dzieci od lat pięciu do stu stworzona przez czeskiego pisarza, Pavla Šruta, oraz ilustratorkę i twórczynię filmów animowanych, Galinę Miklínovą.

Niezwykła historia o stworkach zamieszkujących nasze domy i bezwstydnie
podjadających skarpetki zdobyła w Czechach szereg nagród; w tym tytuł Książki Dziesięciolecia dla Dzieci i Młodzieży przyznany przez jury Magnesia Litera (odpowiednik polskiego NIKE). Książka została wydana w Czechach w roku 2008, w 2010 ukazała się jej druga część, w 2013 pojawi się trzecia.

Niedoparki stały się ulubieńcami czeskich dzieci. Za naszą południową granicą powstaje na podstawie książki wysoko budżetowyfilm animowany 3D pod kierownictwem Ondřeja Trojana (reżyser m.in. nominowanego do Oscara filmu Żelary). Książka Niedoparki zapoczątkowuje w wydawnictwie Afera serię Czeska Bajka, w której będą wydawane wartościowe książki dla dzieci i młodzieży współczesnych czeskich autorów.

AUTOR
Pavel Šrut (ur. 1940); czeski poeta, tłumacz, autor tekstów piosenek, felietonów oraz książek dla dzieci i młodzieży (m.in. kontynuacji znanych także w Polsce przygód Boba i Bobka – dwóch królików z kapelusza). Laureat m.in. nagrody Jaroslava Seiferta (nagroda przyznawana wybitnej beletrystyce) oraz nagrody Karela Čapka przyznawanej przez czeski PEN Club.

AUTORKA ILUSTRACJI
Galina Miklínová (ur. 1970); czeska ilustratorka, reżyserka i twórczyni filmów
animowanych. Ilustratorka m.in. czeskiego przekładu cyklu Harry Potter, twórczyni logotypu największej czeskiej akcji promującej czytelnictwo wśród dzieci Rosteme s knihou (odpowiednik Cała Polska czyta dzieciom). Jej filmy animowane pokazywano na festiwalach w Stuttgarcie, Annecy, Rio de Janeiro, Tampere, São Paolo.

Polska premiera: 22 października 2012.

Wydawnictwo Afera 2012

Lidice – wstrząsający zapis dziejów

Wolny niedzielny wieczór postanowiłem przeznaczyć na nadrobienie czeskich filmów. Tak się stało, że wybrałem film Lidice, opowiadającym o masakrze ludności czeskiej podczas II wojny światowej.

Historia została opowiedziana w sposób bardzo mocny. Główny bohater František Šíma trafia do więzienia za zabicie swego syna. Życie w więzieniu płynie mu bardzo spokojnie. Spokojnie jest również w jego rodzinnej wsi Lidice, do której tęskni. Przypadek sprawił, że po zamachu na Reinharda Heydricha, najwyższego rangą przedstawiciela III Rzeszy zabitego przez ruch oporu w Pradze w czasie II wojny światowej, Lidice stają się tłem ogromnej masakry z rąk hitlerowców.
Lidickich mężczyzn rozstrzeliwano. W sumie zamordowano ich 173. Najstarszy miał 84 lata, najmłodszy – 14 lat. Wszystkie budynki – łącznie ze szkołą, kościołem i plebanią – oblano benzyną i spalono.


Resztki budynków wysadzano w powietrze, cmentarz zniszczono, drzewa zrąbano, staw zasypano gruzami. W niektórych miejscach nawet przesunięto koryto potoku, żeby nic nie zostało na swoim miejscu. Miejsce, gdzie stały Lidice, miało zostać gołym polem i nazwa wsi miała zniknąć z map.

Taki obraz swojej wsi zastaje František wracający z więzienia. Zrozpaczony pragnie własnej śmierci…
Film niebywale realistyczny. Klimat tamtych czasów jest bardzo odczuwalny. Z pozoru sielskie życie na wsi, poza zasięgiem wojny burzy obława Niemców. Widzimy rozstrzeliwania, masowe mordy, wywózki do obozów koncentracyjnych. Najbardziej wzruszającą sceną było jednak gazowanie małych dzieci.

Obraz ten to hołd dla wszystkich 340 mieszkańców Lidic zabitych podczas niemieckiej obławy.

 

Petra Soukupová – Zniknąć

Czytałam chciwie, rano, przed spaniem i w środkach transportu, czytałam łapczywie od początku do końca.

Petra Hůlová, tygodnik „Respekt“

Kuba ma sześć lat, osiem miesięcy i trzynaście dni. Pomijając fakt, że brat go nie lubi, a tata za bardzo nie zwraca na niego uwagi, nic złego mu się w życiu nie dzieje. Po prostu nie lubi treningów i nie lubi brata, Martina, jak go straszy. Kuba jest cały jaśniutki i strasznie mały jak na swój wiek. Nie lubi jeść. Czasami wyrzuca przez okno. Ale potem już się boi, bo raz kawałek mięsa spadł na parapet sąsiadów z dołu. Kuba ma dla siebie całą mamę, Martin całego tatę i
każdy z nich chciałby też kawałek tego drugiego rodzica.

Vojta jest rudy i wycina z papieru modele okrętów. Mama mówi, że kiedy wycina, nic do niego nie dociera. Nie za bardzo to kuma, ale przywykła. Siostra, Pavla, nie przywykła, a to dlatego, że jest strasznie głupia. Ale to tak naprawdę strasznie. Uczy się na kucharkę i już teraz jest okropnie gruba. Vojta ma jedenaście lat, Pavlína szesnaście, ale i tak by go nie dogoniła, on biega
szybciej.Vojta i Pavla mieszkają z mamą. Tata Vojty podobno jest marynarzem i służy na statku gdzieś za granicą. Tata Pavlíny mieszka w Stanach i czasem wysyła jej paczki, ale też jest dupkiem.

Helena sama wychowuje Jiříka. Tata nie za bardzo chce go widywać. Jego pech, idiota. Ale płaci. Helena ma młodszą siostrę, Hanę, ale nigdy za sobą nie przepadały. Po prawie dwudziestu latach Hana odzywa się do siostry tylko z powodu śmierci kogoś, kogo Helena nie tylko całe wieki nie widziała, ale nawet wcześniej nie lubiła. Hanka pisze Przyjedź. Czemu nie. Helena chciała to przecież zrobić już ze sto razy. Nie, dużo więcej razy. Ale kiedy przyjeżdża,  coś dziwnego. Jej własny syn wygląda jak jej ojczym. Coś jest nie tak.

Zniknąć – trzy nowele, trzy współczesne historie rodzinne. Trudno się od nich oderwać. Opowiedziane wartko i beznamiętnie, wywołują jednak w czytelniku burzę emocji. Doskonale skonstruowana fabuła, żywi bohaterowie, którzy zabierają w swój świat; równocześnie, niepostrzeżenie i z zaskakującą siłą prowokując nasze własne wspomnienia – najmocniejsze – rodzinne. Bo właśnie w tych relacjach – rodzinnych – jak nigdzie indziej zacierają się granice między miłością a nienawiścią, egoizmem a poświęceniem, codziennością a mroczną tajemnicą. Nic nie daje nam tyle sił i równocześnie tak bezwzględnie nie obezwładnia, jak rodzina. Przecież wszyscy wiemy, że… …najwięcej wypadków przydarza się w domu!

Zniknąć błyskawicznie stało się w Czechach bestsellerem i przyniosło młodej autorce, Petrze Soukupovej, najważniejszą czeską nagrodę literacką Magnesia Litera w kategorii Książka Roku.

Wydawnictwo Afera

DATA PREMIERY

15.października 2012

 

Ile kosztuje ślub w Czechach?

Gościna sześćdziesiąt tysięcy koron, kwiaty dziesięć tysięcy, stroje i fotograf kolejne dziesięć. Do tego fryzjer, zaproszenia, wynajęcie auta. Oto lista do której zajrzą tylko zakochani…

„Pożyczenie sukni wraz z szalem, welonem i stylową parasolką kosztowało mnie 8 tysięcy koron” – wspomina Karolina Jelinkova, panna młoda. To był jedynie ułamek z tych stu tysięcy koron, jakie wydała na swój ślub. Za 60 tysięcy koron wynajęliśmy piękną salę w małym hoteliku. Niczym nie musiałam się martwić, ekipa ozdobiła kwiatami nawet sufity. Ale to nie są żadne luksusy. Karolina wspomina o swoich znajomych, których ślub kosztował nawet pół miliona koron.


W roku 2011 ślub wzięło 45 tysięcy par. Przy założeniu, że średni koszt takiej imprezy wynosi 80 tysięcy koron, wychodzi na to, że cała ślubna branża w Czechach warta jest aż 4 miliardy koron! Z tych pieniędzy żyje kilkaset ślubnych agencji oraz restauracji. Niektóre z nich bez organizowania tego typu imprez w ogóle by nie przeżyły.
Niezbędna jest suknia ślubna. Ta najtańsza kosztuje 4900 kc, ale wygląda jak „nocna koszula”. Najdroższe są suknie firmy Vera Vang, ich ceny kształtują się na poziomie 15 000 kc. – mówi Marie Novakova, właścicielka praskiego ślubnego centrum Adina. Naszą najdroższą szatą była śnieżnobiała ręcznie robiona suknia pokryta kamieniami Swarovskiego i kosztowała pół miliona koron. Jest to najdroższa rzecz, jaką się w ogóle da kupić w Republice.


Mało kogo stać jednak na takie fanaberie. Czeszki częściej zamawiają przez Internet suknie z Polski lub kupują je u Wietnamczyków za tysiąc koron. Następnie oddają je do krawcowych i te tworzą z nich te wymarzone ślubne kreacje.
To nie wszystkie wydatki. Następne w kolejce są obrączki. Na nie zakochane pary wydają około 10 tysięcy koron. Coraz częściej wybierają stal chirurgiczną, bo ta jest tańsza. Górna granica cen za obrączki praktycznie nie istnieje. Najdroższą jednak obrączką było złoto z diamentem za 60 tysięcy koron.
Każda panna młoda musi wyglądać pięknie. Przed ślubem wizyta u fryzjera jest obowiązkowa. Z portfela wyciągnąć należy kolejne 4 tysiące koron.
Powiedzenie sobie tak pod gołym niebem, albo na Śnieżce kosztuje kolejny tysiąc. Haracz spływa do urzędu gminy, do którego dane miejsce należy. Bogatsi mogą wynająć zamek: koszt rzędu 20 tysięcy to dla nich przecież drobiazg. Niezwykle popularny jest zamek Průhonice pod Pragą, w którym rocznie odbywa się 150 uroczystości.


Dalsze wydatki Państwa Młodych to: zespół za 23 tysięcy; wizażystka i makijażystka za 8400 koron; gastronomia 134 tysiące.
Najtańszą wersję ślubnej uroczystości zaprezentuje nam Marie Brotankova z Czeskiego Krumlova. Obrączki wzięliśmy po babci, wesele było u nas w ogródku, a na kolacje zaserwowaliśmy naszym przyjaciołom gulasz z chlebem. Wszyscy byli zadowoleni, nikomu taka skromność nie przeszkadzała. Fotograf to mój kolega, a suknię pożyczyłam od koleżanki. Cały ślub kosztował nie więcej niż kilka tysięcy koron.


Coraz więcej par ostro oszczędza – twierdzi Irena Hluchinkova z agencji Kopertina z Ostrawy. Nasze dochody spadły przez rok o 15 procent. Kolejnym zmartwieniem może być ciągle malejąca liczba ślubów.
Nie ważne ile pieniędzy wydasz na ślub, ważne, żebyś po uroczystości była szczęśliwa – podsumowuje Marie Brotankova.

 

Zdjęcia ze ślubu czeskiej pary, który odbył się na szczycie Śnieżki. Po uroczystości Para Młoda zorganizowała poczęstunek na trawie, w którym uczestniczyli też urzędnicy udzielający im ślubu. 

Krajobraz po wyborach: pomarańczowo-czerwone tsunami

Według nieoficjalnych wyników podanych w sobotę przez czeską Państwową Komisję Wyborczą w dwudniowych wyborach samorządowych i pierwszej turze wyborów uzupełniających do Senatu zwyciężyła opozycyjna Czeska Partia Socjaldemokratyczna (CzSSD).
Po przeliczeniu 99 procent głosów poinformowano, że opozycja zwyciężyła w 9 z 12 krajów (województw). „To pomarańczowo-czerwone tsunami na czeskiej mapie administracyjnej. Policzek wymierzony prawicy. Przegrana prawicy jest tak tragiczna, że aż bije po oczach „ – skomentował dla PAP wyniki wyborów politolog Tomasz Lebeda, nawiązując do pomarańczowego logo socjaldemokracji i czerwonych barw komunistów.

Wyborom towarzyszą spore emocje. Czeskie związki zawodowe zaapelowały do swoich członków, aby nie głosowali na rządzące ugrupowania prawicowe. W skład rządu wchodzą obecnie: Obywatelska Partia Demokratyczna (ODS) premiera Neczasa, ugrupowanie Tradycja Odpowiedzialność Prosperity 09 (TOP 09) oraz grupa byłych posłów dawnego koalicjanta Sprawy Publiczne (VV), skupionych wokół wicepremier Karoliny Peake.

„Gabinet Petra Neczasa jest najgorszym rządem od dziesięciu lat, zwiększa bezrobocie i pogłębia stagnację ekonomiczną. Odmawia dialogu ze społeczeństwem. W latach 2010-2011 zwiększył zadłużenie o rekordowe 320 mld koron (12,8 mld euro). Bez pracy pozostaje pół miliona Czechów. Prawica toleruje korupcję, tuszuje skandale polityczne i podatkowe afery polityczne” – podkreślili związkowcy w oświadczeniu.

„To historyczne zwycięstwo. Teraz nie można już nas ignorować” – powiedział lider ugrupowania Vojtiech Filip. Dotąd partia była izolowana na czeskiej scenie politycznej. Lewica zapowiada jednak odnowienie współpracy z komunistami na poziomie regionalnym, co dodatkowo pogłębia klęskę czeskiej prawicy.

Frekwencja nie przekroczyła 37 procent. „To wcale nie tak dużo. Czesi dali wyraz rozczarowaniu i apatii, odmawiając zaufania wszystkim rządzącym ugrupowaniom” – uznał socjolog Jaromir Volek.

Czeski Internet huczy od komentarzy. Sukces komunistów zaskoczył wszystkich.  Na oficjalną stronę partii włamały się osoby podszywające się pod grupę Anonymous: po zamieszczeniu swego odzewu do Czechów, zablokowali stronę.

Tymczasem Czesi nie pozostawiają na rządzie premiera suchej nitki. Obarczają Naczasa o spowolnienie gospodarcze, zadłużanie się kraju oraz rosnące bezrobocie. Niektórzy znaleźli już sposób na rozwiązanie problemów…

Czy Republika zdominowana przez socjaldemokratów i komunistów zamieni się w Republikę sprzed 1989 roku? Niektórzy twierdzą, że tak:

PAP, czeski internet

 

Klaus w Polsce, Gauck w Czechach

Od oficjalnego powitania na dziedzińcu Pałacu Prezydenckiego rozpoczęła się w czwartek rano oficjalna wizyta w Polsce prezydenta Czech Vaclava Klausa wraz z małżonką.

Po południu Klaus odebrał doktorat honoris causa przyznany mu przez Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego. W uroczystości, podczas której głos zabrał czeski prezydent, wzięła też udział polska para prezydencka. Wieczorem w Pałacu Prezydenckim czeska para prezydencka została podjęta uroczystym obiadem.

W piątek rano prezydenci Polski i Czech wezmą udział w inauguracji polsko-czeskiego forum gospodarczego w jednym z warszawskich hoteli. Następną część dnia czeski prezydent wraz z małżonką spędzą w Krakowie.

– Świat w którym żyjemy jest dla mnie rozczarowaniem. Wydaje mi się, że żyjemy w świecie, który jest znacznie bardziej socjalistyczny, zcentralizowany i etetystyczny, w którym społeczeństwa są mniej wolne i demokratyczne niż sobie kiedyś wyobrażałem. Po obiecującym początku, w dużym stopniu wracamy do ery, w której kiedyś żyliśmy a o której myśleliśmy, że zniknęła na zawsze.

Tymczasem podczas pierwszej oficjalnej wizyty w Czechach prezydent Niemiec Joachim Gauck złożył w środę hołd ofiarom zbrodni nazistowskich popełnionych w Lidicach w roku 1942.

„Musimy pamiętać o niemieckiej odpowiedzialności za masakrę w Lidicach. Dzielimy swój ból z bliskimi ofiar”

– powiedział Joachim Gauck, który przybył do Lidic w 70. rocznicę pacyfikacji wioski, przeprowadzonej w odwecie za udany zamach na niemieckiego zastępcę protektora Czech i Moraw Reinharda Heydricha. Gauck był zarazem pierwszym prezydentem Niemiec, który odwiedził Lidice po II wojnie światowej i złożył wieniec pod pomnikiem lidickich ofiar.

„Kiedy słucham obu naszych hymnów, nie mogę zapomnieć, że byli tu inni Niemcy – naziści. Możemy być szczęśliwi, że teraz oba narody łączy prawdziwa przyjaźń” – oświadczył Gauck.

Obaj prezydenci nie zdołali się jednak porozumieć na temat przyszłości Unii Europejskiej. Przemawiając w trakcie uroczystego obiadu na Hradczanach, Gauck uznał, że „zjednoczenie Europy było na naszym kontynencie największym cudem XX wieku”. Klaus ostrzegł natomiast przed budową „superpaństwa”. „Nie wierzę, że Europę można zjednoczyć strachem przed zadłużeniem i bankructwem. Nie wierzę, że Europa bez demokracji ma przyszłość. Nie wierzę, że można rozwiązać problemy zadłużonych i niezdolnych do konkurowania państw, jeśli zachowają euro” – zaznaczył czeski prezydent.

Źródło: 1, 2.

Przysięgali Masarykowi, walczyli za Wehrmacht

8 października 1938,  dokładnie przed 74 laty, wywrócił się do góry nogami żywot dziesiątek wsi między Opawą a Ostrawą. Pograniczne tereny po raz kolejny przeszły we władanie Trzeciej Rzeszy. O Czechach walczących w mundurach wermachtu mało kto mówi jednak głośno…

 

Hlučínsko, bo o tym terenie mowa, przez lata przechodziło z rąk do rąk. Po układzie monachijskim przeszło z rąk Czechów w ręce Niemców. 17 grudnia 1943 roku pan Adolf Kurka ze Štěpánkovic miał urodziny. Tego też dnia wcielono go do niemieckiej armii. Jego historia jest zarówno zapisem historii ziem przy dzisiejszej polskiej granicy. Narodowości, języki i kultury żyjąc obok siebie łączyły się w jedną czechosłowacko-niemiecko-pruską masę. Jedynym obowiązkiem wtedy była służba wojskowa. Większość szła do czeskiej armii, niektórzy Czesi włożyli niemieckie mundury. Nie dziwiło to nikogo: tutejsza ludność żyła pod niemieckim wpływem a reszta republiki patrzyła na to biernie przymykając oczy.

Hlučínsko to specyficzny obszar. Jako ostatnie zostało włączone do Republiki Czeskiej. Historia tych ziem była w szkołach tematem tabu. Nikt o tym nie nauczał, nikt nawet o tym nie mówił.

W 1472 roku teren należał do Prus. W 1920 roku przeszedł we władanie Czechosłowacji mimo protestów miejscowej ludności. Osiemnaście lat później zajęli go Niemcy, których witano niczym wybawców. Komuś kto nie żyje na co dzień na tych 300 km kwadratowych, ciężko jest zrozumieć historię tych ziem. Warto wiedzieć jednak, że tamtejsza ludność jest niezwykle różnorodna. Autochtoniczna ludność zwykła sama identyfikować się jako Morawcy (Moravci) lub Prajzáci i posługiwała się specyficzną mową zaliczaną do gwar laskich. Ludność zamieszkującą na południe od rzeki Opawy, na dawnym Śląsku Austriackim przezwała Císarákami. Mówi się, że Prajzáci odziedziczyli wiele niemieckich cech. Najważniejszą i najbardziej widoczną jest zamiłowanie do porządku („Ordnung muss sein„). Każdej niedzieli widzimy mieszkańców pogranicza zamiatających dokładnie nie tylko chodniki, ale również ulice przy swoich domach.

Tożsamość narodowa w Kraiku Hluczyńskim nie jest jednoznaczna: „Ani to Czech, ani to Niemiec. Na pewno już nie Morawianin, ale też nie Morawiec. Najszybciej będzie to Ślązak  a najpewniej Prajzák.” – tak mówi o sobie miejscowa ludność.

Według spisu ludności z 2001 roku Hlučínsko zamieszkują:
Czesi 88%;
Ślązacy 3,6%;
Niemcy 2,6%%;
Morawianie 1,8%;
Polacy 0,2%.

Opracowanie własne, źródło internet.

 

Pardubice – miasto piernika

Ostatnie promienie słońca w tym roku udało mi się złapać w przepięknym mieście w środkowej części Republiki Czeskiej czyli w Pardubicach. Miasto nazywane jest czeskim odpowiednikiem naszego Torunia.

O Pardubicach słyszałem w zasadzie niewiele. Pierwszą i najważniejszą reczą jest fakt, że miasto słynie z produkcji pierników. Poza tym Pardubice rywalizują wciąż z sąsiednim miastem Hradec Králové. Spór trwa od dawna i w zasadzie ciężko jest mi połapać się o co tak naprawdę ci sąsiedzi się kłócą. Wokół sporu narosło wiele śmiesznych opowieści między innymi taka, że północne miasto nazywane jest Mechov z racji tego, że jego mieszkańcy nie znając papieru toaletowego podcierali się mchem…

A  wracając do samych Pardubic… Miasto okazało się bardzo ładne i przyjazne. Na początku przywitało nas komunistycznym dworcem. Na jednej ze ścian wciąż widniała mapa Czechosłowacji. Po krótkim spacerze Aleją Pokoju trafiliśmy na dawne stare miasto. Powitała nas Zielona Brama, która otworzyła nam drogę na Rynek. A sam Rynek zjawiskowy, jak to zwykle w czeskich miasteczkach. Odrestaurowane kamieniczki i ciasne uliczki. Właśnie takie piękne miejsca sprawiają, że uwielbiam odkrywać nowe miejsca w kraju naszych sąsiadów.

Kilkaset metrów dalej byłem już na dziedzińcu odrestaurowanego zamku. Trafiliśmy akurat na miejskie dożynki. Panie ubrane w regionalne stroje ludowe niosły zboże i chleb a kapela przygrywała im ludowe przyśpiewki. O takich atrakcjach każdy czechofil może tylko pomarzyć. Oprócz degustacji chleba można było skosztować lokalnych słodyczy (furorę zrobiły malutkie kuleczki nazwane „ciastkami weselnymi”) oraz piwa Pernštejn.

Zmęczeni wojażami usiedliśmy w restauracji na obiad. Tym razem hitem menu okazał się smażeny syr 🙂 Droga powrotna na dworzec minęła nam szybko, nie mogliśmy doczekać się żeby spróbować pardubickich pierników! Wybór był ogromny, na zakup pierników decydowaliśmy się tak długo, że pani sprzedająca je chyba powoli traciła cierpliwość. W końcu w naszych rękach znalazł się Krecik oraz piernikowy deser truskawkowy.
Powrót do Pragi był niezwykle komfortowy dzięki prywatnym pociągom RegioJet. Co jak co, ale České dráhy powinny zacząć się bać konkurencji. W cenie biletu dostaliśmy catering oraz poranne gazety.

 

Blog na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑