CSA zwolnią jedną trzecią pracowników

Czeskie linie lotnicze Czech Airlines (CSA) zapowiedziały w środę zwolnienie ponad jednej trzeciej pracowników. Jako powód podano znaczący spadek liczby pasażerów z Rosji i innych dawnych krajów ZSRR na skutek kryzysu na Ukrainie.

csa-plane

Zwolnienia zostaną przeprowadzone w grudniu br. i styczniu 2015 r. Obejmą 315 z 871 (36 proc.) zatrudnionych przez przewoźnika osób, w tym 77 pilotów, 172 stewardessy i 66 pracowników administracyjnych – przekazał rzecznik CSA Daniel Szabik.

Pracownicy nieobjęci redukcją etatów muszą się liczyć z obniżeniem wynagrodzeń. Ponadto firma zamierza sprzedać sześć Airbusów A-320, których posiadanie w obecnej sytuacji jest dla niej nieopłacalne.

„Odnotowaliśmy znaczący spadek pasażerów z Rosji i innych krajów byłego Związku Radzieckiego w związku z kryzysem ukraińskim” – podkreślił Szabik.

Premier Czech Bohuslav Sobotka wyraził w środę zaniepokojenie planami CSA.

Związek zawodowy personelu pokładowego (OOPL) oświadczył, że „niczym nieuzasadnione masowe zwolnienia oraz radykalne zmiany w wynagrodzeniach będą powodem do ogłoszenia gotowości strajkowej”. Związek czeskich pilotów (CZAPLA) przekazał, że „nie zgadza się” z planami dyrekcji CSA, ale z ogłoszeniem stanowiska wstrzymał się do czwartku.

W 2013 r. CSA odnotowały straty w wysokości 922 mln koron (ok. 35,5 mln euro) przy zysku 13,3 mld koron (ok. 483,5 mln euro). To najgorszy wynik finansowy czeskiego przewoźnika od 2009 r.

W ubiegłym roku rząd sprzedał 44 proc. akcji CSA koreańskim liniom lotniczym Korean Air, aby ratować deficytowego czeskiego przewoźnika przed niewypłacalnością. Kolejne 34 proc. udziałów wykupiły następnie prywatne czeskie linie lotnicze Travel Servis. Państwo zachowało mniejszościowy pakiet.(PAP)

Cicha wojna handlowa Czechów z UE

Czechy chcą kontrolować ceny importowanej żywności. Według eksporterów to cicha wojna handlowa w UE – pisze „Puls Biznesu„.

zeman

Rząd w Pradze właśnie zatwierdził przepisy, zgodnie z którymi importer żywności na 48 godz. przed wprowadzeniem jej do obrotu będzie musiał zgłosić organom kontrolnym nie tylko towar, ale też cenę, za jaką zamierza go sprzedać. 

Czeski resort rolnictwa podaje, że kontrole będą ukierunkowane na towary „z podejrzanie niską ceną, gdyż niesie ona ryzyko niższych parametrów jakościowych i higienicznych”.

– To efekt rosyjskiego embarga i cichej wojny handlowej w UE. Czechy próbują wprowadzić mechanizmy protekcjonistyczne, żeby chronić swoich producentów – ocenia jednak Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności.

Jak zauważa, przepisy, które mogą mieć realny wpływ na funkcjonowanie wolnego rynku w UE, wymagają notyfikacji wszystkich krajów Unii, a Polska powinna stanowczo im się sprzeciwić.

– Zgodnie z projektowanym czeskim prawem, każdy oferujący cenę niższą niż producent czeski będzie podejrzany o sprzedawanie produktów niskiej jakości lub naruszających zasady bezpieczeństwa żywności – wskazuje.

W 2013 r. polski eksport spożywczy do Czech wyniósł blisko 1,1 mld euro.

Z jednej strony Czesi po cichu atakują UE, a z drugiej strony bronią Rosję. Jak napisał portal informacyjny iDnes.cz, Zeman bagatelizował sytuację na Ukrainie; cytował swego znajomego, który tamtejszy kryzys nazwał „czymś, jak grypa”. Tymczasem Państwo Islamskie w Iraku i Syrii dla czeskiego prezydenta to „rak”, który stanowi zagrożenie dla Zachodu i całego cywilizowanego świata.

Najciekawsze jednak są komentarze pod tym tekstem w portalu wp.pl:

Z historycznego punktu widzenia Czesi zawsze patrzyli tylko na siebie, a przy okazji szukali komu by tutaj coś zabrać najmniejszym kosztem wbijając nóż w plecy. Nie ma się czemu dziwić, że tak robią. Prawda jest też taka, że faktycznie jakość tej niby polskiej żywności w Czechach pozostawia wiele do życzenia. Podsumowując Czesi to takie ratlerki dużo krzyczące i jak się uda to dziabiące w kostkę. Jak mocniej na nich fuknąć to podkulają ogonki i zmiatają pod wersalkę.

Przestałem się dziwić. Widziałem jaką kiełbasę sprzedają w czeskim markecie pod nazwą „Polskie Salami”. Nawet mój pies tego by nie tknął. Widziałem piwo z Polski. Nazwa chyba „Sibelius”. Najtańsze w sklepie. Powoduje odruch wymiotny. Nie wiem kto to kupuje. Kupiłem Ser Polski, Chciałem zrobić tosty. Okazało się, że jest on odporny na temperaturę, nie topi się. Takich przykładów jest więcej. Tracą na tym Polskie dobre produkty. Znajomi z Czech zaskoczeni byli polską kiełbasą kupioną w Polsce za wyższą cenę, mówili, że nie spodziewali się, że Polacy potrafią coś zrobić dobrze. Przywiozłem im polskie piwa i też byli zachwyceni. Pytanie dlaczego nie promujemy jakości? W Czechach sklepy np. Penny prowadzi sprzedaż produktów pod marką „Ceska Kvalita” tj. „Czeska Jakość”. Zbyt mają pierwszej klasy. Tłumaczą, że kupując produkt czeski zapewniasz miejsca pracy. wspomagasz piekarzy, hodowców, rolników, sadowników, rzeźników, przemysł itp. A co robi nasz rząd? Nic!!! Co robią nasi handlowcy? Nic!!! I właśnie taką mamy jakość naszych polskich produktów!!! I właśnie tak jesteśmy postrzegani za granicą!!! Wyprodukowano w UE!!! Czyli w Polsce!!! Sprzedajemy chłam i jeszcze mamy pretensję do świata, że się przed tym chłamem broni!!! Jakość obroni się sama!!! Ale należy wspierać „Polską Kvalite”.

Oni sa po-prostu zazdrośni o to ze ich doganiamy! a wkrótce przegonimy i zostawimy daleko w tyle. Czesi to podły naród !!!!!!!!!!!!! Nie rozumiem dlaczego ten Szczygieł siedzi w tej Pradze i się tam fartuje liżąc im pupska.. Osobiście miałam już z nimi do czynienia. (oszukują w restauracjach i sklepach a w miastach pełno prostytutek: żeńskich i męskich!!!) Krętacze i oszuści !!!! Polska może sobie pozwolić na tańsza żywność! ponieważ mamy duużą konkurencje. Oni niestety nie mogą sobie na to pozwolić. Jednym słowem, wredna ta czeska nacja !!!

Czesi nie chcą u siebie muzułmanów

Najazd arabskich klientów na słynne łaźnie w Cieplicach doprowadził do lokalnej wojny, w którą zaangażowały się partie polityczne i organizacje muzułmańskie. Niektórzy chcą nawet uchwalenia zakazu noszenia w miejscach publicznych chust zasłaniających twarz.

pig

Kiedy w 2012 r. ówczesny minister zdrowia Leosz Heger obciął dopłaty do darmowych wyjazdów emerytów do term, zapewne nie spodziewał się, jaki będzie to mieć wpływ na życie Cieplic. Liczba Czechów odwiedzających je spadła o 45 proc., kilka łaźni zbankrutowało, a wiele skupiło się na ofercie dla Rosjan i obywateli bogatych krajów arabskich.

Cieplice są bardzo popularne właśnie wśród tych ostatnich, w 2014 r. ma ich się tam zjawić 3 tys. Często przyjeżdżają z rodziną i służbą. A ponieważ liczba miejsc noclegowych jest ograniczona, Arabowie postanowili wykupić 60 parceli w okolicach miasta i zbudować cztery kondominia.

Nie wszystkim mieszkańcom ten najazd się podoba, a skargi na głośne zachowanie w nocy czy śmiecenie są na porządku dziennym. Niektóre puby i restauracje nie wpuszczają Arabów – gdy ci próbują wejść do środka, są wypraszani pod pretekstem, że ktoś wynajął lokal.

Świnie i krzyż

Policja analizuje wideo, które pojawiło się dwa tygodnie temu w serwisie YouTube. Na filmie widać, że na działkach wykupionych przez Arabów ktoś zakopał głowy świń – pod drewnianym krzyżem z napisem „Plany islamistów zostaną pokrzyżowane przez nasze tłuste wieprze”. Świnie są uważane przez muzułmanów za zwierzęta nieczyste i taka akcja jest dla nich niezwykle obraźliwa.

Wideo zamieścił na swoim serwerze Jir~ Barták z organizacji Islamu w Czechach Nie Chcemy. Działa ona od pięciu lat i ma ponad 70 tys. fanów na Facebooku. Barták zapewnia, że materiał otrzymał anonimowo, e -mailem.

– Cieplice stawią czoła próbie islamskiej kolonizacji, która nie przynosi rdzennej ludności rozwoju, tylko średniowieczne metody i zagrożenie bezpieczeństwa; walczą bronią, którą mają do dyspozycji – oznajmił Barták.

Do akcji ruszyli też lokalni politycy. Iva Dvoráková, radna z prawicowej Obywatelskiej Partii Demokratycznej (ODS), zaapelowała do członków rady miejskiej, by wymusili na ministerstwie spraw wewnętrznych uchwalenie zakazu noszenia chust zasłaniających twarz (nikabów) w miejscach publicznych, tak jak stało się to we Francji. W rozmowie z iDnes.cz tłumaczy, że muzułmanie, którzy chcą przestrzegać czeskich przepisów, nie będą mieli nic przeciwko temu; a ci najbardziej konserwatywni po prostu nie przyjadą.

Problem spróbował rozwiązać przywódca czeskich muzułmanów Mehdi Hassan Alráw~. Muzułmańska Gmina Wyznaniowa zaczęła rozdawać arabskim gościom łaźni ulotki ostrzegające o ciszy nocnej, chce się też zaangażować w sprzątanie miasta i okolic.

Z kolei władze Cieplic planują dostarczanie klientom z krajów Zatoki Perskiej plastikowych torebek wraz z informacją, że powinni w nich przechowywać śmieci, a następnie wyrzucać je do kosza.

Zeman: Islam to antycywilizacja

Dvoráková to niejedyny polityk, który populistycznymi działaniami próbuje zyskać popularność. Wiceburmistrz Pragi Vladimira Ludková, też z ODS, wywołała oburzenie wpisem na blogu komentującym oficjalną prośbę o powstanie niepublicznego cmentarza w czeskiej stolicy przeznaczonego dla muzułmanów. Podanie odrzucono, a Ludková stwierdziła: „Sądzę, że kilkusetletni rozwój naszej kultury nie może zostać zaprzepaszczony w imię wielokulturowości i mówienia każdemu: » Jesteś tutaj mile widziany «. To mogłoby doprowadzić do tego, że w waszym mieszkaniu pojawi się ktoś, kto oznajmi: » Już tu nie mieszkasz, wyjdź! «”.

Praski ratusz zdystansował się od słów Ludkovej.

Skandal wywołała także partia Świt Demokracji Bezpośredniej, która przed ostatnimi wyborami do europarlamentu wykorzystała w kampanii plakat nacjonalistów ze Szwajcarskiej Partii Ludowej (SVP), na którym czarne owce wyrzucają ze swego grona białe.

Również obecny lewicowy prezydent i były premier Milosz Zeman bezpardonowo skrytykował islam w 2011 r., jeszcze zanim został głową państwa. Podczas międzynarodowej konferencji „Europa zjednoczona i wolna?” mówił, że to „antycywilizacja”.

Politycy wpisują się w ten sposób w myślenie przeciętnego Czecha. Jak wynika z tegorocznego europejskiego badania EUvox, aż dwie trzecie z nich uważa, że islam zagraża czeskim tradycjom kulturowym, a 90 proc. jest mu – w różnym stopniu – przeciwna. Michaela Vojtková z Instytutu Socjologii czeskiej Akademii Nauk podkreśla, że to najmniej tolerancyjne stanowisko wśród krajów UE.

Przeciw statusowi Kościoła

Trudno określić, ilu dokładnie muzułmanów mieszka dziś w Czechach, bo podawanie wyznania w spisie powszechnym ludności nie jest obowiązkowe. Podczas ostatniego, z 2011 r., tylko 3 tys. osób zadeklarowało wiarę w islam. Szacunki samych muzułmanów mówią, że jest ich kilka razy więcej, prawdopodobnie ok. 20 tys. Zdaniem przeciwników islamu to zaniżona liczba i sięga ona raczej 50 tys.

Opór przeciwko rzekomej islamizacji jest tak duży, że problemy ma Muzułmańska Gmina Wyznaniowa. 17 września minęło dziesięć lat od jej rejestracji, i zgodnie z prawem może się ona starać o pełny status oficjalnego Kościoła, dzięki czemu mogłaby się ubiegać o nauczanie islamu w szkołach publicznych, tworzenie szkół religijnych, wysyłanie imamów do więzień i wojska, uznanie muzułmańskich małżeństw.

W parlamencie leży już jednak petycja z 22 tys. podpisami zebranymi przez organizację Islamu w Czechach Nie Chcemy z żądaniem zablokowania ewentualnego wyższego stopnia rejestracji. Przeciwnicy rozszerzenia praw muzułmanów przypominają kontrowersyjne wypowiedzi z meczetu w Brnie, kiedy to nawoływano do likwidacji Żydów i nienawiści do wszystkiego, co niemuzułmańskie. Przewodniczący praskiej gminy wyznaniowej Vladim~r Sánka został zaś oskarżony o dystrybucję kontrowersyjnej książki znanego kanadyjskiego nauczyciela islamu Bilala Philipsa „Podstawy tauhidu” propagującej nienawiść religijną i surowe zasady szariatu, jak chłosta za picie alkoholu i obcięcie ręki za kradzież. Z tego powodu ma zakaz wjazdu na teren Niemiec, Wielkiej Brytanii, Australii i Kenii. Śledztwo w sprawie dystrybucji książki trwa.

Źródło: wyborcza.pl

Czeskie Środy w Kinie Wisła: W CIENIU – 8 października 2014 – Warszawa

​​Już w środę, 8 października o godzinie 20:00 zapraszamy na kolejne spotkanie z cyklu CZESKIE ŚRODY w kinie Wisła! Pokażemy film W CIENIU.

hagi

Lata 50., była Czechosłowacja. Kapitan policji Hakl (Ivan Trojan) bada sprawę rabunku cennej biżuterii. Pozostawione na miejscu zdarzenia ślady prowadzą do znanego złodziejaszka. Jednak z pozoru prosta sytuacja jest znacznie bardziej skomplikowana. Po zamknięciu dochodzenia Hakl postanawia na własną rękę kontynuować śledztwo, w wyniku którego zagrożone zostanie bezpieczeństwo jego najbliższych.

ve-stinu-04-clanek

W cieniu” może skojarzyć się polskiemu widzowi z „Rewersem” – ponurą powojenną rzeczywistość państw satelickich ZSRR w obu filmach ubrano bowiem w stylowy kostium czarnego kryminału. Film Davida Ondříčka (odświeżam pamięć – to pan odpowiedzialny za „Samotnych”) zamiast puszczać do widza oczko, z poważną miną stara się wynaleźć ślady filmu noir w czechosłowackiej rzeczywistości. Znajduje nie tylko odpowiedni materiał estetyczny, ale nawet właściwe postaci. (Filmweb.pl, Darek Arest)
David Ondříček udowodnił, że w ramach niezwykle spójnej kinematografii można nakręcić obraz, który nie będąc „czeskim filmem”, będzie filmem na wskroś czeskim – zakorzenionym w historii kraju i odwołującym się do pamięci jego obywateli. (Stopklatka , Patrycja Rojek)
 
Minorowa tonacja, ponura stalinowska Praga (którą zagrała m.in. Łódź) filmowana przez Adama Sikorę w niskim kluczu, doskonale nakreślone typy charakterologiczne, ciągły suspens i wierność faktom historycznym złożyły się na niezwykle ambitny, jeden z najlepszych czeskich filmów ostatnich lat. Ondřiček zasłużenie pożarł konkurencję podczas rozdania czeskich nagród filmowych – wszystkie Lwy dla „W cieniu” w pełni zasłużone! (Wp.pl, Jacek Dziduszko)
Prelekcję do filmu wygłosi dziennikarz filmowy i animator kultury, Jacek Dziduszko.
—————————–
Po filmie zapraszamy na piwo w zniżkowych cenach za okazaniem biletu do Czeskiej Piviarni na Marymoncie (u. Popiełuszki 19/21, piętro 1, pawilon 21)
—————————–
CZESKIE ŚRODY w kinie Wisła: „W cieniu”  Davida Ondříčka
środa, 8 października, godz. 20:00 
Kino Wisła, plac Wilsona 2 
bilety: 12 zł
—————————–
CZECHOFIL.COM był patronem medialnym polskiej premiery filmu W CIENIU.

Rudolf Chmel – Kompleks słowacki – książka

Pięć i pół miliona mieszkańców, zaledwie dwadzieścia jeden lat odrębnej państwowości i narodowy kompleks niższości. Co tak naprawdę wiemy o naszym południowym sąsiedzie? 18 września ukazała się książka „Kompleks słowacki” Rudolfa Chmela, która całkowicie zmieni nasze wyobrażenia o Słowakach.

Rudolf_Chmel_Kompleks_slowacki

Słowacja, sąsiad nam najmniej znany, jawi się wielu jako kraj bez właściwości, nie charakteryzujący się niczym. Tymczasem wciąż zmaga się ona z brzemieniem historii i tysiącletniego istnienia bez własnego państwa. Wyrazem tego jest cechująca Słowację niejednoznaczność i rozdarcie między megalomanią a kompleksem niższości.

Rudolf Chmel zabiera odważny głos w dyskusji o tożsamości słowackiej i środkowoeuropejskiej w ogóle. Zebrane w tomie eseje to wielowątkowa opowieść o kraju, który wciąż przepracowuje swoją historię i nieustannie walczy z własnymi ograniczeniami. Autor omawia kluczowe zagadnienia słowackiej narracji tożsamościowej, uwzględniając różne perspektywy: historyczną, polityczną i literacką. Znajomość przeszłości Chmel uznaje bowiem za klucz do zrozumienia współczesnych zachowań politycznych, a w pisarzach i intelektualistach upatruje nadziei na uporanie się z narodowymi traumami i kompleksami.

Tożsamość narodowa to słowacki czuły punkt. Nigdy nie opierała się na stabilnym fundamencie. Strach przed utratą spójności terytorialnej zawsze skutecznie umacniał narodowy kompleks niższości. Nie pozwalał też na całkowite unormowanie stosunków słowacko-węgierskich i słowack0-czeskich, podsycał nacjonalistyczne uprzedzenia wobec mniejszości węgierskiej. Rudolf Chmel wskazuje na istnienie dwóch Słowacji – zamkniętej i otwartej. Część społeczeństwa jest nastawiona na izolację i niedemokratyczność. Ta druga Słowacja dąży do ochrony wszystkich mniejszości, praw i wolności jednostki. Obie wciąż toczą ze sobą walkę. Chmel pokazuje tę walkę na tle przemian geopolitycznych zachodzących w Europie Środkowej. Wskazuje ich kontekst ekonomiczny, kulturalny i artystyczny oraz wymienia nazwiska działaczy, polityków, pisarzy, językoznawców, krytyków literackich, którzy aktywnie angażowali się w ideę upragnionej jedności narodowej.

Jesteśmy narodem fragmentów, odłamków, improwizacji, braku ciągłości historycznej, braku syntez, braku całokształtu i braku odniesień. Nie mamy charakterystycznych symboli, wyraźnych osobowości – pisze Rudolf Chmel, który z kompleksem narodowym Słowaków konfrontuje się nieustannie, jako słowacki literaturoznawca, publicysta i polityk.

Rudolf Chmel jest wykładowcą akademickim, był także dyrektorem Instytutu Studiów Slawistycznych i Wschodnioeuropejskich na Uniwersytecie Karola w Pradze (2006–2010). Naukowo zajmuje się historią słowackiej krytyki literackiej, czesko-słowackim i słowacko-węgierskim kontekstem literackim, a także słowacką tożsamością i mitologią narodową w kontekście środkowoeuropejskim. Chmel w latach 1990–1992 był ambasadorem Czechosłowacji na Węgrzech, między rokiem 2002 a 2005 pełnił funkcję ministra kultury Republiki Słowackiej, a w latach 2010–2012 był wicepremierem ds. praw człowieka i mniejszości narodowych w rządzie Ivety Radičovej.

Autor: Rudolf Chmel

Tytuł: Kompleks słowacki

Wydawca: Międzynarodowe Centrum Kultury w Krakowie

Premiera: 18 września 2014

http://www.mck.krakow.pl

Nowy VAT, większe ulgi dla rodzin – tak ułatwia się życie Czechom

Parlament Czech znowelizował w środę prawo podatkowe: podwyższył ulgi na drugie i kolejne dzieci, przywrócił ulgi dla pracujących emerytów, ograniczył odpisy od ryczałtów osobom prowadzącym działalność gospodarczą. Wprowadził też nową, obniżoną stawkę VAT.

d74c868407d354-645-409-0-0-741-471

Za wprowadzeniem zmian głosowali posłowie rządzącej centrolewicowej koalicji oraz komuniści, w sumie 118 osób w 200-miejscowej Izbie Poselskiej. Sprzeciwiali się im reprezentanci prawicy.

Obecnie w Czechach za każde dziecko można miesięcznie odliczyć od podatku 1 117 koron (blisko 170 zł). Uchwalona nowelizacja podwyższa ulgi na drugie dziecko o 200 koron miesięcznie (ok. 30 zł), a na trzecie i kolejne – o 300 koron (ok. 45 zł).

Rząd proponuje stopniowe podwyższanie odliczeń podatkowych za dzieci za pomocą kolejnych nowelizacji prawa podatkowego. Chciałby, aby w 2017 roku miesięczna ulga na drugie dziecko wzrosła o 500 koron, a na trzecie – o 900.

„Koalicja rządząca planuje podwyższać ulgi na dzieci i wspierać rodziny w kolejnych latach, ponieważ właśnie aktywna polityka prorodzinna jest jednym z priorytetów mojego rządu” – oświadczył po głosowaniu należący do Czeskiej Partii Socjaldemokratycznej (CzSSD) premier Bohuslav Sobotka.

Czechy wprowadzają nową stawkę VAT

Przyjęta nowela o podatkach dochodowych przywraca podatek dla emerytów, którzy pracując, podejmując działalność gospodarczą, czy też wynajmując nieruchomości, zarabiają rocznie więcej niż 840 tys. koron (ponad 127 tys. zł).

Pracujący emeryci dzięki decyzji czeskich parlamentarzystów będą mogli od przyszłego roku odpisać od rocznego podatku 24 840 koron (równowartość 3 767 zł). Ulgę stracili w 2012 roku w ramach pakietu podatkowego centroprawicowego rządu Petra Neczasa.

 Zgodnie z decyzją parlamentu ograniczono także odpisy od ryczałtów u osób samodzielnie prowadzących działalność gospodarczą. Od stycznia odpisy nie będą mogły przekroczyć kwoty 2 mln koron (300 tys. zł).

Izba Poselska opowiedziała się także za wprowadzeniem od stycznia nowej, obniżonej do 10 proc. stawki podatku VAT na książki, żywność dla niemowląt oraz leki. W Czechach obecnie obowiązują dwie stawki podatku VAT: 15 i 21 proc.

Według agencji Reutera rząd oczekuje, że wprowadzenie nowelizacji prawa podatkowego oznacza utratę 5 mld koron (758 mln zł) dla budżetu w 2015 r.

Nowelizacja przepisów podatkowych trafi teraz pod obrady Senatu. Później będzie je jeszcze musiał zatwierdzić prezydent Milosz Zeman.

Posiada ziemię jednocześnie w Czechach i Polsce

Cztery lata temu zainteresowałem się losem pana Lothara Wittka ze wsi Rudyszwałd, którego ziemia została przedzielona słupkami granicznymi. Mieszkaniec gminy Krzyżanowice posiadał działkę jednocześnie w dwóch krajach a o zmianę przebiegu granicy walczył od roku 1958 roku.

Czy ktoś z Was wie czy Panu Lotharowi udało się dopiąć swego i przesunąć granicę? Jedyne co wiem, to że Pan Lothar oddał gospodarstwo synowi, a sam wyprowadził się do Niemiec. Ze zdjęcia w Google Maps wnioskuję, że granica nie została ruszona ani o milimetr, za to na działce po polskiej stronie pojawił się nowy budynek mieszkalny. Gdybym miał możliwość swój dom wybudowałbym jednak po czeskiej stronie. Przeczytajcie długi, ale niezwykle ciekawy artykuł z Newsweeka, który obrazowo przedstawią batalię pana Wittka z aparatem państwowym.

Kwiaty z jednego drzewa

Newsweek, 13-05-2007

Choć dla Ślązaka spod Raciborza granica państwa to rzecz umowna – porządek musi być. Choćby po to, by legalnie chodzić na swoją łąkę przed domem.

Jakby policzyć, ile razy Wittek nielegalnie przekraczał granicę, to by się z grzywien nie wypłacił do końca życia. Ale jak ma Wittek nie łamać prawa, gdy linia graniczna Rzeczypospolitej Polskiej i Republiki Czeskiej biegnie zaraz za oknem. Na jego ojcowiźnie, a przecież trawę musi kosić. Praworządnie to powinien iść dookoła, za dom, na drogę, przejść biało-czerwony szlaban. I tamtędy, z kosą na ramieniu, wejść na swoją łąkę. Dlatego już przed osiemnastoma laty napisał do ministerstw rolnictwa, spraw wewnętrznych, zagranicznych i wszelakich, że prosi o zmianę południowej granicy na swoją korzyść, a zatem i na korzyść Polski. – No bo ordnung, porządek, musi być – mawia.

Wittek nie wiedział wtedy, że swoim pismem przyłączył się do sporu granicznego, który od pięćdziesięciu lat Polska próbuje rozstrzygnąć z Czechami. W 1958 roku w ramach powojennego prostowania granicy polskie terytorium powiększyło się o 837,46 hektara, a czeskie o 1205,90 – w tym o jedną trzecią hektara Wittka. Tę różnicę – 268 hektarów

– Polska próbuje odzyskać. Dwa miesiące temu Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji wysłało do czeskiej ambasady notę z pytaniem, kiedy będzie można poprzestawiać słupki graniczne. Nie ma odpowiedzi.

U Wittka w Rudyszwałdzie w powiecie raciborskim gra muzyka. Gabi Albrecht śpiewa: „Wir sind Blumen aus einem Baum” – jesteśmy kwiatami z jednego drzewa. Wittek dostał płytę z Die Deutsche Stimme aus Ratibor, niemieckojęzycznej redakcji z Raciborza. Zawsze, podobnie jak jego ojciec i dziadek, czyli Opa, czuł się niemieckim kwiatem. I tak jest do dziś. W domu ma niemiecką flagę, na ścianie wisi przedwojenna mapa Śląska, prezent od ambasady. Nawet jodła srebrzysta, która stoi na baczność przed domem, jest niemieckiego pochodzenia. Wittek przywiózł ją z Bawarii.

Przez lata walki o zmianę granicy państwowej u Wittka były już cztery telewizje – polskie i niemieckie, gazety i radio. Polskie i niemieckie media – uważa Wittek

– pisały na ogół prawdę. Tylko czeskie gazety nazywały go „Świński sąsiad”, bo mu się powojenny porządek nie podoba. Wittek chce odszkodowania od Czechów, którzy przez lata robili na jego działce, co chcieli, np. urządzili wysypisko, uznając ją za własność państwową. W jednym z polskich pism ukazał się tytuł: „Niemiec walczy o ziemie dla Polski”. Chwytliwe.

Potem wszyscy go pytali: Jak to jest z panem, panie Wittek? To może z pana żaden Niemiec?

A on przecież jest Ślązakiem niemieckiego pochodzenia z krwi i kości od kilkudziesięciu pokoleń. Wittek to nazwisko. Imię – Lothar. Ale wszyscy się do niego zwracają „panie Wittku”, bo to bardziej po polsku. Za PRL urzędnicy chcieli na jego ojcu wymusić spolszczenie imion jego i jego siostry – Ingebor. Dali spokój, gdy stary Wittek znalazł w polskim kalendarzu rolniczym wzmiankę o niejakiej Ingeborze Zakrzewskiej – działaczce słusznej politycznie.

Pan Wittek w czasach przed zniesieniem granicy między państwami.
Pan Wittek w czasach przed zniesieniem granicy między państwami.

Lothar Wittek urodził się kilka miesięcy przed wybuchem drugiej wojny światowej. Ojca zabrali na front, był saperem w Wehrmachcie. Trafił do niewoli, wrócił do domu przez Syberię. Wittkowie uciekli na Zachód, ale zaraz po wojnie cofnęli się na swoje. Tam nie było życia, Niemcy byli narodem przegranym, bez praw, rządzili Amerykanie. A tu nadal siedzieli sami swoi. I czekali na powrót Niemiec.

– Tak po cichu to i dziś wielu tutejszych Ślązaków chce, żeby tu były Niemcy – mówi Wittek. Ale nie mówi tego z zawziętością, dla niego to oczywiste.

Siedzieli tu przecież od wieków. Porządek byłby większy. A polski rząd, na przykład, nie potrafi poradzić sobie w sprawie jego granicy z małą Republiką Czeską. Przy Niemcu to by była krótka rozmowa.

Ale mówi to Wittek jednoosobowo. Bo Ślązacy unikają zbiorowego wyrażania poglądów. – My jesteśmy taki naród: możemy ciężko pracować, nawet pod polskim pręgierzem, ale nikt się nie wychyla z tym, co naprawdę myśli.

W Urzędzie Gminy w Krzyżanowicach wójt Leonard Fulneczek, autochton, powie mi potem, że nie powinienem się dziwić temu, co mówi Wittek. Skrytość i nieufność to cechy śląskiej duszy. Tego nauczyła ich historia. Zwłaszcza na tych terenach, na przedwojennym styku trzech granic: polskiej, czeskiej i niemieckiej.

Na pytanie, kim jesteś, odpowiadało się w zależności od tego, kto pytał.

Na szczęście młode pokolenie – cieszy się wójt – w dużym stopniu wyzbyło się tego historycznego myślenia. Jak były mistrzostwa świata w futbolu, to miejscowi się radowali, że mają trzy reprezentacje: niemiecką, polską i czeską. I kibicowali tej, która doszła najwyżej.

Ale samo pojęcie granicy było i jest tutaj trochę inne – granice istnieją ledwie 80 lat, tyle co trzy pokolenia. Wcześniej były tylko Prusy. Potem linia na mapie zmieniła się kilka razy, ale więzi rodzinne zawiązane przez pokolenia pozostały. Sam wójt ma krewnych w Haci po czeskiej stronie.

Granica w życiu tutejszych jest tylko administracyjną kreską. Gdy pod koniec II wojny światowej nadciągnęły wojska radzieckie, a w ich składzie polscy i czechosłowaccy żołnierze, Ślązacy mieli przygotowane trzy flagi: polską – biało-czerwoną, trójkolorową czechosłowacką i radziecką – czerwoną.

Wspominają o tym autochtoni w wydanej niedawno książce „Wojna, pokój, ludzie” Krzysztofa Stopy: „Na domach powiesiliśmy czeskie fany (flagi). Wtedy byliśmy pewni, że już należymy do Czech. Po kilku dniach jednak Rosjanie kazali nam te trójkolorowe flagi pościągać, bo jak nam powiedzieli, jesteśmy Polakami! Gdy wycofywali się Niemcy, z samolotów zrzucali ulotki, w których było napisane, iż zostaniemy przyłączeni do Polski, lecz tylko na 50 lat. Wszystko to było trudne do pojęcia – chcieli nas Czesi, zagarnęli Polacy, a jeszcze na dokładkę mamili Niemcy”

– to relacja urodzonej w 1917 r. w Owsiszczu J.L. Książka jest współczesna; strach autorki relacji, która podała tylko inicjały – taki sam jak dawniej.

Od wojny granica Polski i Czechosłowacji przebiegała kilkadziesiąt metrów od zabudowań Wittka. Po polskiej stronie stała chałupa Schwenznera. Ale w roku 1953 podjechała ciężarówka z polskimi żołnierzami. Zeskoczyli, popatrzyli na kartkę i według niej na oko wytyczyli słupki nowej granicy. I co, że na łące Wittków? Co mógł zrobić Ślązak niemieckiego pochodzenia na polskiej ziemi polskiemu żołnierzowi, który wygrał wojnę? Nic. Granica przesunęła się w stronę Wittków, tak że zabrała do Czech gospodarstwo Schwenznera i przechodziła w poprzek łąki Wittków.

A tych prześladowano przez lata za rzekomą kontrabandę. Po wojnie z Czechosłowacji szmuglowało się obuwie, drożdże, artykuły krawieckie, a w drugą stronę słoninę i spirytus. Ich dom był stale na celowniku. Ale ojciec Lothara szmuglem się brzydził. Już raz pooddychał syberyjskim powietrzem i wystarczyło na całe życie. Dlatego Lothar do kościoła chodził parę lat na bosaka, a w domu się nie przelewało.

Na początku, przez pięć lat, można jeszcze było normalnie uprawiać swoją działkę. Sąsiad Schwenzner jeździł do pracy w Raciborzu. Aż do 1958 r., kiedy ratyfikowano oficjalnie nowy, wytyczony palikami przebieg granicy. Pojawili się żołnierze i któregoś dnia Schwenznera do pracy już nie puścili. Od tej chwili był w Czechosłowacji. A Wittek, żeby dokosić 15 arów łąki, musiał jeździć po pozwolenie do Raciborza.

Czas był nadal prawie wojenny. Wittek opowiada: – Raz gęsi zapędziły się na czeski kawałek łąki. Oma (babcia – przyp. red.) za nimi pobiegła, a tu żołnierz z drogi zaczął strzelać. Padłaby trupem jak nic, ale fater ją zdążył powalić na ziemię. Przeżyli.

Gęsi też wyszły bez szwanku.

Żeby uprawiać działkę, trzeba było uzyskiwać zezwolenia sezonowe – od 15 kwietnia do 15 października. Pod szlaban przychodził żołnierz ze strażnicy w Chałupkach i do godziny 15 czy 17, jak żołnierz miał służbę, można było chodzić w tę i z powrotem. Jeszcze później chodziło się na dowody osobiste. Dopiero odkąd Polska jest w Unii Europejskiej, szlaban dla małego ruchu granicznego jest podniesiony całą dobę. Tylko ciągnikiem nie wjedziesz, trzeba prosić, żeby żołnierze otworzyli koziołki.

Dla Wittka te koziołki to ostatni symbol zniewolenia. Dlatego wciąż pisze, gdzie się da, żeby mu wreszcie granicę z działki zabrali. Napiszcie, zachęca Wittek, że to problem 400 rolników. Tylu mniej więcej Czechów i Polaków ma działki po obu stronach całej granicy. Tylko że oni nie mają aż takich problemów jak Lothar Wittek.

Rodzina Józefa Barcza z Nowej Wioski ma hektar ziemi po polskiej stronie i trzy hektary w Czechach. Granica przecięła mu działkę pod lasem. I tak musiał dojeżdżać do pola ciągnikiem. Wsiadał na traktor, jechał ulicą Leśną do końca Polski. Dalej była droga, na której stał szlaban. Jak chciał przejechać na czeską stronę, dzwonił do strażnicy, przyjeżdżali i otwierali. To przejście jednak zamknięto, bo Czesi zaczęli z Polski przerzucać węgiel. Teraz jeździ do sąsiedniego przejścia, ale i tak w sumie do pola ma może kilometr.

Wójt Fulneczek nie wierzy, że Czesi oddadzą Polsce te 268 hektarów. Żadne państwo chętnie tego nie robi. Fulneczek nie ma pojęcia, czy w jego gminie przybędzie terytorium. Po wojnie w Rudyszwałdzie czy Owsiszczu Polska dostała trochę więcej ziemi, z kolei w Bolesławiu były przesunięcia na korzyść Czechosłowacji. Zwrot w naturze to trudna sprawa, bo po czeskiej stronie są nieuregulowane sprawy własności. Najpierw były tam pegeery, potem oddano ziemię pracownikom, którzy zwykle jej nie uprawiali. Teraz wiele ziemi dzierżawią od nich Polacy. To, co na papierze, często nie zgadza się z życiem.

Choć spór o 268 hektarów trwa od 1958 roku, za PRL tą sprawą się nie zajmowano. Po sierpniu 1968 roku, kiedy Układ Warszawski najechał na Czechosłowację, odbieranie ziemi stało się jeszcze bardziej drażliwym tematem. Dopiero po 1989 roku zaczęto rozmowy trwające do dziś.

Sprawę poruszono po raz kolejny w lutym przy okazji wizyty w Polsce premiera Czech Mirka Topolanka. W marcu MSWiA wystosowało notę do czeskiej ambasady. Petr Kubera, rzecznik ambasady, tłumaczy, że sprawa jest trudna, bo mapy z 1958 r. są niedokładne – linie graniczne poprowadzono wtedy na mapie grubą kreską. A wiadomo, centymetr na papierze to czasem kilometr w rzeczywistości. Dlatego rzecznik prosi o cierpliwość.

A Lothar Wittek ma teraz dużo czasu. Gospodarstwo przekazał synowi. Sam grzeje się w słońcu i słucha, jak Gabi Albrecht śpiewa: „Wir sind Blumen aus einem Baum”.

Czechy rozważają skrócenie czasu pracy

Rosyjskie sankcje, które odbijają się na gospodarce Czech, skłoniły władze tego kraju do rozważań nad wprowadzeniem pracy w niepełnym wymiarze godzin.

z16404245Q,sankcje_UE_Rosja

– Intensywnie myślimy nad takim rozwiązaniem – powiedział rzecznik rządu Czech Martin Ayrer. Rząd premiera Bohuslava Sobotki już w tym tygodniu ma się zająć rekomendacjami przygotowanymi w tej sprawie przez grupę ekspertów. Planuje się, że w wypadku wprowadzenia pracy w niepełnym wymiarze godzin państwo będzie częściowo rekompensować zatrudnionym utratę zarobków.

Organizacje pracodawców i związki zawodowe zasygnalizowały już gotowość poparcia takiego rozwiązania.

W odpowiedzi na sankcje, nałożone przez Unię Europejską na Rosję za jej działania wobec Ukrainy, Moskwa wprowadziła zakaz importu wielu artykułów z państw UE. W Czechach szczególnie dotknęło to producentów artykułów spożywczych.

Czesi i Słowacy bojkotują sankcje

– Nie zgadzamy się z tą wojną na sankcje, które do niczego nie prowadzą. Przyjmowanie nowych sankcji nie ma żadnego sensu, póki nie poznamy rezultatów tych, które już wprowadziliśmy. Na razie wygląda na to, że obecne sankcje nie zmieniły nastawienia Rosji, a wręcz przeciwnie. Kolejne mogą więc tylko zaszkodzić Ukrainie – argumentował swój sprzeciw Fico.

W podobnych słowach wyrażał się premier Czech Bohuslav Sobotka. – Nie możemy za Ukrainę rozwiązywać jej problemów wojskowych i gospodarczych – stwierdził w niedzielę, dodając, że „odmówił podpisania czeku in blanco” na nowe sankcje. – Część z dotychczas ustalonych sankcji nie przyniosła efektów, a Europa już szykuje kolejny pakiet – mówił w państwowej telewizji.

Czechy. Niebezpieczny carpooling

Coraz popularniejszy w Czechach carpooling (odpłatne udostępnianie miejsca w samochodzie, bądź korzystanie z takiej oferty) niesie jednak ze sobą pewne zagrożenia. Kierowca, który podwozi pasażerów na trasach międzynarodowych, może stać się przemytnikiem ludzi.
carpooling

Rosnące ceny benzyny i zwykła niechęć do samotnej jazdy sprawiają, że carpooling cieszy się coraz większym powodzeniem. W Czechach portale internetowe oferujące możliwość umówienia się na wspólną jazdę mają już kilkaset tysięcy członków, z czego ponad jedna trzecia to kierowcy. Jednak usługą, która ma ułatwiać podróżowanie i obniżyć jego koszty, zainteresowali się przemytnicy ludzi.

O wielkim pechu może mówić pewien czeski kierowca, który w internecie umieścił ogłoszenie o treści: „W drodze z Rumunii do Niemiec mam w aucie dwa wolne miejsca. Chętnych proszę o kontakt”. Chciał oszczędzić na kosztach podróży, ale kiedy na czesko-słowackiej granicy zatrzymała go policja dowiedział się, że podróż może kosztować go o wiele więcej niż sądził. Okazało się bowiem, że niczego nieświadomy przewoził dwóch Afgańczyków nielegalnie przebywających na terenie Unii Europejskiej. Cała sprawa znalazła swój finał na komisariacie, gdzie kierowca musiał tłumaczyć się z tego, jak nielegalni imigranci znaleźli się w jego samochodzie. Za przemyt ludzi grozi mu nawet do ośmiu lat więzienia.

Jak podaje czeska policja, podobnych przypadków ciągle przybywa. Dzieje się tak, ponieważ z carpoolingu zaczęły korzystać gangi przemytników ludzi. „Jest to nowy sposób, który wykorzystuje się do transportowania obcokrajowców z krajów trzecich bez ważnego paszportu do innych krajów UE” – mówi Vladimir Takacz z policji ds. cudzoziemców. Dla gangów jest to tani i nierzucający się w oczy sposób przemycania swoich klientów. Auta osobowe są bowiem rzadko kontrolowane na wewnętrznych granicach Unii.

Problem ten może dotyczyć również polskich kierowców – w szczególności wracających do kraju z urlopu na południu Europy. Jedną z najchętniej wybieranych tras, którymi obcokrajowcy bez wizy podróżują przez kraje Unii jest tak zwany szlak bałkański. „Chodzi o trasę z Turcji przez Grecję, Macedonię, Serbię, Węgry i dalej do krajów docelowych – najczęściej są to Niemcy i Skandynawia” – mówi Takacz.

Innym powodem, dla którego w ostatnim czasie nasilił się przemyt ludzi wewnątrz UE jest fakt zmiany przepisów imigracyjnych na Węgrzech. „W ubiegłym roku Węgrzy zmienili przepisy i nielegalni imigranci otrzymali prawo swobodnego poruszania się. Imigranci natychmiast zaczęli tego nadużywać i wyjeżdżać z kraju w głąb Unii” – wyjaśnia dalej Takacz.

Policja ostrzega, że nie istnieje idealny sposób zabezpieczenia się przed nielegalnym pasażerem. W wielu przypadkach niebezpiecznej sytuacji można jednak uniknąć, prosząc naszego podróżnego o pokazanie dokumentów (zwłaszcza paszportu) i sprawdzając, czy przebywa na terenie Unii legalnie.

Czeski absynt z alkoholem metylowym – tuż przy polskiej granicy!

Wybierasz się do naszych południowych sąsiadów, a może masz masz możliwość w Polsce kupić czeski alkohol? Uważaj! Czeski absynt z alkoholem metylowym… tuż przy polskiej granicy!

54128ef1d6b9f_gd

Na stronach internetowych Służby Celnej Republiki Czeskiej ukazała się informacja dotycząca przeprowadzonej kontroli na terenie zakładów w miejscowości Bystrzyca – leżącej tuż przy polskiej granicy, ok. 10 km. od Cieszyna. Podczas kontroli ujawniono 500 butelek alkoholu o nazwie Absinth, który zawierał w swoim składzie niebezpieczny dla zdrowia i życia konsumentów alkohol metylowy. Producentem zakwestionowanego alkoholu jest firma VAPA DRINK s.r.o. Mają zieloną etykietę z wyraźnym czerwonym napisem: ABSINTH 60%. Celnicy na razie nie wiedzą, ile skażonego absyntu znajduje się w punktach sprzedaży.

W związku z powyższym Główny Inspektor Sanitarny ponownie przypomina, że spożywanie alkoholu niewiadomego pochodzenia, nawet w butelkach łudząco przypominających oryginalne produkty, może powodować poważny uszczerbek na zdrowiu a nawet śmierć.

Dawka alkoholu metylowego zagrażająca uszkodzeniem nerwu wzrokowego wynosi od 4 do 15 ml. Dawka śmiertelna, minimalna to tylko 30 ml. W pierwszych godzinach od wypicia alkoholu metylowego objawy są takie same jak po wypiciu alkoholu spożywczego – pobudzenie, wesołkowatość, wzmożona aktywność fizyczna i psychiczna. Po kilku godzinach od zatrucia (czas wystąpienia objawów zależy od wypitej ilości metanolu) dochodzi do senności, śpiączki i głębokich zaburzeń świadomości (utrata przytomności, bez możliwości dobudzenia). Dochodzi do zaburzeń oddychania, oddech jest przyśpieszony, głęboki. Występują nudności, wymioty i bóle brzucha. Następują: spadek ciśnienia tętniczego i przyspieszenie czynności serca oraz zaburzenia widzenia (czasem występujące z opóźnieniem) do całkowitej nieodwracalnej (najczęściej) ślepoty.

Czechy już nie są bogatsze od Słowacji

Czechy nie są już bogatsze od Słowacji – pisze w swym najnowszym numerze czeski tygodnik opiniotwórczy „Respekt”, powołując się na dane statystyczne. Według czasopisma dla wielu Czechów może to być duże zaskoczenie.

czech_rep_flag_h

Przed podziałem Czechosłowacji wszyscy czescy ekonomiści zgadzali się, że Słowacja pozostanie biedniejsza od Czech; w 1993 roku ceny na Słowacji były w porównaniu z Czechami znacznie wyższe, zarobki dużo niższe, a PKB mniejszy o jedną trzecią – przypomina „Respekt”.

Tygodnik zestawia ówczesną sytuację polityczną obu krajów. Po „aksamitnym rozwodzie” w Bratysławie rządzili populistyczno-lewicowi nacjonaliści, podczas gdy rząd w Pradze – jak to wówczas postrzegano – tworzyli zorientowani na Zachód i nastawieni na reformy pragmatycy.

Jednak okazało się, że to Słowacja cieszyła się większą stabilnością polityczną od Czech: Słowacy od 1998 roku mieli tylko trzech premierów, Czesi – dziewięciu. Przyjęcie euro w 2009 roku ściślej związało Słowację ze strukturami Unii Europejskiej.

Według „Respektu” największe zmiany dokonały się w ciągu ostatnich 10 lat, a standard życia w obu krajach zbliżył się do siebie. Do 2005 roku wzrost gospodarczy był porównywalny, później jednak w Czechach nastała recesja, Słowacja nadal się rozwijała.

Bratysława także skuteczniej potrafiła przyciągać inwestorów z zagranicy, a gdy za sterami władzy znów zasiedli socjaliści – w przeciwieństwie do Pragi – nie zrezygnowali z reform poprzedników – napisał „Respekt”.

PKB Słowacji wynosi obecnie 95 proc. PKB Czech, lecz wkrótce go dogoni; słowacki Produkt Narodowy Brutto (PNB) już jest wyższy od czeskiego.

Czasopismo zauważa też, że zrównała się wysokość czeskich i słowackich emerytur, a wydatki konsumpcyjne gospodarstw domowych na Słowacji są wyższe niż w Czechach. Co prawda – zauważa tygodnik – pensje na Słowacji wciąż należą do najniższych w UE, ale według statystyk są tylko o 10 proc. niższe niż w Czechach.

„Respekt” zastanawia się też, dlaczego czeskie reformy i modernizacja zawiodły. Jego zdaniem reforma sytemu emerytalnego w Czechach nie udała się z powodu niechęci lewicy i braku odwagi prawicy, reformie służby zdrowia sprzeciwiło się lobby medyczne, reform systemu szkolnictwa i pracy w ogóle nie przygotowano, natomiast służby cywilnej nie powołano z powodu obaw o utratę wpływów w instytucjach państwowych. Inne problemy trapiące czeską gospodarkę, to skomplikowane zasady biznesowe, powszechna korupcja, powolna i przepłacona budowa autostrad.

„Słowacy okazali się bardziej konsekwentni w określaniu priorytetów. Łatwiej dochodzili do porozumienia, co było istotne dla ich gospodarki i państwa” – tłumaczy cytowany przez tygodnik czeski ekonomista Petr Zahradnik.

„Via HRABAL” 17 września Bielsko-Biała

Już 17 września od 16.00 do Domu Kultury im. Wiktorii Kubisz przy ul. Słowackiego 17 w Bielsku-Białej

  • wernisaż wystawy fotografii „Bohumil Hrabal: Czarnobiałe i w kolorze” oraz „Magiczny świat Bohumila Hrabala” Ladislava Michálka
  • prezentacja projektu „Via Hrabal” autorstwa Tomáša Mazala i Václava Špale (godzina 16.30)
  • rozmowa z Tomášem Mazalem wokół jego książki Praga z Hrabalem (godzina 17.30)

via_plakat

Więcej informacji na stronie: http://www.czulibarbarzyncy.pl/via_hrabal.html

Czesi warzą piwo w kadziach z Chin

Nastały ciężkie czasy nawet dla czeskich browarów. Chińskie kadzie szturmem wdarły się na rynek: są znacznie tańsze, jednak ich jakość nie powala na kolana.

GLU439ee1_pivo_fr

Chińczycy kopiują już wszystko. Na pierwszy rzut oka rozpoznam od jakiej znanej marki skopiowane są ich wzory – mówi szef związku czeskich browarników Jan Šuráň. Całe wyposażenie browaru wyprodukowane w Chinach ma kilkanaście browarów w Czeskiej Republice, jednak osobne części sprowadzane  z Państwa Środka mają już dziesiątki.

A praca na chińskim sprzęcie nie należny do najłatwiejszych. Trzeba wszystkie miary przeliczać z chińskich jednostek na te używane  w Czechach. Odczytywanie chińskiego sacharymetru to nie lada wyczyn! – informuje Marek Pietoň z ostrawskiego browaru.

Dlaczego więc wybiera się chińskie produkty?

Najważniejszym kryterium przy wyborze sprzętu jest cena. Mały powstający bądź dopiero rozwijający się browar wybierając chińskie odpowiedniki może na wstępie oszczędzić nawet 40 proc. w porównaniu z kadziami z Niemiec czy Austrii. A kwoty są niemałe: samo wyposażenie browaru to koszt nawet pięciu milionów koron.

Specjaliści przyznają jednak, że lepiej zainwestować w porządny i sprawdzony sprzęt, gdyż koszt ciągłych napraw dorówna naszym oszczędnościom. Piwowar przy chińskim sprzęcie musi włożyć w proces warzenia piwa mnóstwo siły, aby mogło ono konkurować z największymi uznanymi markami.

Chińczycy zapewne będą wysyłać do Czech kolejne urządzenia i naczynia, gdyż nowe browary powstają jak grzyby po deszczu. Roczna sprzedaż piwa w republice sięga 18 milionów hektolitrów. Małe browary dzięki produktom z Chin mogą zacząć zarabiać bardzo szybko.

Blog na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑