Wizyta w Browarze Koníček (Hostinec a Minipivovar U Koníčka, Vojkovice)

Jedynie 15 kilometrów od Czeskiego Cieszyna, na uboczu lokalnej bezpłatnej drogi na Frydek-Mistek znajduje się nietypowe miejsce. Hospoda i minibrowar Koníček. To tam warzą najprawdopodobniej najlepsze piwo na świecie…

IMG_2403

Mały zajazd, restauracja, pokoje gościnne, a w tle ukryty i nierzucający się w oczy browar. To tam warzone jest piwo Koníček. Zanim zaczęliśmy zwiedzać browarniane zakamarki, postanowiliśmy usiąść i delektować się tutejszym wyrobem. Pszeniczny Koníček to prawdopodobnie najlepsze piwo, jakie w życiu piłem. Było świeże, zapewne uwarzone kilka dni temu. Niepasteryzowane i niefiltrowane, zresztą jak każde piwo tutaj serwowane.  Wyczuwalny nietypowy posmak, taki nie do opisania – niby kwiaty, niby miód. Każdemu przywodził na myśl inne smaki.

Kierownik zmiany zgodził się nas oprowadzić po wnętrzu browaru. Wszędzie unosił się zapach chmielu i palonych zbóż. Załoga nie była liczna, ale wszyscy uwijali się jak w ukropie. Pracownicy witali się z nami i uśmiechali, nie dali nam odczuć, że przeszkadzamy im w pracy.

Następnie udaliśmy się na tzw. rampę, skąd sprzedawane są w hurtowych ilościach kegi i litrowe butelki ze złotym trunkiem. W ciągu kilkunastu minut gdy tam byliśmy, okoliczny parking zapełnił się osobami chcącymi zrobić tu solidne zakupy. Cały zapas piwa rozchodził się na naszych oczach. Mając w pamięci smak wypitego przed chwilą pszeniczaka, wcale mnie zastała sytuacja nie dziwiła.

Jest to moja druga wizyta w czeskim browarze. Wcześniejszy Pilsner odznaczał się ogromną powierzchnią i dużą anonimowością. Takie małe tradycyjne browary jak Koníček dają możliwość rozmowy w cztery oczy z pracownikami, dotknięcia składników i przyrządów.

Będąc w Cieszynie warto tam zajrzeć. Dzieci znajdą tam plac zabaw i żywe konie, a dorośli piwne i gastronomiczne uciechy.

IMG_2423

Najlepsza restauracja w Ostrawie – Restaurace u Dvořáčků

Poprzedni wpis na blogu o Cieszynie był oczywiście ironią, szkoda, że niektórzy z Was zupełnie tego nie zrozumieli. Dziwią mnie też pytania pod wpisem typu: Właśnie się tam wybieram, co ciekawego można zobaczyć? No właśnie to, co w tekście. Ale tym razem wpis będzie traktował o mieście, w którym przez jakiś czas mieszkałem i pracowałem. Chętnie też tam wracam o czym za chwilę Was przekonam.

Ostrawa z tymi wszystkimi swoimi kontrastami jest bardzo ciekawym miastem. Jest nieoczywista – co chwila zmienia się architektura i krajobraz. Od przemysłowych rejonów przez komunistyczne zabudowania do zielonych rejonów Śląskiej Ostrawy. Wpisów o tym mieście poczyniłem już sporo dlatego teraz skupię się na opisaniu najlepszej według mnie restauracji w jakiej byłem.

IMG_2442

Restaurace u Dvořáčků na ulicy. Hladnovskiej 19 odwiedziłem po raz pierwszy pięć lat temu. Wtedy zaskoczył mnie wystrój: wypchane dziki, kaczki i lisy wiszące na ścianach. Od tego czasu nic się tam nie zmieniło. Jedzenie wciąż jest smaczne, piwo i kofola z kija są zimne, a obsługa nienaganna. Kelnerzy tam pracujący obsługują tak, jak to widziałem w filmie „Kelner, płacić!”: elegancko, z powagą i szacunkiem. Są szybcy, dokładni, kulturalni i co najważniejsze – niewidzialni. Jeszcze nigdzie nie byłem tak obsługiwany. Pięć lat temu zrobił na mnie wrażenie pan Martin Mareček (przynajmniej tak było napisane na paragonie). Łysawy facet przed czterdziestką w służbowym czarno-zielonym stroju. Po pięciu latach wygląda i podaje zupę w ten sam sposób jak kiedyś. Ustalone i niezmienne standardy – to jest to, co najbardziej podoba mi się w knajpach.

IMG_2460

Z racji tego, że knajpa leży na uboczu, nie spotkałem tam ani jednego Polaka. O dziwo, kelnerzy starają się mówić po polsku. Jednak, gdy tak rozkosznie wymawiają polskie słowa znika ta ich dostojność. Jest to miły ukłon w naszą stronę.

Restauracja nie jest najtańszą w Ostrawie, ale ceny nie wypalają oczu i mózgu. Dania podawane są bardzo szybko, tak szybko, że nawet nie było czasu nacieszyć się darmowym Wi-Fi. Świeżo i sycąco. Menu to czeska klasyka: svičkova czy vepřo-knedlo-zelo. Spory wybór zup i dań głównych. Według mnie najlepsza jest jednak czosnkowa. Stopień intensywności czosnku jest idealny. Czasem się zdarza, że zupy czosnkowe są mdłe lub zbyt aromatyczne. Grzanki u Dvořáčků są chrupiące, a ser ciągnący. Dla mnie zupa idealna.

Dania główne, które zamówiliśmy (vepřo-knedlo-zelo) smakowały tak samo jak pięć lat temu. Porcje słuszne. Knedliki bramborowe, ale nie mam pewności czy domowe. Bez zastrzeżeń. Zresztą zobaczcie sami. Zachęcam do wypróbowania pozostałych pozycji z karty. Mam nadzieję, że nikt nie będzie zawiedziony. Na koniec zjedliśmy jeszcze deser czyli gorące maliny z lodami.

Gdy tylko zasiądziecie przy stoliku waszym oczom ukażą się domowe chipsy. Są smaczne, ale kosztują 25 koron. Kwota zostanie wam doliczona do rachunku. Nie ma za to dopłaty za obsługę, jednak aż głupio jest nie dać napiwku. Pamiętajcie o tym.

Po obiedzie był jeszcze czas na wizytę w Pivovarskym Domku. Szeroki wybór piw z różnych zakątków Republiki Czeskiej i świata. Klika z nich wziąłem do Warszawy.

IMG_2434

10 rzeczy, które WKURWIAJĄ w Cieszynie

Jest taka tradycja, że Czechofil przynajmniej raz w roku MUSI być w Cieszynie. To miasto niezwykłe, urzekające swą architekturą, swymi kontrastami i werżniętą w rzekę Olzę granicą. Choć moich wypadów na Śląsk Cieszyński było wiele, dopiero teraz zacząłem dostrzegać wady tego miasta. Początkowa miłość do tego miejsca przerodziła się w złość.

IMG_2322

Oto 10 rzeczy, które wkurwiają w Cieszynie:

10. Magnolie kwitną tylko przez maj.

Spacer szlakiem cieszyńskich magnolii stał się już obowiązkowym punktem wycieczek na pogranicze polsko-czeskie. Chętnych do zobaczenia tych pięknych kwiatów jest tym więcej, im bardziej się one różowią. Swego czasu słyszało się nawet opowieści o stratowanych uczestnikach wycieczek – magnolie kwitną tak szybko, że nie da się ukończyć spaceru przed ich obeschnięciem…

9. Zbyt małe sale kinowe przy projekcjach Kina na Granicy.

To już standard: zaczyna się majówka – zaczyna się i Przegląd filmowy Kino na Granicy – świecące wcześniej słońce nagle chowa się za chmurami. Ponura aura sprawia, że szukający kulturalnych uciech festiwalowicze tłoczą się w ciasnych salach kinowych zlokalizowanych po obu stronach granicy. Wyczuwam spisek: pogoda psuje tak świetny przegląd filmowy tylko po to, by setka widzów musiała okupować podłogi i okolice wyjść ewakuacyjnych zamiast zasiąść sobie w trochę bardziej wygodnych niż schody siedzeniach.

8.  Piesza przeprawa przez Olzę już nie jest różowa.

Uwielbiana przez cieszyniaków (ze względu na swój pierwotny kolor) piesza kładka już nie jest tak intensywnie różowa. Od kiedy wyblakła przestano na niej wieszać kłódki zakochanych, nie wykonuje się na niej również zdjęć selfie. Wraz z kolorem kładka straciła swój urok. Przestała się kojarzyć z różowym jeleniem mającym swe legowisko na Wzgórzu Zamkowym. Stała się bezużyteczna: Polakom jest do niej za daleko, a Czesi nie mają żadnego powodu by przychodzić do Polski.

7. Kultowe cieszyńskie kanapki są nie-do-po-dro-bie-nia!

Muszę powiedzieć to głośno: jechanie kilkuset kilometrów z Warszawy tylko po to by zjeść kultową cieszyńską kanapkę ze śledziem stało się nieekonomiczne. Wcześniej moje podróże do Cieszyna skupiały się na tym by rozpracować sekretną recepturę powstawania tego rarytasu znad Olzy. Na wspomniane kanapki wydałem naprawdę majątek, część z nich odłożyła mi się w postaci tkanki tłuszczowej. I choć moje próby podrobienia smaku cieszyńskiej kanapki spełzły na niczym, nie umiem ich sobie odmówić podczas wizyty  w Cieszynie. Ze złością, ale i rozkoszą zjadam cztery kanapki każdego poranka.

6. Urokliwie brzydkie perony czeskiego dworca przestaną być tak brzydkie.

Ten piękny kontrast: okazały i elegancki dworzec oraz zapuszczone perony i tunel przy czeskim dworcu – to już historia. Powiał silny wiatr zmian i zaczęto remontować wszystko co brzydkie. Zniknie zapewne napis: „Wolne miasto Cieszyn żąda dostępu do morza”, zniknie pewien symbol. Podział na piękny czeski dworzec „z którego dojedziemy wszędzie” i sypiący się z zaniedbania ten polski będzie na nowo przypominać cieszyniakom, że choć szlabany zniknęły, granica w Cieszynie dalej istnieje.

5. Zlitujcie się i otwórzcie sklep nocny.

Przy każdym Kinie na Granicy jak bumerang powraca temat sklepów nocnych, a raczej ich braku. Skoro setki osób poświęciły swój czas, siłę i pieniądze by dotrzeć na ten koniec świata, właściciele sklepików i punktów usługowych powinni pomyśleć jak by tym festiwalowiczom wyjść na przeciw. Brak jest woli właścicieli by wydłużyć godziny otwarcia sklepów. Nie chcecie zatrudniać dodatkowych osób na te kilka dni? Sami stańcie za ladą. Po co zmuszać dziesiątki osób, by swoje pieniądze zostawiali na stacjach benzynowych?

4. Płatne parkowanie.

W tym roku dotarłem do Cieszyna samochodem. W życiu nie sądziłem, że Polska może się tak zmniejszyć. Wystarczyło zbudować normalne szerokie i równe drogi. Dojazd z Warszawy w przeciągu 3:30 h to w tej chwili wcale nie jest wyczyn, to realny czas dojazdu na Śląsk Cieszyński. Tylko po co mi samochód skoro parkowanie w centrum tego małego miasta jest płatne. I to wcale nie tak mało. Ale dobrze, łatajcie w ten sposób dziurę budżetową. Tylko niech kasa zamiast do kieszeni radnych idzie na budowę dworca po polskiej stronie.

3. Zbyt łatwo jest stąd wyjechać wgłąb Republiki Czeskiej.

Odcięcie od świata polskiej strony i świetnie skomunikowanie czeskiej strony Cieszyna niejako przymusza człowieka do zapuszczenia się wgłąb regionu. Według Czechów palenie zioła, jak też picie alkoholu po czeskiej stronie wcale nie jest legalne (jak się nam Polakom wydaje). Niedostępne brzegi Olzy nie pozwalają na zbyt intensywne upijanie się pograniczem. Cóż więc począć? Podróż na przykład do Ostrawy jest rzeczą naturalną.

2. Wtopy miejscówkowe.

To, co uchodzi za kultowe okazuje się niewypałem. To, co jest na uboczu okazuje się skarbem. Tak właśnie jest w Czeskim Cieszynie. Każdy przewodnik, każda strona internetowa odsyła turystów do przybytku przy ul. Głównej Hubertem zwanego. Zapyziała spelunka z obskurnym wystrojem, strasznymi toaletami i tłumem Czechów i Polaków. Hubert jest podobno „synonimem czeskiej hospody”. Tak przynajmniej twierdzą blogerzy opisujący co roku swoje wrażenia z Cieszyna. Rzekomo najlepsze piwo, rzekomo najlepsze czeskie jedzenie. Podobno obsługuje tam czeska Wodzianka. Tak ci się będzie wydawać jeśli nie zapuścisz się wgłąb czeskiej części i nie odwiedzisz mniej znanych miejsc na uboczu. Bo po co wchodzić do słynnej Siódemki czy Pod wieżą, gdzie nie dość, że nie znoszą Polaków to jeszcze jawnie tę niechęć demonstrują? Pamiętam jak w zeszłym roku chwaliłem Restauracje Sikorák mieszczącą się przy już nie-różowym mostku. W tym roku obsługa przeszła samą siebie serwując nam Polakom Staropramena w plastikowym kubku. Na podwójne prośby lania piwa do szkła reagowała obojętnością. Kultura nakazała nam dopicie piwa zamiast wylania go na oczach złośliwej barmanki i odejścia w poszukiwaniu lepszych miejscówek. A o te wcale nie tak łatwo. Strzałem w dziesiątkę okazała się założona w 1905 roku Restauracja na Brandyse przy ul. Karwińskiej. Pyszne czeskie dania, duże porcje, piwo z pianą pod sufit i bardzo sympatyczna obsługa. Polaków względnie mało, ci którzy się pojawili nie czują się obrażani i lekceważeni. Na sześć czy siedem odwiedzonych hospod po czeskiej stronie pozytywnie wyróżniła się jedynie ta opisywana jako ostatnia. Źle się dzieje w Czeskim Cieszynie…

1. Jest tu tylko jeden hostel!

Ale za to jaki! Duży, przestronny, zadbany. Sofy i kanapy przegoniły mini golf, który stał wcześniej w pokoju dziennym. Jest to jedna w wielu wspólnych części 3 Bros Hostelu, ale za to najbardziej klimatyczna. Sala jest areną dla indywidualności jak też łączy ze sobą nieznane sobie wcześniej grupki osób. Nic tak nie spaja jak wspólne piwko przy grillu umieszczonym na balkonie. 3 Bros Hostel to idealna miejscówka na podryw: podczas Kina na Granicy śpi w nim połowa fanów kina, łatwo więc tam odnaleźć osobę upatrzoną wcześniej podczas seansu w kinie. Najbardziej mnie jednak smucą te zawiedzione buzie młodych ludzi, którzy zagapili się i nie zrobili w porę rezerwacji, wiedzą, że spanie u Trzech Braci to wyróżnienie. Ale 3 Bros Hostel to również miejsce spędzające sen z powiek, dosłownie. Rozmowy z gośćmi hostelu są tak wciągające, że nie sposób po prostu wstać i udać się na spoczynek. Wspólna wymiana poglądów kończy się więc najczęściej późno w nocy. Godziny serwowania śniadania również są więc bardzo umowne:  kto mi wyje kanapki skoro wszyscy jeszcze śpią? Przegadane noce powodują niewyspanie, które ciągnie się za mną aż do dziś. To zdecydowanie wkurza!

A jeśli dotrwałeś do końca tego krytycznego wywodu, wyrzuć z pamięci wszystko co do tej pory przeczytałeś i usłyszałeś na temat Cieszyna. Rusz się i zacznij poznawać to miejsce na swój sposób. Byłem w Cieszynie kilka razy i za każdym razem odkrywałem coś nowego. Zdaj się na siebie i swoje nogi, a nie na opinie blogerów podróżniczych.Wtedy jest pewność, że nie będziesz jadł średniej jakości jedzenia u Huberta i nie zostaniesz potraktowany jak człowiek drugiej kategorii w pewnych pubach i hospodach. Bądź sobie sam przewodnikiem i pamiętaj…”Keep Cieszyn in your heart”!

Czeski absynt z alkoholem metylowym – tuż przy polskiej granicy!

Wybierasz się do naszych południowych sąsiadów, a może masz masz możliwość w Polsce kupić czeski alkohol? Uważaj! Czeski absynt z alkoholem metylowym… tuż przy polskiej granicy!

54128ef1d6b9f_gd

Na stronach internetowych Służby Celnej Republiki Czeskiej ukazała się informacja dotycząca przeprowadzonej kontroli na terenie zakładów w miejscowości Bystrzyca – leżącej tuż przy polskiej granicy, ok. 10 km. od Cieszyna. Podczas kontroli ujawniono 500 butelek alkoholu o nazwie Absinth, który zawierał w swoim składzie niebezpieczny dla zdrowia i życia konsumentów alkohol metylowy. Producentem zakwestionowanego alkoholu jest firma VAPA DRINK s.r.o. Mają zieloną etykietę z wyraźnym czerwonym napisem: ABSINTH 60%. Celnicy na razie nie wiedzą, ile skażonego absyntu znajduje się w punktach sprzedaży.

W związku z powyższym Główny Inspektor Sanitarny ponownie przypomina, że spożywanie alkoholu niewiadomego pochodzenia, nawet w butelkach łudząco przypominających oryginalne produkty, może powodować poważny uszczerbek na zdrowiu a nawet śmierć.

Dawka alkoholu metylowego zagrażająca uszkodzeniem nerwu wzrokowego wynosi od 4 do 15 ml. Dawka śmiertelna, minimalna to tylko 30 ml. W pierwszych godzinach od wypicia alkoholu metylowego objawy są takie same jak po wypiciu alkoholu spożywczego – pobudzenie, wesołkowatość, wzmożona aktywność fizyczna i psychiczna. Po kilku godzinach od zatrucia (czas wystąpienia objawów zależy od wypitej ilości metanolu) dochodzi do senności, śpiączki i głębokich zaburzeń świadomości (utrata przytomności, bez możliwości dobudzenia). Dochodzi do zaburzeń oddychania, oddech jest przyśpieszony, głęboki. Występują nudności, wymioty i bóle brzucha. Następują: spadek ciśnienia tętniczego i przyspieszenie czynności serca oraz zaburzenia widzenia (czasem występujące z opóźnieniem) do całkowitej nieodwracalnej (najczęściej) ślepoty.

Rowerem po Czechach? Tak, ale tylko sprawnym

Rowerem po Czechach? Mnóstwo Polaków przyjeżdża do nas na rowerach korzystając z nowych ścieżek rowerowych, ale ich wyposażenie często nie spełnia czeskich przepisów – informuje Dorota Havlikova, rzeczniczka Urzędu Miejskiego w Czeskim Cieszynie.

Otwarte niedawno nowe atrakcyjne trasy rowerowe (jak trasa nr 10 z Beskidów, przez Czeski Cieszyn do Kocobędza), ich bliskość oraz malownicze położenie zachęcają do rowerowych wycieczek po czeskiej stronie Olzy. W sezonie letnim w rejonie Czeskiego Cieszyna polskich rowerzystów bywa więcej niż Czechów. Ale nieznajomość przepisów może nas drogo kosztować. Ile? To zależy od wykroczenia. Za jazdę dziecka bez kasku rowerowego mandat wynosi do 2 tysięcy koron, czyli około 320 zł.

– Mandaty mogą być bardzo wysokie przede wszystkim w wypadku, gdyby rowerzysta był uczestnikiem kolizji. A za spowodowanie wypadku i uszczerbku na zdrowiu przez pijanego rowerzystę może być wymierzona nawet kara więzienia – przestrzega Havlikova, która nie ukrywa, że podczas akcji profilaktycznej skierowanej do rowerzystów, w czasie której czescy strażnicy miejscy zatrzymywali i wręczali odblaski oraz mapy rowerowe kierowcom jednośladów, wyszły na jaw braki w wyposażeniu polskich rowerzystów. Na co powinniśmy zwrócić uwagę i o czym powinniśmy pamiętać, wybierając się rowerem do naszych południowych sąsiadów, żeby nie narazić się na otrzymanie mandatu? Jest kilka takich rzeczy. Oto one:

1 KASK – u naszych południowych sąsiadów kask jest obowiązkowy dla wszystkich rowerzystów do 18. roku życia. I nie jest ważne czy jeździsz na rowerze górskim, corssowym czy leciwej damce. Kask musi być.
I to dobrze zapięty, czego wielu naszych rodaków nie zawsze przestrzega.

2 ODBLASKI – zgodnie z czeskim prawem każdy, ale to każdy, rower musi mieć oświetlenie z przodu oraz biały odblask, a z tyłu czerwone (dopuszczalne migające) oraz czerwone światło odblaskowe. Bez tego nawet się nie ruszajmy na szlak.

3 HAMULCE – niby to takie oczywiste, że nie jeździmy na rowerze, który nie ma sprawnych hamulców. Ale warto wiedzieć, że zgodnie z czeskim prawem każdy rower musi mieć – uwaga! – co najmniej dwa niezależne, skutecznie działające hamulce.

4 POD OPIEKĄ – to informacja szczególnie ważna dla rodziców, dziadków i innych opiekunów. W Czechach dzieci mające mniej niż 10 lat mogą jechać na rowerze tylko i wyłącznie w towarzystwie osoby starszej niż 15 lat. W foteliku można przewozić dziecko w wieku do 7 lat, ale może to zrobić tylko rowerzysta, który ma więcej niż 15 lat.

5 PRZYCZEPKI – u naszych południowych sąsaidów od 2012 roku można też przewozić dzieci w przyczepkach rowerowych, ale mogą to robić tylko pełnoletni (od 18 lat). W tym przypadku, podobnie jak w Polsce przyczepka musi być prawidłowo oznakowana – nie tylko w odblaski, ale i chorągiewkę.

6 ALKOHOL – zgodnie z czeskim prawem na rowerze nie można jeździć pod wpływem alkoholu. W Czechach niedozwolona jest jakakolwiek ilość alkoholu we krwi kierowcy samochodu czy roweru. Mandat za jazdę pod wpływem alkoholu waha się od 10 tys. do 20 tys. koron (poniżej promila alkoholu) oraz od 25 do 50 tys. koron powyżej jednego promila. Odmowa poddania się testowi na zawartość alkoholu we krwi podlega grzywnie w wysokości do 50 tys. koron.

7 TELEFON – warto także pamiętać, że w Czechach obowiązuje zakaz trzymania w ręku telefonu komórkowego podczas kierowania rowerem – dopuszczalne jest jedynie telefonowanie za pomocą zestawu hands-free.
53bff6631d01d_o
Ciekawe trasy rowerowe
Szlak Zamków nad Piotrówką to jedna z ciekawszych tras rowerowych na pograniczu polsko-czeskim.
Liczy około 24 kilometry. Zaczyna się w Kończycach Wielkich, kończy w Gołkowicach. Po drodze można zobaczyć wiele ciekawych zabytków w gminach Hażlach, Zerzydowice, Piotrowice koło Karwiny oraz Godów znajdujących się w znacznej części w dolinie rzeki Piotrówki. Np. stylowy pałac z przełomu XVII i XVIII wieku w Kończycach Wielkich, czy zameczek myśliwski z drugiej połowy XVIII wieku zbudowany w czeskiej Pierstnej. Trasa nie jest trudna, można ją przejechać także z dziećmi.

Drugą polecaną przez nas trasą jest tzw. Szlak Olzy.
Umożliwia on poznawanie rowerem najciekawszych miejsc położonych nad symboliczną dla regionu rzeką Olzą. Zaczyna się w Cieszynie, słynącym z takich zabytków jak XII-wieczna rotunda czy Studnia Trzech Braci, po czym wiedzie do Czeskiego Cieszyna, Kocobędza, gdzie można zobaczyć wieżę strzelniczą, Albrechcic, Karwiny z pięknym parkiem zdrojowym w stylu angielskim, Dziećmorowic i Lutyni Dolnej, gdzie można podziwiać zamek z końca XVI w. Trasa nie jest trudna, ale warto podzielić ją na dwa dni.

naszemiasto.pl

Cieszyn, Štramberk i Ostrawa – jak nie znudzić się na Śląsku Cieszyńskim

Zakończył się kolejny tydzień urlopu. Nie ma roku, aby Czechofil nie pojawił się w dwóch miejscach: Pradze i Cieszynie. Stolicę Czech odwiedzam ze względu na znajomych, a to piękne graniczne miasteczko ze względu na jego położenie. Sprawdzając historię bloga zauważyłem, że wpisów o Cieszynie zrobiłem już kilka. Co napisać nowego? Czy jest jeszcze coś co Was zainteresuje?

Niektórzy jeżdżą co roku na przykład do Egiptu. Ludzi ciągną wybrane miejsca, z którymi mamy miłe wspomnienia. Ja wybieram Cieszyn. Tym, co mnie przyciąga na Śląsk Cieszyński są na pewno ludzie. I ten ich powolny tryb życia. Wszak „miastowe tego nie mają i spokoju tu szukają”. Także wolno snujący się urokliwymi uliczkami ludzie, bawiący się w pubach na kampusie studenci i uśmiechnięte ekspedientki – tego nie znajdziesz w metropolii.

Cieszyn: tu czeskie piwo upija bardziej

 

Zatrzymałem się w Hostel nazwanym 3 Bros’ Hostel na cześć  legendy o Trzech Braciach, założycielach miasta. Właściciel i zawiadowca miejsca Mariusz (notabene wszyscy wielcy Mariusze, których znam to czechofile) to zakręcony i młody człowiek, który wziął sobie za zadanie rozpropagowanie ideologii podróżowania grupowego. Nie ma nic lepszego niż paczka znajomych pijąca Brackie w Cieszyńskiej Wenecji*. Żeby wspólna sielanka trwała nawet po zamknięciu lokali, w 3 Bros’ Hostel urządzono wspólną kuchnię, w której można pić piwo kontynuując biesiadowanie. Górna półka lodówki hostelowej mieści lokalne piwa, a nawet wina. W czasie mojej obecności Hostel odwiedzili goście z Kanady, a nawet Australii. Niesłychane, że goście z tak daleka odwiedzają Cieszyn. Wynajmują oni zwykle pokoje wieloosobowe, dlatego czują się swobodnie wśród swoich znajomych. O dziwo, nawet podczas pełnego obłożenia, w hostelu jest cicho i da się wypocząć po podróżniczych wojażach.

A tych było sporo. Po trzech dniach zwiedzania stopy odmówiły mi niestety posłuszeństwa. Pewnie dlatego, że pokusiłem się o chodzenie po szczytach Beskidów. Strome cieszyńskie uliczki też zrobiły swoje. Szczytem mojej głupoty okazała się próba zdobycia polskiego brzegu Olzy – nieosiągalnego, jak się okazało, dla zwykłych śmiertelników. Zachciało mi się iść wzdłuż brzegu aż do momentu, jak Olza przestaje być rzeką graniczną a granica wcina się w ląd w okolicach Trzyńca. To był najgłupszy pomysł, na jaki mogłem wpaść. Zarośnięte chaszczami i niezwykle nieprzyjazne brzegi nie dopuszczą nikogo. Zastanawiam się czy w czasie zamkniętych granic ktokolwiek próbował przejść granicę w takich warunkach.

Štramberk

Spacer wzdłuż Olzy to był dopiero przedsmak tego, co mnie czekało następnego dnia. Wyprawa do Štramberku to był główny punkt tegorocznego urlopu. Nie było mnie tam już ponad cztery lata. I oczywiście nic się nie zmieniło: zadbane kamieniczki, zimne piwo i niezwykle sympatyczni Czesi. W  Štramberku można zjeść smacznie i tanio. Ponadto można też skosztować lokalnego piwa. Ważnym punktem programu jest również zaopatrzenie się w korzenny przysmak jakim są Štramberskie Uszy*.

Ale żeby dostać się do tego ukrytego między beskidzkimi szczytami miasteczka, trzeba pokonać kilkadziesiąt kilometrów pociągiem. Z Czeskiego Cieszyna wystarczy pojechać pociągiem do miasta Studenka, a tam przesiąść się w wagon motorowy serii 810 – produkowane od 1975 roku w fabryce Vagonka Studénka jeżdżą do dziś i stanowią nie lada lokalną atrakcję. Czułem się jak bohater filmu „Slunce, seno, jahody”. Naprawdę warto wybrać się w podróż trasą Studenka – Veřovice i przenieść się w czasie. Po drodze widziałem ładne miasteczko Příbor oraz obleśne komunistyczne Kopřivnice, które słyną z fabryki Tatry. Widać ją jednak z pociągu, nie warto więc nawet wysiadać.

Ostrawa

Przy okazji okazało się, że w modzie są wciąż fryzury na czeskiego piłkarza. W 2014 roku tego typu fryzurę miał na sobie kierownik pociągu, ale również rzesza taksówkarzy i obywateli Czeskiego Cieszyna i Ostrawy.

20140522_164343

Jeśli chodzi zaś o Ostrawę, jest to idealne miejsce, aby zobaczyć cały przekrój czeskiego społeczeństwa. Nie wspominam tutaj o ogromie Romów, którzy wręcz zalewają to przygraniczne miasto. Dla nowych przybyszów jest to widok na pewno przerażający i powodujący bezwarunkowy odruch przyciskania do siebie torebki. Wydaje mi się, że z każdym rokiem Cyganów w Ostrawie widzę coraz więcej. Są bardzo hałaśliwi i wiecznie się uśmiechają – aż tak dobrze się im powodzi? Oprócz dziesiątek tysięcy Romów zauważymy też kilku Czechów. Moda w mieście Ostrawa zatrzymała się na epoce warszawskiego Stadionu X-lecia. Kolorowe i pasiaste bluzki z poliestru (ten zapach) oraz sandały ze skarpetami. Wizerunek Czechów z Ostrawy różni się diametralnie od tych widzianych w Pradze. Kobiety z dwukolorowymi włosami (miks mlecznobiałego i kruczoczarnego) a mężczyźni otyli i szczerbaci. Młodzież rozmaita: jedni modni i schludni, pozostali tandetni i wyglądający jakby zatrzymali się w czasie. Warto przyjechać i zobaczyć ten lokalny folklor (patrz zdjęcie). Choć przeżyjemy szok, nie trzeba bać się o swoje zdrowie – Ostrawa jest dość bezpiecznym miastem. Warunek: nie wychodź na miasto po 22:00. Zresztą i tak nie ma po co – oprócz imprezowej ulicy Stodolni, nic się tu nie dzieje. W trakcie weekendu ulice są wymarłe, a tramwaje jeżdżą puste. Jedyny ratunek na nudę to centrum Handlowe Nową Karoliną nazwane, w gruncie rzeczy bardzo fajne.

Czeski Cieszyn

Wieczory spędzałem po obu stronach Cieszyna. W tym Czeskim można (ale nie trzeba) wybrać się do Restauracji u Huberta. To kultowe miejsce w przypadku początkujących czechofilów odwiedza się na własną odpowiedzialność. To, co urzeka starych czechofilów (ten klimat starej hospody, pianka na piwie) może bardzo wystraszyć nowicjuszy. Obskurne ściany i wygląd speluny – tak to miejsce jest określane, przez tych, którzy nie przywykli to wyglądu tradycyjnych czeskich hospudek. To samo tyczy się knajpy w budynku dworca w Czeskim Cieszynie czy też restauracji  Hotelu Piast. Ta ostatnia zresztą to relikt poprzedniej epoki – choć czysto i schludnie, to jednak martwo, cicho i tak nijak. Na pierwszy raz znajomych można zabrać do Da Capo (pizzeria oraz czeska kuchnia) czy też pobliskiej Siódemki. Tradycyjna czeska kuchnia do spróbowania jeszcze w Restauracji U Dzika czy tez w Restauracji na Brandyse. Najsympatyczniejsza według mnie jest Restauracja Sikorák w Parku Adama Sikory po czeskiej stronie Olzy. Do Colors na Hlavní tříde nie chodźcie – barmani tam oszukują i są strasznie irytujący.

Gdy pozostało Ci jeszcze kilka dni urlopu w zapasie, możesz wybrać się jeszcze do pobliskiej Opawy. Mieszkając rok na Śląsku Cieszyńskim udało mi się zwiedzić wszystkie te okoliczne miejsca, dlatego teraz pozwolę sobie wkleić jedynie linki.

Štramberk / Cieszyn / Cieszyn 2 / 

Ostrawa / Opawa / Hradec nad Moravicí

 

Czescy urzędnicy uczą się polskiego

Polacy coraz częściej załatwiają sprawy w urzędzie miejskim w Czeskim Cieszynie, więc jego pracownicy uczą się polskiego. Zainteresowanie większe niż lekcjami angielskiego.

czech-046

Gdyby nie podświetlona na niebiesko symboliczna linia graniczna biegnąca w poprzek mostu Przyjaźni na Olzie, to przechodzień mógłby nie zauważyć, że jest już w innym mieście i w innym państwie. Od wejścia do strefy Schengen Cieszyn i Czeski Cieszyn – wcześniej przez 87 lat sztucznie przecięte granicą – coraz bardziej przypominają jedno miasto.

Radni z obu stron granicznej rzeki co pewien czas spotykają się na wspólnych sesjach, a samorządy organizują wspólne imprezy oraz realizują wiele inwestycji. Razem zagospodarowują tereny przylegające do Olzy, budując tam boiska, ścieżki rowerowe i odnawiając parki. Zbudowały nowy most łączący oba miasta i myślą o kolejnym.

– Nasza współpraca wymaga codziennych kontaktów, w których znajomość języka polskiego jest potrzebna. Dotyczy to także bardziej prozaicznych sytuacji. Np. ostatnio prowadziliśmy akcję przeciwko wagarowiczom. Nasza straż znalazła też kilkoro polskich uczniów i te informacje trzeba było przekazać do polskich szkół – mówi Dorota Havlikova, rzeczniczka urzędu miejskiego w Czeskim Cieszynie.

Ale czeskim urzędnikom język polski przydaje się nie tylko w kontaktach z kolegami z polskiej strony. Jak wyjaśnia Havlikova, w tamtejszym ratuszu swoje sprawy załatwiają Polacy, którzy zakładają firmy w Czeskim Cieszynie, zamieszkują tam, biorą śluby czy posyłają dzieci do szkół. Takich przypadków jest coraz więcej. – Warunki do prowadzenia działalności po czeskiej stronie są lepsze niż u nas. Kontakty z urzędnikami od czasu do czasu są niezbędne, więc dobrze jest, gdy można się porozumieć – mówi Katarzyna Salamon pracująca w prowadzonym w Czeskim Cieszynie przez Polaków klubie fitness.

Dlatego władze Czeskiego Cieszyna zorganizowały dla swoich urzędników kursy języka polskiego opłacane z budżetu miasta. Chętnych było więcej niż miejsc. Lekcje, w których bierze udział 21 osób podzielonych na grupy, rozpoczęły się kilka dni temu i potrwają do końca roku. Odbywają się w ramach godzin pracy.

– Zainteresowanie było większe niż kursem angielskiego. Część osób trochę rozmawia, także w gwarze cieszyńskiej, ale uczymy od podstaw mówienia i pisania. Zaczęliśmy od zwrotów grzecznościowych, z czasem dojdziemy do specjalistycznego słownictwa – mówi Halina Klimsza, która prowadzi zajęcia. Stara się, aby były one na luzie: – Ostatnio mówiłam uczestnikom trochę o polskich wulgaryzmach. Może się przecież zdarzyć, że klient, który przyjdzie do urzędu, będzie miał zły humor.

W urzędzie miejskim po polskiej stronie kursów czeskiego nie ma. Ale władze nie wykluczają, że zostaną zorganizowane, gdy urzędnicy zgłoszą taką potrzebę.

Jak przetrwać w Cieszynie? – poradnik początkującego Czechofila

Niektórzy z Was, zwłaszcza ci mieszkający blisko granicy z Czechami, swoją przygodę z krajem knedlika zaczęło już dawno temu. Skuszeni smakiem czeskiego piwa, zapuścili się na czeską prowincję poznając czym jest ta słynna „pohoda” i „hospoda”. A co z tymi, którzy jeszcze nigdy w Czechach nie byli, a marzą by w końcu tam się dostać? Oto specjalnie dla Was powstał ten poradnik!

aaa1

Punkt 1: Gdzie się wybrać na pierwsze obcowanie z Republiką?

Jeżeli pochodzisz z centralnej albo południowej Polski, najłatwiej będzie Ci się dostać do Cieszyna. Do miasta tego dostaniesz się z Katowic bądź Krakowa. Wystarczy kwadrans by z dworca dostać się na granicę z Republiką Czeską.

[Zobacz jeszcze: Jak się dostać do Czech z Polski?]

Ale nie daj się zwieść pozorom – niech Cieszyn nie będzie tylko miastem przelotowym na trasie do Pragi. Będziesz zaskoczony ile fajnych miejsc oferują obie części Cieszyna.

[Zobacz jeszcze: Wycieczka do Cieszyna]

Czechofile, przestańcie w końcu traktować Pragę jako centrum czeskości. Tylko poznając inne miejscowości i obcując z „tubylcami” poznamy Czechów naprawdę.

Punkt 2: Jestem już w Cieszynie. Gdzie mogę się zatrzymać?

Na pewno zainteresuje Ciebie opcja taniego noclegu, w dobrych warunkach i w świetnej lokalizacji. Wszystko to oferuje nowo powstały 3 Bros’ Hostel założony przez trójkę młodych zapaleńców, którzy za cel postawili sobie popularyzację swego rodzinnego miasta Cieszyna. Z ich zapału i pasji powstało miejsce niezwykle przyjazne i otwarte dla wszystkich. Hostel nie dość, że jest położony blisko rynku, to jeszcze swą ofertą zainteresuje rodziny z dziećmi jak również wieloosobowe grupy podróżujące przez Europę. Miejsce to upodobali sobie goście z całej Polski, ale również z Kanady czy Australii! Warto się tam zatrzymać.

 

Punkt 3: Co mogę zobaczyć w Cieszynie?

Miasto z tak bogatą historią posiada wiele cennych zabytków. Warto wspomnieć chociażby o Rynku otoczonym pięknymi kamienicami. Gwarantuję, że widząc zabudowę Cieszyna nie będziemy mogli się otrząsnąć przez długi czas. Idąc w kierunku granicy z Czechami, warto wstąpić na Wzgórze Zamkowe, gdzie obok rezydencji Habsburgów, możemy zobaczyć Rotundę Romańską z XI wieku, która została uwieczniona na banknocie 20 zł.

Gdy znajdziemy się po czeskiej stronie, oszołomią nas na pewno czeskie napisy i szyldy. Dla początkującego Czechofila widoki czeskich napisów to czysta przyjemność. Oprócz wielu knajpek i parków, warto zobaczyć skromniejszy niż polski Rynek w Czeskim Cieszynie oraz zadbany budynek dworca. Warto wybrać się też na spacer wzdłuż Olzy i odpocząć od słońca w Parku Sikory.

[Zobacz jeszcze: Zdjęcia z Cieszyna]

 Punkt 4: Gdzie mogę zjeść?

Są w Cieszynie miejsca kultowe. Cieszyniacy polecą z pewnością ulubione miejsca po polskiej stronie Olzy. Ci, którzy do Cieszyna jedynie przyjeżdżają, polecają knajpy w czeskiej części miasta. Jeżeli jedziesz na Śląsk Cieszyński w poszukiwaniu czeskich doznań, wybierz się do knajpy „U Huberta” znajdującej się tuż za Mostem Przyjaźni. Oprócz tej słynnej czeskiej „pohody”, hospoda ta oferuje jeszcze dania z kuchni czeskiej w przyzwoitych cenach oraz piwo lane od serca, bo z dużą ilością piany. Gdy jesteś w Cieszynie dłużej warto samemu obejść miasto i poszukać innych miejsc, gdzie równie dobrze zjemy.

 Punkt 5: Co kupić sobie w sklepie?

Wielu z Was wycieczki do Czech traktuje jedynie jako szansę na zaopatrzenie się w konkretne towary dostępne jedynie w Republice. Większość z wypiekami na twarzy przekracza granicę, by w sklepie u Wietnamczyków kupić czekoladę Studentskou w okazyjnej cenie (warto się targować przy większym zakupie). Jeżeli już odwiedziliśmy tego typu sklep, warto nabyć jeszcze słynną Becherovkę – ziołowy likier z Czech. Jak się okazuje czasem warto jest odwiedzić wielki supermarket w poszukiwaniu promocji na dany towar (piwo, czekolada, itp.), jednak zwykle zakupy na Hlavní třídě będą bardziej opłacalne. 

[Zobacz jeszcze: czeskie produkty]

Blog na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑