Morawa – enklawa katolicyzmu

Może się Wam to wydać zaskakujące, ale na Morawach wciąż są praktykujący katolicy. Przekonałem się o tym na własnej skórze. Jako że dużo podróżuję, trafiłem do wsi, gdzie są trzy kościoły – dwa katolickie i jeden ewangelicki. Katolickie są prowadzone przez księży Polaków. Księża ci, często urządzają różnego rodzaju pielgrzymki…

proglasjpg.jpg

Jedną z ostatnich była wyprawa na Jasną Górę. Na wyprawę tę wybrał się też mój późniejszy czeski znajomy. To był dla mnie istny szok!

Gdy się poznaliśmy, prawie nie słychać było, że jest Czechem. Mówił pięknie po polsku (nauczył się od księży). Następnie spytał się mnie jak często chodzę do kościoła. Ja na to: „Skąd to pytanie???” Odpowiedział, że „SKORO JESTEM POLAKIEM TO NA PEWNO CHODZĘ DO KOŚCIOŁA!!!”

Zdziwiony szybko zapytałem: „A co, ty chodzisz?” On na to: „Pewnie, nawet na pielgrzymki jeżdżę z ojcem Tadeuszem!”. I zatkało mnie.

Przyznam się szczerze, że spotkać Czecha i w dodatku gorliwego katolika to nie lada wyczyn. Było to dla mnie wielkie przeżycie. Nie umiał jednak zrozumieć mojej niechęci do kościoła. Bo z góry założył, że „MUSZĘ BYĆ WIERZĄCY SKORO JESTEM POLAKIEM!!!” Na tej płaszczyźnie nie mogliśmy się porozumieć i nasze kontakty się urwały.

Przy okazji dowiedziałem się, że X. był ministrantem, uczestniczył aktywnie w życiu kościółka i nie odpuścił żadnej pielgrzymki, zwłaszcza tej do Polski. Ukochał sobie Polskę – tę ostoję katolicyzmu.

Tak bardzo niezrozumiałe dla mnie było to jego podejście. Uznałem, że skoro Czech to na pewno ateista/niewierzący. Tu wylewa się niczym jad stereotypowe myślenie, jak i jego, tak też moje.

Dodam na zakończenie, że w Republice Czeskiej od 2006 roku działa katolicka telewizja TV NOE (Kanał emituje także polskie bajki, m.in. takie jak: Bolek i Lolek, Reksio, czy Miś Uszatek.) oraz – słyszalne na Morawach – katolickie radio Proglas z siedzibą w Brnie.

Mój kolega z Pragi, gdy usłyszał o tym katolickim radiu, postukał się w głowę i rzekł:

“To niemożliwe!”. Ja na to: „A jednak…”

tv-noe4.jpg

Czeski żart polityczny

Czesi, jak i inne narody śmieją się z polityki i polityków. Opowiadali dowcipy polityczne w czasach komunizmu, opowiadają i teraz, kiedy żyją w państwie demokratycznym.

Żarty z polityki i polityków zmieniały się na przestrzeni lat. Dowcip polityczny jest komentarzem do aktualnych wydarzeń. Po latach, aby go zrozumieć trzeba znać okoliczności w jakich powstał. Prześledźmy z czego śmiali się Czesi w ciągu ostatnich 60 lat.

Czesi mają to nieszczęście, że żyją w środku Europy, czyli regionie, którego historia nie oszczędzała. Podobnie jak Polacy przeżyli próbę narzucenia im ustroju komunistycznego.

A to oznaczało, że państwo zmierzało w kierunku totalitaryzmu. Monopol informacyjny, propaganda, terror policji politycznej miały na celu całkowitą kontrolę życia jednostki.

W takim systemie dowcip polityczny był formą samoobrony przed kłamstwem. Przez rządzących był zwalczany, ponieważ wyśmiewał wartości, które władza starała się narzucić obywatelom. Człowiek, który opowiada dowcip i widzi, że inni się z niego śmieją wie, że nie jest sam, że inni myślą podobnie jak on. A propaganda przekonywała, że wszyscy wierzą w to, co ona głosi. A zatem dowcip był swoistą bronią.

(…)
Praga, 1994 r. Popiersia Józefa Stalina i Klementa Gottwalda jako elementy czerwonej ośmiornicy

joh.jpg

Komuniści bardzo dbali o propagandę również na tym najniższym poziomie. Powołali do życia tzw. trójki agitacyjne. Były to swoiste patrole, których zadaniem było sprawdzanie czy kierownicy sklepów przygotowali przed świętami państwowymi odpowiedni wystrój witryn, czy dozorcy wywiesili czerwone sztandary, czy hasła w zakładach pracy są odpowiednie. Jedna z takich gorliwych trójek weszła do kościoła. Aktywiści zobaczyli, że kościół ozdobiony jest napisami: „Pan z wami”, „Bóg was kocha”. Poszli do księdza i dalej przekonywać, że hasła są nieodpowiednie, że nie nadążają za duchem przemian. Ksiądz próbował przekonywać do swoich racji, ale wszystko na nic. Usłyszał, że ma zmienić hasła i ma na to trzy dni. Kiedy aktywiści zgodnie z zapowiedzią wrócili do kościoła zobaczyli, że nad ołtarzem wisi wielki transparent. Na czerwonym suknie widniał napis: „BÓJCIE SIĘ BOGA – TOWARZYSZE”.

W 1953 roku zmarł komunistyczny prezydent Klement Gottwald, którego propaganda przedstawiała, jako komunistę bez skazy nazywając go „najlepszym uczniem Stalina”. A prywatnie jako człowieka dobrego, mądrego, wspaniałego męża, ojca i dziadka. Złośliwi, którzy uznawali go za zbrodniarza uknuli kolejny żart.

Gottwald po śmierci trafia do piekła. Przyjmujący go diabeł, sprawdza coś w swoich zapiskach i każe prezydentowi iść za sobą. Wchodzą do sali, gdzie są wielkie kadzie z gorącym olejem. Czart pokazuje nowoprzybyłemu jedną z kadzi i mówi: właź tutaj. Gottwald posłusznie wchodzi i okazuje się, że olej sięga mu niemalże do ust. Rozgląda się i spostrzega, że obok stoi jakiś człowiek, a gorąca ciecz sięga mu tylko do kolan. Przygląda się mu dokładniej i rozpoznaje, że to Adolf Hitler. Woła diabła. – Jak to jest? Mnie olej sięga do gardła, a Hitlerowi tylko do kolan. To niesprawiedliwe!

Diabeł odwraca się do Hitlera i mówi: Adolf, złaź natychmiast na dół. Znowu stoisz na Leninie.

stalinoop.jpg

*Interwencja 1968 roku*

Mieszkańcy Czechosłowacji szybko dostrzegli, że propaganda władzy o socjalizmie jako przodującym ustroju to stek frazesów i kłamstw. I to potrafili celnie spuentować.

Rozmawiają dwaj koledzy.

– Wiesz, gdzie jest teraz kapitalizm?

– No jasne, na skraju przepaści.

– A socjalizm?

– Jak zawsze o krok przed kapitalizmem.

Połowa lat 60. to odwilż polityczna spowodowana w głównej mierze kryzysem gospodarczym. Polityczna próba zreformowania systemu zakończyła się tragicznie. W 1968 roku Czechosłowację najechały armie Układu Warszawskiego, ponieważ przywódcy „bratnich krajów socjalistycznych” uznali, że reformy stanowią zagrożenie także dla nich. Na ulicach pojawiły się czołgi. Czesi nie mieli wątpliwości, że to okupacja, a nie „bratnia pomoc”.

Wtedy to narodził się dowcip dotyczący polskiego uczestnictwa w inwazji. Nie wiadomo, kto pierwszy go wymyślił: Czesi czy Polacy, ale krążył po obu stronach granicy.

Dwóch Czechów w mieście Hradec Kralove patrzy na polskich żołnierzy. W pewnym momencie jeden się odzywa i mówi: Patrz ci Polacy niczego nie zrozumieli. Chcieliśmy, aby przyjechały Czerwone Gitary, a oni nam przysłali Czerwone Berety (elitarne polskie jednostki).

Czesi manifestowali pogardę dla okupantów. Podobnie jak w okresie II wojny światowej Polacy deprecjonowali wroga nazywając niemieckich żołnierzy „szwabami” czy „hyclami”, tak Czesi traktowali Rosjan. Na budynkach malowano hasła w skierowane do Sowietów:

*Zobaczyliście cywilizację, to wracajcie do swoich domów”, „Czerwoni bracia, wracajcie do rezerwatu*

Komizm dowcipu jest często jedynym sposobem, aby opanować przez śmieszność sprzeczności nie do pogodzenia w rzeczywistości. Śmiech pozwala na zbudowanie poczucia dystansu wobec spraw, na które nie mamy wpływu. A czy można pogodzić się z okupacją kraju? Taką próbę widać w kolejnym dowcipie z epoki.

Prezydent Czechosłowacji Ludvik Svoboda postanowił poradzić się rabina w jaki sposób pozbyć się wojsk okupacyjnych. Mądry Żyd, kiedy usłyszał pytanie spojrzał na niego i odpowiedział:

– Na to istnieją dwa sposoby: naturalny i nadprzyrodzony.

– Jaki jest ten naturalny sposób? – pyta Svoboda.

– Naturalny jest taki, że objawi się archanioł Gabriel z ognistym mieczem i wyrzuci okupantów z waszego kraju – odpowiada rabin.

– A ten nadprzyrodzony? – zadaje pytanie prezydent

– Sami odejdą!

Komuchy wracają do rezerwatu

1264067012-armia_czerwona.jpg

Lata 1969 – 1989 określane są jako czas tzw. normalizacji. Ten termin miał oznaczać jedno: pełne panowanie ideologii komunistycznej w każdej dziedzinie. Jeden z najsławniejszych dowcipów komentujących atmosferę tych lat został wykorzystany przez czeskiego reżysera Jana Hrzebejka w filmie „Pupendo”. A brzmiał on tak: siedzi mężczyzna na ławeczce na Placu Wacława w centrum Pragi i wymiotuje. Zatrzymuje się przed nim przechodzień. Chwilę patrzy i mówi: w pełni się z panem zgadzam. :D

*Socjalistyczna gospodarka*

W porównaniu do innych krajów komunistycznych poziom życia w Czechosłowacji był wyższy. Partyjni agitatorzy mówili o sukcesie gospodarczym i przekonywali, że planowa gospodarka socjalistyczna lepiej zaspokaja potrzeby obywateli niż rozpasany kapitalistyczny wolny rynek.

Czesi jednak powątpiewali jednak w te zapewnienia i podchodzili do propagandowego szumu z duża rezerwą.

Połowa lat 70. Czech postanowił kupić samochód. Kiedy już podpisał umowę, zapytał sprzedawcę, kiedy może odebrać auto.

Sprzedawca spojrzał w segregator pełen papierów i odpowiedział:

– Samochód odbierze pan o godzinie 10 przed południem, 20 września 1985 roku.

Na tę wieść mężczyzna straszliwie się zdenerwował. Sprzedawca stara się go uspokoić, więc przekonuje: – Proszę pana, niech pan sobie uświadomi, że 10 lat czekania na samochód, to nie jest znów tak długo.

– Te 10 lat mi nie przeszkadza! – odpowiada mężczyzna. – Ale nie 20 września! Wtedy mam zamówionego hydraulika!

Nasi południowi sąsiedzi z ironią podchodzili również do zapewnień, że w socjalizmie można się dorobić.

Podróżując po Czechosłowacji Gustaw Husak zatrzymał się przed piękną willą.

– Czy to jest twój dom? – zapytał chłopczyka bawiącego się w ogrodzie.

– Tak – usłyszał Husak.

– A ten piękny samochód to twoich rodziców?

Chłopiec potwierdził.

– A wiesz, że jestem tą osobą, której zawdzięczacie swój dobrobyt – mówi uśmiechnięty prezydent.

– Mamo, mamo – krzyknął chłopczyk w kierunku domu. – Przyjechał stryjek Kurt z Monachium!

Gustaw Husak

guuu.jpg

*Demokratyzacja*

Transformacja ustrojowa nie stała się powodem, aby dowcip polityczny znikł. Zmienił się. Głównym celem żartów nie jest już ustrój, ale politycy. To wynik rozczarowania Czechów. Afery gospodarcze i obyczajowe, korupcja wśród polityków, ale także wzrost bezrobocia i drożyzna spowodowały, że Czesi bardzo krytycznie oceniają ludzi zajmujących się zawodowo polityką i często oskarżają ich, że nie robią nic dla normalnych obywateli.

Żarty najczęściej dotyczą aktualnych wydarzeń, więc nie są zrozumiałe dla cudzoziemców, ale są też takie, które mają charakter uniwersalny.

Oto dwa przykładowe:

Mężczyzna w kościele prosi spowiednika: Wybacz mi ojcze mój wielki grzech, wychowałem syna na polityka.

Jaka jest różnica między nieszczęściem a tragedią?

Kiedy polityk wpadnie do Wełtawy to jest to nieszczęście, ale jeśli go uratują, to jest to tragedia.

Na celowniku żartownisiów znaleźli się również ci najważniejsi politycy, czyli prezydenci. Tak szanowany w Polsce Vaclav Havel miał w Czechach licznych przeciwników. Być może to oni wymyślili ten dowcip:

George Bush, Francois Mitterand i Vaclav Havel w prywatnej rozmowie omawiają swoje kłopoty.

Bush: Mam 30 ochroniarzy, jeden z nich chce mnie zabić, a ja nie wiem który.

Mitterand: Mam 30 kochanek. Jedna ma AIDS, a ja nie wiem która.

Havel: Mam 30 doradców. Jeden jest mądry, a ja nie wiem który.

Czeska opinia publiczna nie była zachwycona, kiedy Vaclav Havel niedługo po śmierci pierwszej żony, Olgi ożenił się z aktorką Dagmar Veszkrnovą. Olga Havlova cieszyła się powszechnym poważaniem, a druga żona prezydenta nie była od początku darzona zbytnią sympatią. Powstała zatem seria dowcipów o żonie prezydenta.

Przyleciał anioł do Dagmar i zaproponował jej, że nauczy ją latać. Żona prezydenta szybko się zgodziła, poszła za aniołem. Anioł pokazał jak się lata. W końcu mówi: teraz ty spróbuj. Dagmar skoczyła z okna, zaczęła machać rękami, ale spadła z hukiem na bruk. Zapłakana pobiegła poskarżyć się mężowi, jak złego spotkała anioła. Anioł wrócił do raju, a tam czeka na niego święty Piotr i mówi: Olgo, pierwsza twoja przepustka i od razu taki numer?!

Następca Havla, Vaclav Klaus nim został głową państwa był szefem Obywatelskiej Partii Demokratycznej. Jego przeciwnicy oskarżali go, że ma skrajnie liberalne poglądy i nie dostrzega, że zadaniem państwa jest także pomoc obywatelom. W trakcie jednej z kampanii wyborczych można było usłyszeć dowcip rzekomo ilustrujący przekonania polityka.

Spacerujący po Pradze Klaus dostrzegł człowieka, który je trawę. Zszokowany prezydent nie może uwierzyć w to, co zobaczył, ale podchodzi do mężczyzny i pyta się: dlaczego pan je trawę?

– Nie mam pieniędzy na jedzenie – odpowiada mężczyzna.

– To niech pan nie zje wszystkiej, trzeba trochę zostawić na siano, bo co pan będzie jadł zimą?

Vaclav Klaus postrzegany jest jako człowiek, który ma o sobie bardzo wysokie mniemanie. Sposób zachowania, przekonanie o nieomylności, pewność siebie i arogancja stały się też tematem kpin jego rodaków.

Vaclav Klaus zaciął się podczas golenia. Przechodząca obok łazienki żona, dostrzegła krew na policzku męża, pokręciła głową i zaczęła narzekać:

– Panie Bożę, ty się znów zaciąłeś!

Klaus spojrzał na nią i odpowiedział: Ile razy mam ci powtarzać, że w domu możesz do mnie mówić Vaclavie.

vaclav_klaus.jpg

Wrzenie Świata, Warszawa

Świetne miejsce na każdą okazję. I czechofilskie również, gdyż są tam książki o Czechach. I to nie tylko te napisane przez Szczygła.

484.jpg

Można usiąść na oknie z książką lub laptopem (są gniazdka elektryczne), można usiąść w ławce jak w bibliotece i pracować, robić notatki na uczelnię.

Można napić się dobrej kawy i zamówić ciastko.

Imprez sporo (darmowych oczywiście). Pokazy filmów, czytanie książek, które dopiero się ukażą, spotkania z autorami, dyskusje itp. Program na stronie instytutr.pl

ir1.jpg

Są tam też skrzynki pocztowe, do których można wrzucić list np. do Szczygła czy Hanny Krall lub zostawić książkę do podpisania.

A najważniejsze, że panuje tam świetna atmosfera. Przytulna a jednocześnie nowoczesna. To właśnie tam usłyszałem od nowego kolegi, że

*NIE JESTEM JUŻ CZECHOFILEM TYLKO CZECHOHOLIKIEM*

Niezwykle trafne spostrzeżenie.

Będę częściej odwiedzać Wrzenie Świata. Mariusz Szczygieł napisał mi: „Proszę uznać to miejsce za swoje ulubione”. Tak też się stało.

ir2.jpgir3.jpg

Czeskie wynalazki

Powstała z męskiej ambicji i strachu przed żoną. – Jesteś dyrektorem? To w końcu zrób z tym coś! – krzyczała pani Jakubowa Radowa, która by posłodzić filiżankę herbaty, tłukła młotkiem nieforemne bryły cukru. Pan Jakub Rad bał się krzyku żony, bał się młotka do cukru, a i męska, dyrektorska ambicja została urażona. Był w końcu dyrektorem cukrowni w Dačicach. Więc wymyślił kostkę cukru. Przyniósł żonie pudełko z 35, białymi i różowymi kostkami, a potem wynalazek opatentował, żył długo i bogato.

Poza tym teolog Prokop Diviš wymyślił pierwszy piorunochron. A słowo robot wymyślił w 1920 roku czeski pisarz Karel Čapek, przekształcając wyraz „robota”, czyli „ciężka praca”.

EDIT:
słowo robot spopularyzował Karel swoją sztuką „RUR”, ale wymyślił brat Josef, malarz.

A w grudniu zeszłego roku w Brnie powstał Żel, który ułatwi zrastanie kości.

Żel może zastąpić gips w leczeniu złamań kości. Naukowcy z Wyższej Szkoły Technicznej w Brnie w Czechach opracowali technologię, która pozwoli na zlepianie kości złamanych rąk lub nóg.

Hydrożel – bo tak nazywają naukowcy swój wynalazek, będzie wstrzykiwany w miejsce złamanych kości. W ciągu zaledwie kilku sekund stwardnieje i unieruchomi miejsce złamania na tyle, że nie będzie potrzeby stosowania gipsowego opatrunku. Hydrożel nie będzie mieć skutków ubocznych. Ponadto wynalazcy z Brna twierdzą, że w połączeniu z proteinami i środkami przeciwbólowymi złagodzi w znaczący sposób ból i jednocześnie przyśpieszy zrastanie kości.

Wierzą też, że pacjent po bezinwazyjnym zastosowaniu hydrożelu będzie mógł opuścić szpital niemal natychmiast. Nowy wynalazek będzie teraz testowany na zwierzętach, co potrwa 5 lat. W pierwszych dniach nowego roku zostanie zgłoszony w Czeskim Urzędzie Patentowym.

W Czechach powstało także genetyczne prawo Mendla oraz odkryto cztery grupy krwi.

218_1255700792.jpgd0b308c4e99a6e0cmed.jpgkrew.jpgpiorun.jpgsoczewki-okulary-1.jpgwynalazek_czeskich_lekarzy.jpgCzeskie_naj.jpg

Absynt

To wstyd by mieszkając w Czechach nie spróbować tego legendarnego specjału… Tak, tak – wstydzę się… Będąc w Pradze można natknąć się na sklepy tylko i wyłącznie z Absyntem. Jeden z większych mieści się na Placu Wacława.

Posłużę się więc Wikipedią i zasłyszanymi opiniami.

Pierwsza receptura została opracowana w Szwajcarii. Początkowo stosowany był jako cudowny eliksir na wszelkie dolegliwości, zwłaszcza przeciwbólowo. Jednak znacznie większą popularność absynt zdobył na przełomie XIX i XX wieku we Francji, zwłaszcza pośród paryskiej bohemy artystycznej, dzięki której romantyczne skojarzenia z tym alkoholem trwają w kulturze masowej do dziś. U szczytu swojej popularności trunek został opisany jako niebezpieczny, silnie uzależniający narkotyk. Zawarty w piołunie tujon został oskarżony o większość szkodliwych skutków spożywania tego alkoholu. Do roku 1915 zakazano wytwarzania i sprzedaży w większości państw europejskich i w Stanach Zjednoczonych. Jednak żadne dowody nie wskazują na to, żeby absynt był bardziej niebezpieczny, czy w większym stopniu psychoaktywny, niż inne alkohole.

Pierwszy zakaz produkcji i handlu tym alkoholem wprowadzono w Wolnym Kongu już w 1898 roku. W 1905 roku, jako pierwsze europejskie państwo, podobne restrykcje wprowadziła ojczyzna absyntu – Szwajcaria, która zakaz ten wpisała nawet w 1907 roku do swojej konstytucji. Delegalizacja szybko objęła wiele krajów Starego Kontynentu i Stany Zjednoczone (1912), w 1915 roku obejmując też Francję. Pernod przeniósł produkcję alkoholu do Hiszpanii, gdzie nadal była ona legalna, jednak z powodu braku rynków zbytu, szybko zmuszony był zakończyć produkcję. Trunek wytwarzano w małych destylarniach, głównie w Czechach, w większości jednak powstawał on w niewielkich manufakturach. Jego popularność stopniowo malała.

W latach 90. na zlecenie brytyjskiego importera napojów alkoholowych czeska destylarnia rozpoczęła produkcję absyntu na większą skalę. Było to możliwe, gdyż zarówno w Czechach, jak i Wielkiej Brytanii nigdy nie zakazano prawnie produkcji, ani handlu tym alkoholem. Zainicjowało to odrodzenie popularności trunku.

W Konfederacji Szwajcarskiej konstytucyjny zakaz dotyczący tego trunku został uchylony w 2000 roku, jednak wpisano go do ustawodawstwa zwykłego. Absynt stał się w swojej ojczyźnie ponownie całkowicie legalnym alkoholem 1 marca 2005, po uchyleniu odnośnych przepisów. Obecnie w tym kraju można handlować nim i produkować go całkowicie zgodnie z prawem.

Są różne rytuały spożywania tego trunku, jednak w każdym państwie obowiązują inne. W sieci dostępne są filmiki prezentujące np. francuskie rytuały. Manie interesuje oczywiście czeski. Króluje pogląd, że przed spożyciem należy położyć na specjalnej łyżeczce kostkę cukru, polać ją odrobiną trunku i podpalić. Gdy cukier się skrystalizuje zdmuchnąć i dodać do szklanki z Absyntem. Słyszałem, że ta metoda jest proponowana głownie cudzoziemcom ze względu na swą zjawiskowość. Może być niebezpieczna. Zdarzały się poparzenia jamy ustnej przez niewprawnych degustatorów, ponadto można przy okazji zniszczyć, niejednokrotnie drogie, akcesoria, jak łyżeczki czy kieliszki. Podpalanie absyntu przed konsumpcją jest również czasami – błędnie – zwane „czeskim sposobem degustacji”. Rytuał ognia jest wymysłem końca XX wieku raczej na potrzeby hollywoodzkich produkcji filmowych niż na potrzeby prawdziwych degustatorów trunku. Tak naprawdę, kostkę cukru powinno się rozpuścić na łyżce polewając ją lodowatą wodą. Skrystalizowany cukier zakłóca swym smakiem aromat mieszanki ziołowej znajdującej się w alkoholu.

Inne metody i rytuały to m.in.:
– na wodę
– mieszany
– rytuał powietrza
Do poczytania tutaj:
pl.wikipedia.org/wiki/Absynt

Współcześnie większość państw na świecie nie ma prawnej definicji absyntu, określającej jego skład, czy sposób produkcji. Sprawia to, że producenci mogą oznaczać produkty napisem absynt, absinthe lub absinth, niezależnie od tego, czy wypełniają one tradycyjne definicje. Ponieważ wiele państw nigdy nie wprowadziło zakazu dotyczącego tego alkoholu, nie wszystkie kraje mają uregulowania dopuszczające jego produkcję i sprzedaż.

A kto z Was pił Absynt?
I jaki rytuał został użyty przy spożyciu?

Oto film, na którym Czeszka uczy turystki zza granicy, jak powinno się podawać trunek. W pokrewnych inne – mniej lub bardziej poprawne – metody.

2613483550088444627YFiVgb_ph.jpgIMG_7683.JPG

Jan Palach

*Jan Palach*

IFORUM-6506-version1-maturitni1.jpg

(ur. 11 sierpnia 1948 w Všetaty, zm. 19 stycznia 1969 w Pradze) – student filozofii praskiego Uniwersytetu Karola, który w proteście przeciwko agresji Układu Warszawskiego na Czechosłowację i powszechnej apatii czeskiego społeczeństwa 16 stycznia 1969 o godz. 4 po południu dokonał aktu samospalenia przed Muzeum Narodowym na Placu Wacława w Pradze.
Zmarł 3 dni później o 3.15 w wyniku odniesionych poparzeń (85% ciała) w specjalistycznej klinice poparzeniowej przy ulicy Legerova. Student rzeźby, Olbram Zoubek zdjął potajemnie jego maskę pośmiertną, której odlew zaniesiono następnego dnia na miejsce jego protestu.
25 stycznia wielotysięczna procesja pogrzebowa na cmentarz Olsany przerodziła się w wielki protest przeciwko okupacji. Jej uczestnicy byli potem prześladowani przez tajną policję StB, która fotografowała i nagrywała jej przebieg.
W październiku 1973 szczątki Palacha ekshumowano, skremowano i przeniesiono na cmentarz w rodzinnym mieście Všetaty.
Po aksamitnej rewolucji w miejscu, w którym upadł przy Muzeum Narodowym, Palach został upamiętniony wmurowanym brązowym krzyżem. W 1990 jego szczątki powróciły na cmentarz olsański, a rok później on sam został pośmiertnie odznaczony najwyższym czeskim odznaczeniem, orderem Tomasza Masaryka.
Nazwiskiem Palacha została nazwana odkryta 22 sierpnia 1969 asteroida, 1834 Palach. Nazwę tę nadał jej odkrywca, przebywający na emigracji czeski astronom Luboš Kohoutek.

Po proteście Palacha do końca kwietnia jeszcze 26 osób próbowało aktów samospalenia. 7 z nich zmarło.

Mój czyn ma sens, ale nikt nie powinien go naśladować. Studenci powinni zachować życie, aby spełnić jego cele, by mogli żywi wesprzeć walkę.
Dzień po samospaleniu grupa studentów – wśród nich Jan Zajíc – rozpoczęła pod pomnikiem św. Wacława przerwany w dniu pogrzebu protest głodowy, domagając się realizacji postulatów zmarłego. Nazajutrz po zgonie Jana na placu Wacława zgromadziła się manifestacja, która przeszła na Uniwersytet, gdzie zegary w Wydziale Filozofii zostały zatrzymane na godzinie 3.15. Na czele szli studenci z transparentem Pozostaniemy wierni.
20 stycznia podpalił się Josef Hlavaty (zmarł 25 stycznia). 22 stycznia podpalił się Miroslav Malinka, a Blanka Nachazelova popełniła samobójstwo trując się gazem. Dokładnie miesiąc po pogrzebie kolejny student, 18-letni Jan Zajíc dokonał śmiertelnego samospalenia w pasażu na Placu Wacława – w pozostawionym liście określił się jako pochodnia numer 2. 4 kwietnia 40-letni Evžen Plocek podpalił się na rynku południowomorawskiego miasta Jihlava (zmarł 5 dni później).
Pół roku przed czynem Palacha – 8 września 1968 – w czasie ogólnopolskich dożynek na warszawskim Stadionie Dziesięciolecia podobną formę protestu przeciw inwazji wybrał Polak, Ryszard Siwiec. Palach nie mógł jednak o tym wiedzieć, bowiem protest Siwca został zatajony przez polskie władze. Dopiero w 4 miesiące po śmierci Czecha wiadomość o proteście Siwca podała rozgłośnia Radia Wolna Europa.
Owym wydarzeniom oddał hołd Jacek Kaczmarski w utworze zatytułowanym „Pochodnie”.
Angielski zespół Bloc Party dedykował mu swoją piosenkę „One More Chance”, o czym informuje na początku teledysku. Również zespół Kasabian zadedykował Janowi Palachowi swoją piosenkę „Club Foot”, z albumu „Kasabian”

pd916036.jpg

Czesi w Polsce

Dziś ogłosili w radio, że w kwietniu zacznie się kolejny już Spis Powszechny. Pierwszy po wejściu do UE. Zastanawiam się, jak zmienią się dane dotyczące mniejszości czeskiej w Polsce. Oby ta malutka grupa nie zanikła.

Prezentuję dane z poprzedniego Spisu Ludności.

Podczas narodowego spisu powszechnego ludności w 2002 r., jako Czesi zadeklarowało się 386 obywateli Polski w tym:
w województwie łódzkim – 111
województwie śląskim – 61
województwie dolnośląskim – 47
województwie mazowieckim – 37

1.226 osób zadeklarowało używanie w domu języka czeskiego.

Ogólna charakterystyka mniejszości czeskiej:

Płeć:
mężczyźni – 42,23 %

kobiety – 57,77%

Charakter miejsca zamieszkania
Miasto – 72,02%

Wieś –  27,98%

Ekonomiczne grupy wiekowe
Wiek przedprodukcyjny (0 -17) – 10,10%
Wiek produkcyjny razem (18 – 59/64) – 52,85%
Wiek poprodukcyjny (60/65 lat i więcej) – 37,05%

Poziom wykształcenia (dla osób w wieku 13 i więcej lat)
Wyższe – 13,28%
średnie – 30,51%
Zasadnicze zawodowe – 18,64%
Podstawowe ukończone – 29,38%
Podstawowe nieukończone i bez wykształcenia – 3,39%

Działalność społeczno-kulturalna osób należących do mniejszości czeskiej koncentruje się wokół Parafii Ewangelicko-Reformowanej w Zelowie.

Sprawy dotyczące mniejszości czeskiej poruszane są na łamach czasopisma „Kalendarz Zelowski – rocznik społeczno-kulturalny czesko-braterskiej parafii ewangelicko-reformowanej w Zelowie”.

zelow.jpgzelow2.jpgzelow3.jpg

Praca w Czechach

W ojczyźnie knedlików i Pilsnera. W kraju wojaka Szwejka i Karela Gotta. Tuż za miedzą. To tam, w czasach redukcji etatów i grupowych zwolnień, znajdziesz pewną posadę.

Plusy wyjazdu? Po pierwsze niewielka odległość od domu, która pozwala na odwiedziny w kraju niemal w każdy weekend. Po drugie podobieństwo czeskiego do mowy Mickiewicza, które sprawia, że język południowych sąsiadów jest dla nas w dużej części zrozumiały. Poza tym – zbliżona kultura, kuchnia, praktycznie ten sam klimat i gwarantowana ogromna dawka czeskiego humoru. Oczywiście tutejsze zarobki nie mogą konkurować ze stawkami na Wyspach czy w Norwegii. Średnie pensje porównywalne są do tych nad Wisłą, ale jeśli idą w parze z gwarancją stałego zatrudnienia w oparciu o umowę o pracę, dla wielu będą stanowić satysfakcjonującą ofertę. Warto więc zastanowić się nad wyjazdem za Olzę, szczególnie że koniunktura sprzyja. – W ostatnich latach przeprowadzono tu wiele nowych inwestycji, a co za tym idzie, pojawiły się dodatkowe miejsca pracy. Czechy nie dysponują jednak wystarczającą ilością wykwalifikowanych pracowników, dlatego korzystają ze wsparcia sąsiadów – wyjaśnia Dorota Kwarciak, specjalista ds. rekrutacji z agencji Gi Group. Najwięcej ofert można znaleźć w branży motoryzacyjnej, elektronicznej i elektrotechnicznej.

Od zaraz

– Aktualnie poszukiwani są przede wszystkim spawacze, ślusarze oraz operatorzy wózków widłowych – wylicza Krzysztof Smoroń z Agencji Pracy Interkadra. Ale potrzebni są też monterzy, zgrzewacze, równacze i lakiernicy w takich koncernach samochodowych, jak Škoda Auto, TRW czy Faurecia. O tym, że kryzys w tej branży powoli mija, świadczą informacje od producentów. W pierwszych dniach listopada Skoda ogłosiła plany dwukrotnego zwiększenia sprzedaży swoich aut w ciągu 10 lat. Wymagania dla kandydatów dotyczą przede wszystkim doświadczenia. – Certyfikaty są sprawą drugorzędną. Zawsze istnieje możliwość wyrobienia stosownych dokumentów na miejscu, po przejściu odpowiednich szkoleń – tłumaczy ekspert Interkadry. Rekruterzy podkreślają też, że choć znajomość języka formalnie nie jest wymagana, to w praktyce kandydat powinien znać podstawy czeskiego. – Pracodawca oczekuje, że zatrudniony będzie rozumiał czeski na takim poziomie, by móc bez przeszkód wykonywać polecenia przełożonych – wyjaśnia Dorota Kwarciak.

Bilans zysków i strat

Pracownicy podejmujący pracę w Czechach za pośrednictwem agencji, zatrudniani są na podstawie umowy o pracę. – Po pierwszym miesiącu okresu próbnego kolejne umowy podpisywane są na okres od 6 do 12 miesięcy – informuje specjalistka z Gi Group. Zarobki kształtują się w przedziale od 80 do 100 koron netto za godzinę pracy, co w przeliczeniu daje od 13 do 17 zł na rękę. Oznacza to ok. 15 tys. koron (2,4 tys. zł) brutto miesięcznej stawki podstawowej. Do tego dochodzą dodatki zmianowe w wysokości 6-20 koron (1-3 zł) i nadgodziny (25 proc. za pracę w tygodniu i 100 proc. w święta). Oprócz tego zatrudniony otrzymuje także dopłatę do zakwaterowania. Ostatecznie będzie musiał dołożyć co najmniej 500 koron (78 zł) miesięcznie, ale na warunki narzekać nie można. – Pracownicy, którzy wyjeżdżają do pracy z agencją Gi Group, kwaterowani są w hotelach robotniczych po 2-4 osób w pokoju. Każdy z nich ma dostęp do aneksu kuchennego i łazienki. Dodatkowo w niektórych budynkach jest również bezpłatny dostęp do internetu, co znacząco ułatwia kontakt z rodziną – zapewnia przedstawicielka firmy. Niewątpliwym atutem posady nad Wełtawą są też niższe niż na Zachodzie koszty utrzymania. Wynika to z niższych cen, ale również z dodatkowych świadczeń pozapłacowych, które otrzymują pracownicy. – Są to najczęściej bony żywnościowe, dodatki do zakwaterowania, bezpłatne dojazdy do pracy oraz darmowa opieka zdrowotna – dodaje ekspertka. Wszelkie formalności związane z wyjazdem można załatwić w kilka dni. – To dobra oferta zarówno dla osób, które pragną zdobyć większe doświadczenie w pracy na danym stanowisku, jak również dla tych, którzy mają już pewne doświadczenie, ale nie posiadają żadnych uprawnień i certyfikatów – przekonuje Krzysztof Smoroń.

Interia.pl

Przed wyjazdem do czeskich fabryk radzę sprawdzić fora internetowe. Dużo ciekawych i mniej ciekawych rzeczy można się dowiedzieć na przykład o firmie z Pardubic lub naczytać o wyzysku w Mladzie Bolesław w Fabryce Skody. Czytanki okraszone też szokującymi zdjęciami. Trzeba wybierać tylko sprawdzone agencje albo jechać przez urząd pracy. Stanowczo odradzam firmę pośredniczącą z Elbląga!!!

Hospoda U Svejka, Biesko-Biała

Kolejne godne uwagi miejsce na czechofilskiej kulinarnej mapie Polski.

svejk2.jpg

Położona w centrum Bielska, tuż przy galerii Sfera, na starówce mała i przytulna. Hospoda kusi z zewnątrz swym logo każdego przybysza.

Motyw przewodni głównego bohatera – Wojaka Szwejka powtarza się niczym litania na ścianach i w menu. Chociaż lokal wydaję się już trochę „wyeksploatowany” zachęca swoim jadłospisem. Litrowe piwa wielu rodzajów oraz prawdziwe czeskie dania zadowolą każdego smakosza. Vepro-knedlo-zelo czy smazeny syr to podstawa. Do tego na początek zupa czosnkowa a na przystawkę czeskie rohliki z różnymi nadzieniami. Do tego Utopenec i nawet ryby. Menu jest dwujęzyczne i przejrzyste. Ceny przystępne.

Dania zawsze świeże, sycące i tłuste. Powtarzalna jakość posiłków tak samo jak ciągle ten sam smak czeskiego piwa.

W weekendy warto zarezerwować sobie miejsce, zwłaszcza gdy akurat swój koncert ma czeska kapela grająca na żywo w lokalu.

Obsługa miła i całkiem sprawna. Jedyne co można wytknąć to zaniedbana toaleta.

Moja ocena 4-/5. Przyjemne miejsce i tak czeskie, że nie ma się do czego przyczepić ;)

Zdjęcia pochodzą z oficjalnej strony restauracji.

222de02eabfbf7.jpga7ad4a04f05c10.jpg14eee19750fe52.jpg140f2ec4cf87b14a9.jpg8d7b2142c884b9.jpgaa318353e1e823.jpg

Zelów

Mój kolega Czechofil, który mnie zaraził tą jakże przyjemną chorobą, z rodzinnego domu do Zelowa miał zaledwie 20 km. Jednak przez tyle lat swej fascynacji Czechami nie wybrał się do tego miasteczka. Skusiła go dopiero ewangelicka msza w języku czeskim…

Zelów to miejsce bardzo nietypowe. Od zawsze związane z Czechami, którzy uciekli tu przed religijnymi prześladowaniami. Założono tu kościół ewangelicki ale oprócz tego mieszkali tu przedstawiciele wielu religii i wyznań. Luteranie, katolicy, baptyści itp. Tu właśnie jest kolebka czeskości na dawnych ziemiach polskich..

O historii Czechów na tej ziemi porozmawiam z Ks. Mirosławem Jelinkiem, opiekunem mniejszości czeskiej w Polsce i proboszczem ewangelicko-reformowanej parafii w Zelowie. Urodził się w 1957 roku w Częstochowie. Od 1982 pracuje w Zelowie, a w 1985 roku przejął pełną odpowiedzialność za parafię. Zakładał też parafie w Bełchatowie. Z jego inicjatywy zostało w Zelowie stworzone Muzeum Braci Czeskich w Polsce, które jest zarazem ośrodkiem dokumentacji dziejów czeskiej emigracji religijnej. Wśród wielu pełnionych funkcji jest min. członkiem Komisji Wspólnej Rządu i Mniejszości Narodowych i Etnicznych od momentu jej powstania w roku 2005 oraz honorowym członkiem międzynarodowego stowarzyszenia EXULANT z siedzibą w Pradze.

Jak wiele łączy Czechów i Polaków?

Ks. Mirosław Jelinek*: Bardzo wiele. Nie może być inaczej bo przecież od wieków narody żyją obok siebie a często razem. Obie narodowości dawno już się przeniknęły. Słynny polski malarz Jan Matejko miał właśnie czeskie korzenie. Jego ojciec gdy prześladowany religijnie uciekł z Czech został organistą w parafii pod Krakowem. W domu Jana Matejki mówiło się tylko po czesku bo przecież jego ojciec polskiego języka nie znał. Był ewangelikiem, ale co ciekawe do południa grał do mszy w kościele ewangelickim a po południu w kościele katolickim. Takich przykładów mogę przytoczyć mnóstwo. Poeta Leopold Staff także miał czeskie korzenie. Jego ojciec we Lwowie był przewodniczącym Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Czeskiej. Jeden z braci Leopolda Staffa był pierwszym rektorem SGGW w Warszawie a drugi zakładał GOPR w Zakopanem.

Czyli Polacy Czechom wiele zawdzięczają?

Absolutnie nie chciał bym tego mówić w taki sposób. Bo właśnie takie spostrzeganie spraw rodzi antagonizmy. Powinniśmy mówić o bogactwie i różnorodności naszych narodowości. O tym, że się wzajemnie uzupełniamy i wspieramy. Bo wszyscy z tego korzystamy. I takie wykłady jak te z cyklu zorganizowanego przez Dom Europejski służą właśnie takiej dobrej sprawie. Bardzo się cieszę, że mogę w nim wziąć udział, tym bardziej, że po raz pierwszy mam taka okazję, by w szerszym gronie opowiadać o mniejszości czeskiej. A naprawdę jest o czym i na wspólne mianowniki z Polakami mamy też przykłady w najnowszej historii. Karol Matejka szef energii atomowej w Republice Czeskiej został odznaczony najwyższym odznaczeniem Stanów Zjednoczonych za pokojowe wykorzystanie energii atomowej. A jego ojciec pochodzi z Zelowa tego w którym ja mieszkam. Zresztą przykładów na to jak Czesi rozsławiają właśnie Polskę jest wiele.

Jak Czesi trafili do Polski?

Na przestrzeni wieków mieliśmy do czynienia z wieloma migracjami bądź to spowodowanymi prześladowaniami religijnymi na terenie państwa czeskiego, czy emigracja zawodowa. Właśnie do największych emigracji dochodziło w XVIII wieku. Wówczas Czesi masowo przyjeżdżali głównie na Dolny Śląsk. Tam co najmniej 300 miejscowości jest założonych lub współzałożonych przez Czechów. Trzeba też pamiętać, że Śląsk w XVIII wieku był zasiedlany przez Czechów. Król Pruski był ewangelikiem i właśnie tych ewangelików chciał ściągnąć do siebie z Czech. Na terenie ich kraju rząd habsburski prześladował ewangelików. W XIX wieku polskie prywatne miasta starały się o jak najlepszych rzemieślników. A ponieważ takimi byli właśnie Czesi ściągano ich na teren kraju.

Jak duża jest mniejszość czeska w Polsce?

Podczas spisu ludności w 2002 roku 386 osób przyznało się do narodowości czeskiej. Z tego 111 osób w samym województwie łódzkim. Może wydaje się, że to nie wiele ale dla mnie to było już duże zaskoczenie. Zwłaszcza województwo łódzkie. To przecież środek Polski a 1/3 osób z mniejszości czeskiej mieszka właśnie tam.

W sumie to jednak niewiele osób z tak wielkich emigracji do Polski na przestrzeni ostatnich wieków.

Z badań wynika, że około 40 tysięcy osób w samej Wielkopolsce ma czeskie korzenie. Ludzie jednak nie są tego świadomi, choć nawet noszą typowo czeskie nazwiska. Ale niewiedzą dlaczego. Podobna sytuacja jest w Wielkopolsce, Małopolsce na Mazowszu, czy na Mazurach. Dzisiaj dość trudno przyznawać się ludziom do swoich korzeni. Ale moim zdaniem to będzie się zmieniać.

Gdzie teraz w Polsce są największe ośrodki mniejszości czeskiej?

Na pewno należy do nich Bełchatów, czy nasz Zelów. W Zelowie powołano muzeum dokumentacji Braci Czeskich. Zelów na początku XIX wieku był nawet większy niż Łódż. Później Łódź podbierała najlepszych tkaczy z Zelowa i tam właśnie tak pięknie rozwinął się przemysł włókienniczy. Cały czas gdzieś do około słyszy się, że obecność Czechów jest istotna. Gdyby Czesi nie wsparli Żyrarda, który w XIX wieku kładł podwaliny pod ośrodek tkaczy dziś Żyrardów nie był by tak rozwiniętym miastem.

Czesi są więc mocno zasymilowani z Polakami.

Mają jedną wspaniałą cechę. To otwarty i radosny naród. Czech potrafi się bawić i cieszyć życiem. To nie są ludzie, którzy chcieli by zamykać się w swoim kociółku. Trzeba pamiętać, że w większości to ewangelicy, ale to również nie stanowi problemu. Gdy przyjechał do na ksiądz prof. Tiszner powiedział „Jesteście jak kropla rosy, która mieni się w kolorycie słońca nad oceanem szarości”. W 1945 roku 90 procent Czechów zostało wygnanych z Zelowa, zresztą podobnie jak z wielu innych miast. To były bardzo tragiczne czasy. Majątki, które tu zostawiali zostały zagrabione i ta sprawa do dziś nie jest rozstrzygnięta. Ale staramy się przełamywać problemy wynikające z zaszłości historycznej.

U Szwejka, Warszawa

*Wizyta 8 stycznia 2011*

Miejsce to zdoła opisać tylko i wyłącznie jedno określenie…

*hledat jehlu v kupce sena → szukać igły w stogu siana*

Jak opisać coś, czego nie ma? Spróbuję…

Pierwsze wrażenie – wizualne – krzykliwe neony, wielki ogródek i gwar. Wchodzimy dalej. Już na progu obsługa krzyczy, że nie ma wolnych miejsce, trzeba czekać w długiej kolejce albo udowodnić, że się ma rezerwację. Okazało się, że obsługa kłamie – miejsc wolnych na trzech poziomach tego lokalu jest pod dostatkiem, a rezerwacji praktycznie nie ma. Mimo to, kolejka ogromna. Wydaje mi się, że ludzie byli zatrzymywani, bo obsługa nie nadążała z realizacją zamówień.

A co, jeśli już udało się wejść i dostać wolny stolik?

Dostajemy menu, piękne, duże, twarde i co najważniejsze, zupełnie pozbawione dań z kuchni czeskiej!!! Łosoś norweski, żurek, krewetki to zdecydowanie nie są specjały naszych południowych sąsiadów. Spędziłem kilka minut w znalezieniu w tym gąszczu dań czegokolwiek chociaż czechopodobnego. Chyba zauważyłem coś z „bułkowym kendlem” ale nie mogłem być pewien co rzeczywiście wyjdzie na talerzu od kucharza. Kuchnia jest przeszklona – klient widzi kucharza podczas pracy, ale co z tego, jeśli kelner podchodzi i brudnymi łapami klepie mięso, które przyrządza szef kuchni?

Zdruzgotany postanowiłem pocieszyć się chociaż czeskim piwem. Okazuje się, że w restauracji, która robi się na czeską nie podaje się ani jednego czeskiego piwa!!! Dostępne są tylko dwa rodzaje: Tyskie oraz Pilsner Urquell (ten podrobiony, produkowany w Poznaniu). Skandal!!!

Chwila czekania i przychodzi kelnerka. Zupełnie zdezorientowana i zaskoczona moimi pytaniami odnośnie menu. Postanowiłem być łagodny i nie pouczałem jej, że brakuje chociażby kulajdy czy vepro-knedlo-zelo. W karcie nie było nawet tego…

Nie rezygnując z ciężko wywalczonego stolika, zamówiłem jakąś kiełbasę i frytki. Obeszło się bez piwa.

Zdawało się, że nikt z klientów nie był koneserem kuchni czeskiej ani czeskiego piwa – ludzie przychodzą tu tłumami tylko ze względu na ogromne porcje i dobrą, jak na taką ilość jedzenia, cenę.

Czeskie tabliczki i plakaty na ścianach są tylko dodatkiem, małą groteską w tym teatrze fałszu. Boże, ale sformułowanie… Wolę taką kurtuazję niż napisanie wprost, że jest to beznadziejny lokal. Jednak amatorzy dużego żarcia i litrowego piwa będą zadowoleni. Czechofile nie mają czego tam szukać.

Zdecydowanie nie polecam. Ocena 3/5 tylko ze względu na wystrój lokalu i jego dużą powierzchnię.

PS: Jeszcze tego samego dnia na Krakowskim Przedmieściu spotkałem czworo Czechów – prawdziwych, rodowitych, z pięknym „Ř”. Jak się okazało pracują w Warszawie i tutaj mieszkają. Dwóch z nich to panowie po 40-stce lekko pijani i czerwoni od alkoholu a pozostali to młoda para snująca plany ślubu, ale tylko w Czechach.

To chyba, oprócz ambasady, jedyne czeskie ślady w stolicy.

DSC01334.JPGDSC01336.JPGDSC01335.JPGDSC01337.JPGDSC01338.JPGDSC01339.JPGDSC01341.JPGDSC01342.JPGDSC01344.JPGDSC01343.JPG

Na pograniczu

Pamiętacie jak pokazywałem Wam granice między naszymi dwoma bratnimi krajami? Zapomniałem o tej najbardziej kuriozalnej.

Koniec roku to zawsze czas podsumowań. Na te przyjdzie jeszcze czas, ale dla mnie ten rok był wspaniały jeśli chodzi o czeskie przeżycia. Jednym z nim na pewno było zamieszkanie na pograniczu i obserwowanie wszystkiego z bliska. Teraz jedna z tych obserwacji.

Przed wejściem Polski i Czech do UE (to jest przed 2004 r.), właściciel działki gruntu,
przedzielonej granicą państwa musiał korzystać z przejścia małego ruchu granicznego,
żeby nie skończyć w sądzie.
Zmieniło sie to po wejściu do UE ale problem zniknął dopiero po wejściu PL i CZ do strefy Schengen, to jest po 27 grudnia 2007 r.

Wcześniej sprawę zgłaszał gdzie się dało, była interpelacja w sejmie. Teraz właściciel felernego gruntu płaci większą część podatku za ziemię Polsce, a resztę Czechom. Ciekawe w jakiej walucie się rozlicza i jaki ma kurs wymiany walut?

Rok 2010

     Rok 2010 był dla mnie wyjątkowy – spełniło się moje marzenie i zamieszkałem w Czechach. A raczej na pograniczu Moraw i Śląska. To właśnie położenie sprawiało mi najwięcej radości i wrażeń. Bliskość granicy, otwarte granice, łatwość podróżowania. Nowi czescy znajomi, jedni lepsi, drudzy obojętni. Język i nowa kultura, jak bardzo frapująca, rajcująca – jak mówią Czesi. Nie wiem.. Jest tyle rzeczy o których można by było napisać, ale po co? Lepiej to pokazać…

rek1.jpg

Rok 2010 to Ostrava – ta ładna jej część, te dziesiątki placów, rynków, zakamarków.

rek2.jpg

Rok 2010 to też Ostrava – jej ta brzydka strona, pełna kopalni, brudu i przemysłu. To wizyta w Muzeum Górnictwa i wdychanie smogu.

rek3.jpg

Rok 2010 to ciągłe podróże – małe i duże. Przez całą Republikę, jak też tylko po Morawach. Czechy to kraj tyle razy mniejszy od Polski, a nie uda mi się go zwiedzić choćbym miał podróżować 5 lat

rek4.jpg

Rok 2010 to współczucie Czechów nad tą durną tragedią. Co by nie mówić, ale jeśli w Czechach się dzieje coś ważnego nikt się tym nie podnieca, ale nad polską sprawą Czesi pokłonili się szczerze i głęboko.

rek5.jpg

Rok 2010 to upływający czas na mym osiedlu Poruba. Zmieniały się pory roku i zmieniali się znajomi. Zmieniało się moje podejście do Czech.

rek6.jpg

Rok 2010 to miłość do pogranicza. A najlepszą opcją na dosłownie każdy weekend był wyjazd do Cieszyna. Kocham to miasto bardziej niż jakiekolwiek inne w Polsce czy Czechach.

rek7.jpg

Rok 2010 to ciągłe bycie rozdartym między ojczyzną a Czechami. Tęsknić za Polską czy śnić swój czeski sen?

V8cZONFRmy46IBUTAB.jpg

Rok 2010 to najlepsze chwile z mymi przyjaciółmi – polskofilem Káją i Refaelem oraz nasze wspólne wyjazdy do Polski na imprezy właśnie tą drogą, przez ten gęsty las, na skróty i po nowym schengeńskim asfalcie. Tam, gdzie kończy się las, zaczyna się Polska.

czech_rep_flag_h.jpg

Stwórz darmową stronę albo bloga na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Do góry ↑