Osobiste trzy halerze o „Osobistym przewodniku po Pradze”

Czechofile, i szczygłofile, rzucili się czytać nową książkę autora Gottlandu. Nie jestem wyjątkiem. Wypatrywałem tej publikacji z dawno niespotykaną ciekawością i pochłonąłem ją jak pierwsze piwo po przyjeździe do Pragi, jak Maria w Postrzyżynach – duszkiem. Czytaj dalej „Osobiste trzy halerze o „Osobistym przewodniku po Pradze””

Czeskie ślady „Králíčka Jojo” („Jojo Rabbit”)

Przyznaję, że idąc na film Jojo Rabbit nie byłem świadomy, że zaraz na ekranie zobaczę: nie Niemcy, choć akcja dzieje się właśnie tam podczas II Wojny Światowej, nie Amerykę, mimo, że to hollywoodzka produkcja z nominowaną do Oscara Scarlett Johansson, ani nawet nie popularną wśród filmowców Nową Zelandię, a przecież gdyby reżyser Taika Waititi zabrał ekipę do swojego kraju nie można by się dziwić. Pierwszy rzut oka na pokazane uliczki wystarczył żeby mózg wysłał sygnał: hele, toż to Czechy! Musiałem dowiedzieć się więcej i zdobytą wiedzą dzielę się poniżej. Czytaj dalej „Czeskie ślady „Králíčka Jojo” („Jojo Rabbit”)”

Jízdenka na léto- czyli 7 dni podróży po Czechach

Jízdenka na léto to bilet na czeskie koleje ważny przez 7 lub 14 dni. Dzięki niej można podróżować po całej Republice wszystkimi dostępnymi pociągami przewoźnika Ceske Drahy. Jednynie w ekspresach trzeba dokupić obowiązkową miejscówkę i dopłacić do podróży pendolino 70 koron (ale w zamian dostaje się butelkę wody mineralnej i gazetę, co niemal równoważy koszt). Czytaj dalej „Jízdenka na léto- czyli 7 dni podróży po Czechach”

Co kryje Kosmo?

Czeski serial „Kosmo” podbił polski Internet, włącznie z głównymi stronami największych portali. Właściwie tylko kilka scen z serialu, przede wszystkim ta z „czterema kosmonautami i psem”, ale dobre i to. W końcu od czasu Jožina z bažin żaden wytwór czeskiej popkultury nie wzbudził w Polsce takiego zainteresowania. Czytaj dalej „Co kryje Kosmo?”

W królestwie Karkonosza i olbrzymów

Są takie miejsca, które wydają się dziełem kogoś większego, o niezwykłej sile. Tam właśnie powstają legendy o gigantach, olbrzymach, stolemach, ograch i wszystkich tych silnorękich budowniczych, którzy ukształtowali niezwykły krajobraz. Bo przecież nie możliwe by był on wynikiem trwającego miliony lat procesu erozji. To nie mieści się w głowach nawet racjonalnych, ateistycznych Czechów. Skalne miasta pod Adršpach i Teplicami nad Metuji nie mogły powstać w wyniku przypadku. Są na to zbyt niesamowite. Czytaj dalej „W królestwie Karkonosza i olbrzymów”

Hostele w Pradze – gdzie można tanio się przespać

Dostaję czasem zapytania, czy mogę polecić jakieś tanie i dobre miejsca noclegowe w Pradze. Ten artykuł będzie w większości o tym, których miejsc lepiej unikać, ale jest to moja osobista opinia, więc mam nadzieję, że żadne z tych miejsc nie będzie miało do mnie żalu o antyreklamę.

Nie samym piwem człowiek żyje. Musi gdzieś przenocować nawet podczas wypadu do Pragi. Ci którzy mają nadmiar koron mogą wybrać hotel, z pewnością bardziej komfortowy, ale w żadnym wypadku nie mający takiego klimatu jak znacznie tańsze od niego hostele. Tych w czeskiej stolicy nie brakuje. Nie wszystkie są jednak równie fajne.

Po prostu miejsce do spania, ale może śmierdzieć bezdomnym

Po pierwszej wizycie w AZ Hostel (w 2014 roku) napisałabym: „Jeśli potrzebujesz tylko miejsca gdzie przytulisz się do poduszki na parę godzin, możesz je znaleźć blisko centrum. AZ Hostel na ulicy Vodićkovej nie oferuje nic specjalnego, jest po prostu bardzo dobrze położony. Na zwiedzanie Pragi można ruszyć z niego nawet piechotą. Wybierzesz go jeśli Ci się śpieszy i chcesz wyspać się w dość wygodnym łóżku.” Po drugiej wizycie z tego roku (2016) dodałabym- łóżko jest wygodne, ale może zdarzyć się, że pokój śmierdzi jakby nocował tam bezdomny, który zsikał się w łóżko. Gdy weszłam do pokoju już śmierdziało, ale myślałam, że to tylko kwestia tego, że okno było długo zamknięte. Jednak po 4 godzinach wietrzenia okazało się, że przyczyna leżała w łóżku, które co prawda było puste, ale smród przeniknął do głębi jego materac- ot kostka smrodkowa o wymiarach 90×200 cm.

IMAG0273 DSC07172Hostelik Chili położony jest w miejscu tyleż malowniczym, co zaskakującym. Jeszcze zanim do niego wejdziesz zobaczysz parkę wiszącą na parasolach ponad ulicą. Po wejściu będzie więcej rzeźb i grafik.

Klimat jest tu niezwykły, wspólna sala jakby samoistnie skłania do poznawania innych gości hostelu i wspólnego z nimi urządzania mini-imprezki. Coś jakby było się gdzieś między górskim schroniskiem, galerią sztuki, a squatem. Klimat jest tak niezwykły, że łatwo nie zwrócić uwagi na sam budynek. Ten jest dość stary i nie należy spodziewać się po nim hotelowych standardów.

DSC05746Prawdziwa perełką jest Hostel Sir Toby’s. Jest tak tylko do momentu gdy wejdzie się po raz pierwszy do tego uroczego hostelu. O każdym pokoju można usłyszeć inną historię, opowiadaną przez namalowane na ścianach krasnoludy czy anioły. Wielonarodowe towarzystwo zgadza się pod jednym względem: Ale tu fajnie! Wystrój tworzy klimat, ale w przeciwieństwie do Chili nie sposób tu narzekać na komfort. Jest ładnie, czysto, można zjeść śniadanie, a nawet zamówić piwko w znajdującej się pod hostelem i należącej do niego hospodzie. Oczywiście drugie, bo pierwsze jest w cenie noclegu. Szkoda tylko, że miejsca trzeba zarezerwować sobie z pewnym wyprzedzeniem.

W tym roku nocowałam również w Hostelo-hotelu A&O Prag Metro Strizkov. Zdecydowanie nie polecam. Jest dość drogo, jak na hostelowy standard, daleko od metra, więc nazwa może podobnie jak mnie zmylić. Obsługa nie jest zbyt uprzejma, a opłaty są doliczane niemal do wszystkiego (łącznie z pościelą).

Nie próbowałam jeszcze nocować w Pradze za pośrednictwem Airbnb, ale myślę, że następnym raz zdecydowanie wybiorę tę opcję.

Najlepsza restauracja w Ostrawie – Restaurace u Dvořáčků

Poprzedni wpis na blogu o Cieszynie był oczywiście ironią, szkoda, że niektórzy z Was zupełnie tego nie zrozumieli. Dziwią mnie też pytania pod wpisem typu: Właśnie się tam wybieram, co ciekawego można zobaczyć? No właśnie to, co w tekście. Ale tym razem wpis będzie traktował o mieście, w którym przez jakiś czas mieszkałem i pracowałem. Chętnie też tam wracam o czym za chwilę Was przekonam.

Ostrawa z tymi wszystkimi swoimi kontrastami jest bardzo ciekawym miastem. Jest nieoczywista – co chwila zmienia się architektura i krajobraz. Od przemysłowych rejonów przez komunistyczne zabudowania do zielonych rejonów Śląskiej Ostrawy. Wpisów o tym mieście poczyniłem już sporo dlatego teraz skupię się na opisaniu najlepszej według mnie restauracji w jakiej byłem.

IMG_2442

Restaurace u Dvořáčků na ulicy. Hladnovskiej 19 odwiedziłem po raz pierwszy pięć lat temu. Wtedy zaskoczył mnie wystrój: wypchane dziki, kaczki i lisy wiszące na ścianach. Od tego czasu nic się tam nie zmieniło. Jedzenie wciąż jest smaczne, piwo i kofola z kija są zimne, a obsługa nienaganna. Kelnerzy tam pracujący obsługują tak, jak to widziałem w filmie „Kelner, płacić!”: elegancko, z powagą i szacunkiem. Są szybcy, dokładni, kulturalni i co najważniejsze – niewidzialni. Jeszcze nigdzie nie byłem tak obsługiwany. Pięć lat temu zrobił na mnie wrażenie pan Martin Mareček (przynajmniej tak było napisane na paragonie). Łysawy facet przed czterdziestką w służbowym czarno-zielonym stroju. Po pięciu latach wygląda i podaje zupę w ten sam sposób jak kiedyś. Ustalone i niezmienne standardy – to jest to, co najbardziej podoba mi się w knajpach.

IMG_2460

Z racji tego, że knajpa leży na uboczu, nie spotkałem tam ani jednego Polaka. O dziwo, kelnerzy starają się mówić po polsku. Jednak, gdy tak rozkosznie wymawiają polskie słowa znika ta ich dostojność. Jest to miły ukłon w naszą stronę.

Restauracja nie jest najtańszą w Ostrawie, ale ceny nie wypalają oczu i mózgu. Dania podawane są bardzo szybko, tak szybko, że nawet nie było czasu nacieszyć się darmowym Wi-Fi. Świeżo i sycąco. Menu to czeska klasyka: svičkova czy vepřo-knedlo-zelo. Spory wybór zup i dań głównych. Według mnie najlepsza jest jednak czosnkowa. Stopień intensywności czosnku jest idealny. Czasem się zdarza, że zupy czosnkowe są mdłe lub zbyt aromatyczne. Grzanki u Dvořáčků są chrupiące, a ser ciągnący. Dla mnie zupa idealna.

Dania główne, które zamówiliśmy (vepřo-knedlo-zelo) smakowały tak samo jak pięć lat temu. Porcje słuszne. Knedliki bramborowe, ale nie mam pewności czy domowe. Bez zastrzeżeń. Zresztą zobaczcie sami. Zachęcam do wypróbowania pozostałych pozycji z karty. Mam nadzieję, że nikt nie będzie zawiedziony. Na koniec zjedliśmy jeszcze deser czyli gorące maliny z lodami.

Gdy tylko zasiądziecie przy stoliku waszym oczom ukażą się domowe chipsy. Są smaczne, ale kosztują 25 koron. Kwota zostanie wam doliczona do rachunku. Nie ma za to dopłaty za obsługę, jednak aż głupio jest nie dać napiwku. Pamiętajcie o tym.

Po obiedzie był jeszcze czas na wizytę w Pivovarskym Domku. Szeroki wybór piw z różnych zakątków Republiki Czeskiej i świata. Klika z nich wziąłem do Warszawy.

IMG_2434

10 rzeczy, które WKURWIAJĄ w Cieszynie

Jest taka tradycja, że Czechofil przynajmniej raz w roku MUSI być w Cieszynie. To miasto niezwykłe, urzekające swą architekturą, swymi kontrastami i werżniętą w rzekę Olzę granicą. Choć moich wypadów na Śląsk Cieszyński było wiele, dopiero teraz zacząłem dostrzegać wady tego miasta. Początkowa miłość do tego miejsca przerodziła się w złość.

IMG_2322

Oto 10 rzeczy, które wkurwiają w Cieszynie:

10. Magnolie kwitną tylko przez maj.

Spacer szlakiem cieszyńskich magnolii stał się już obowiązkowym punktem wycieczek na pogranicze polsko-czeskie. Chętnych do zobaczenia tych pięknych kwiatów jest tym więcej, im bardziej się one różowią. Swego czasu słyszało się nawet opowieści o stratowanych uczestnikach wycieczek – magnolie kwitną tak szybko, że nie da się ukończyć spaceru przed ich obeschnięciem…

9. Zbyt małe sale kinowe przy projekcjach Kina na Granicy.

To już standard: zaczyna się majówka – zaczyna się i Przegląd filmowy Kino na Granicy – świecące wcześniej słońce nagle chowa się za chmurami. Ponura aura sprawia, że szukający kulturalnych uciech festiwalowicze tłoczą się w ciasnych salach kinowych zlokalizowanych po obu stronach granicy. Wyczuwam spisek: pogoda psuje tak świetny przegląd filmowy tylko po to, by setka widzów musiała okupować podłogi i okolice wyjść ewakuacyjnych zamiast zasiąść sobie w trochę bardziej wygodnych niż schody siedzeniach.

8.  Piesza przeprawa przez Olzę już nie jest różowa.

Uwielbiana przez cieszyniaków (ze względu na swój pierwotny kolor) piesza kładka już nie jest tak intensywnie różowa. Od kiedy wyblakła przestano na niej wieszać kłódki zakochanych, nie wykonuje się na niej również zdjęć selfie. Wraz z kolorem kładka straciła swój urok. Przestała się kojarzyć z różowym jeleniem mającym swe legowisko na Wzgórzu Zamkowym. Stała się bezużyteczna: Polakom jest do niej za daleko, a Czesi nie mają żadnego powodu by przychodzić do Polski.

7. Kultowe cieszyńskie kanapki są nie-do-po-dro-bie-nia!

Muszę powiedzieć to głośno: jechanie kilkuset kilometrów z Warszawy tylko po to by zjeść kultową cieszyńską kanapkę ze śledziem stało się nieekonomiczne. Wcześniej moje podróże do Cieszyna skupiały się na tym by rozpracować sekretną recepturę powstawania tego rarytasu znad Olzy. Na wspomniane kanapki wydałem naprawdę majątek, część z nich odłożyła mi się w postaci tkanki tłuszczowej. I choć moje próby podrobienia smaku cieszyńskiej kanapki spełzły na niczym, nie umiem ich sobie odmówić podczas wizyty  w Cieszynie. Ze złością, ale i rozkoszą zjadam cztery kanapki każdego poranka.

6. Urokliwie brzydkie perony czeskiego dworca przestaną być tak brzydkie.

Ten piękny kontrast: okazały i elegancki dworzec oraz zapuszczone perony i tunel przy czeskim dworcu – to już historia. Powiał silny wiatr zmian i zaczęto remontować wszystko co brzydkie. Zniknie zapewne napis: „Wolne miasto Cieszyn żąda dostępu do morza”, zniknie pewien symbol. Podział na piękny czeski dworzec „z którego dojedziemy wszędzie” i sypiący się z zaniedbania ten polski będzie na nowo przypominać cieszyniakom, że choć szlabany zniknęły, granica w Cieszynie dalej istnieje.

5. Zlitujcie się i otwórzcie sklep nocny.

Przy każdym Kinie na Granicy jak bumerang powraca temat sklepów nocnych, a raczej ich braku. Skoro setki osób poświęciły swój czas, siłę i pieniądze by dotrzeć na ten koniec świata, właściciele sklepików i punktów usługowych powinni pomyśleć jak by tym festiwalowiczom wyjść na przeciw. Brak jest woli właścicieli by wydłużyć godziny otwarcia sklepów. Nie chcecie zatrudniać dodatkowych osób na te kilka dni? Sami stańcie za ladą. Po co zmuszać dziesiątki osób, by swoje pieniądze zostawiali na stacjach benzynowych?

4. Płatne parkowanie.

W tym roku dotarłem do Cieszyna samochodem. W życiu nie sądziłem, że Polska może się tak zmniejszyć. Wystarczyło zbudować normalne szerokie i równe drogi. Dojazd z Warszawy w przeciągu 3:30 h to w tej chwili wcale nie jest wyczyn, to realny czas dojazdu na Śląsk Cieszyński. Tylko po co mi samochód skoro parkowanie w centrum tego małego miasta jest płatne. I to wcale nie tak mało. Ale dobrze, łatajcie w ten sposób dziurę budżetową. Tylko niech kasa zamiast do kieszeni radnych idzie na budowę dworca po polskiej stronie.

3. Zbyt łatwo jest stąd wyjechać wgłąb Republiki Czeskiej.

Odcięcie od świata polskiej strony i świetnie skomunikowanie czeskiej strony Cieszyna niejako przymusza człowieka do zapuszczenia się wgłąb regionu. Według Czechów palenie zioła, jak też picie alkoholu po czeskiej stronie wcale nie jest legalne (jak się nam Polakom wydaje). Niedostępne brzegi Olzy nie pozwalają na zbyt intensywne upijanie się pograniczem. Cóż więc począć? Podróż na przykład do Ostrawy jest rzeczą naturalną.

2. Wtopy miejscówkowe.

To, co uchodzi za kultowe okazuje się niewypałem. To, co jest na uboczu okazuje się skarbem. Tak właśnie jest w Czeskim Cieszynie. Każdy przewodnik, każda strona internetowa odsyła turystów do przybytku przy ul. Głównej Hubertem zwanego. Zapyziała spelunka z obskurnym wystrojem, strasznymi toaletami i tłumem Czechów i Polaków. Hubert jest podobno „synonimem czeskiej hospody”. Tak przynajmniej twierdzą blogerzy opisujący co roku swoje wrażenia z Cieszyna. Rzekomo najlepsze piwo, rzekomo najlepsze czeskie jedzenie. Podobno obsługuje tam czeska Wodzianka. Tak ci się będzie wydawać jeśli nie zapuścisz się wgłąb czeskiej części i nie odwiedzisz mniej znanych miejsc na uboczu. Bo po co wchodzić do słynnej Siódemki czy Pod wieżą, gdzie nie dość, że nie znoszą Polaków to jeszcze jawnie tę niechęć demonstrują? Pamiętam jak w zeszłym roku chwaliłem Restauracje Sikorák mieszczącą się przy już nie-różowym mostku. W tym roku obsługa przeszła samą siebie serwując nam Polakom Staropramena w plastikowym kubku. Na podwójne prośby lania piwa do szkła reagowała obojętnością. Kultura nakazała nam dopicie piwa zamiast wylania go na oczach złośliwej barmanki i odejścia w poszukiwaniu lepszych miejscówek. A o te wcale nie tak łatwo. Strzałem w dziesiątkę okazała się założona w 1905 roku Restauracja na Brandyse przy ul. Karwińskiej. Pyszne czeskie dania, duże porcje, piwo z pianą pod sufit i bardzo sympatyczna obsługa. Polaków względnie mało, ci którzy się pojawili nie czują się obrażani i lekceważeni. Na sześć czy siedem odwiedzonych hospod po czeskiej stronie pozytywnie wyróżniła się jedynie ta opisywana jako ostatnia. Źle się dzieje w Czeskim Cieszynie…

1. Jest tu tylko jeden hostel!

Ale za to jaki! Duży, przestronny, zadbany. Sofy i kanapy przegoniły mini golf, który stał wcześniej w pokoju dziennym. Jest to jedna w wielu wspólnych części 3 Bros Hostelu, ale za to najbardziej klimatyczna. Sala jest areną dla indywidualności jak też łączy ze sobą nieznane sobie wcześniej grupki osób. Nic tak nie spaja jak wspólne piwko przy grillu umieszczonym na balkonie. 3 Bros Hostel to idealna miejscówka na podryw: podczas Kina na Granicy śpi w nim połowa fanów kina, łatwo więc tam odnaleźć osobę upatrzoną wcześniej podczas seansu w kinie. Najbardziej mnie jednak smucą te zawiedzione buzie młodych ludzi, którzy zagapili się i nie zrobili w porę rezerwacji, wiedzą, że spanie u Trzech Braci to wyróżnienie. Ale 3 Bros Hostel to również miejsce spędzające sen z powiek, dosłownie. Rozmowy z gośćmi hostelu są tak wciągające, że nie sposób po prostu wstać i udać się na spoczynek. Wspólna wymiana poglądów kończy się więc najczęściej późno w nocy. Godziny serwowania śniadania również są więc bardzo umowne:  kto mi wyje kanapki skoro wszyscy jeszcze śpią? Przegadane noce powodują niewyspanie, które ciągnie się za mną aż do dziś. To zdecydowanie wkurza!

A jeśli dotrwałeś do końca tego krytycznego wywodu, wyrzuć z pamięci wszystko co do tej pory przeczytałeś i usłyszałeś na temat Cieszyna. Rusz się i zacznij poznawać to miejsce na swój sposób. Byłem w Cieszynie kilka razy i za każdym razem odkrywałem coś nowego. Zdaj się na siebie i swoje nogi, a nie na opinie blogerów podróżniczych.Wtedy jest pewność, że nie będziesz jadł średniej jakości jedzenia u Huberta i nie zostaniesz potraktowany jak człowiek drugiej kategorii w pewnych pubach i hospodach. Bądź sobie sam przewodnikiem i pamiętaj…”Keep Cieszyn in your heart”!

Stwórz darmową stronę albo bloga na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑