Główna Księgarnia Naukowa im. B. Prusa zorganizowała pod koniec października Tydzień Czeski, dzięki któremu udało mi się wreszcie być na spotkaniu z autorem książki „To nie jest raj”, panem Michałem Zabłockim.
Od czasu przeczytania tej krótkiej książki, która miała ambicje być przeciwwagą dla zachwytów Mariusza Szczygła nad Czechami, bardzo chciałam poznać osobę, która ją napisała. Zastanawiałam się jak wygląda i jakie poglądy ma Polak, który próbuje podważyć mit dotyczący Czech, jako raju na Ziemi.
Może od razu wyjaśnię- jestem Czechofilem, a nawet Czechofilką, kocham Czechy, ale jak to bywa z prawdziwą miłością- kocham, wiedząc że ma swoje wady. Zauważam je, ale w obliczu ilości zalet nie są dla mnie tak istotne.
Pan Zabłocki w swojej książce, o czym już pisałam w recenzji, wypowiadał się na temat zjawiska czechofilii i zachwytu Polaków nad Czechami w sposób dalece niesprawiedliwy („Polska czechofilia jest potwornie powierzchowna, bazuje na weekendowych wypadach na piwo do Pragi i dla mnie nie różni się niczym od brytyjskich „stag parties” na rynku w Krakowie, Wrocławiu czy w Warszawie”). Nie inaczej było na spotkaniu autorskim, które prowadził pan Michał Rozenberg (słowacysta, znawca literatury i historii Słowacji, zdeklarowany nie-czechofil), chociaż na końcu nastąpił ciekawy zwrot akcji, o czym poniżej.
Przyznam więc, że na spotkanie wybierałam się z określonym poglądem na temat pana Zabłockiego, a jedyne co mnie naprawdę interesowało, to powód jego antyczechofilii, a może nawet czechofobii. Wiedziałam, że bohemistą stał się głównie ze względu na chęć zostania tłumaczem przysięgłym języka czeskiego, a jego pierwsze spotkanie z Czechami nastąpiło na górze Śnieżnik, kiedy to jako dziecko symbolicznie przekroczył polsko-czechosłowacką granicę. Studiując w rodzinnym Wrocławiu, zaczął poznawać Czechy od trochę innej niż strony. Między innymi opowiedział o tym, że jego wykładowca był Czechem ale też gorliwym katolikiem, a sami Czesi, których poznał nie są tak zadowoleni ze swojego kraju jak się Polakom wydaje, a w Czechach panuje ogromna korupcja.
Prowadzący spotkanie zapytał skąd zdaniem autora tak wielu Polaków jest czechofilami. Ten odpowiedział, że dlatego, że zwracamy uwagę tylko na fasadę, nie wchodzą do środka, tego czym jest Czeska Republika, więc skupiamy się na piwie, knedlikach i języku, którzy brzmi dla nas zabawnie i sympatycznie. Kolejnym nośnikiem czechofilstwa w Polsce jest według niego kinematografia. Polacy do tego stopnia uwielbiają czeskie komedie, że trudno im przyjąć do wiadomości, że Czesi produkują również filmy w innych gatunkach. To z kolei powoduje że czasem poważne filmy i tak w Polsce są reklamowane jako „czeskie komedie”. Według p. Zabłockiego dość powierzchowne są również fakty na temat Czech, które docierają do Polski. Poskarżył się, że pracując w Czechach jako dziennikarz PAP, czasem dostawał uwagi od polskiej redakcji, że treść jego artykułu nie spodoba się czytelnikom, bo zaburza stereotyp myślenia o Czechach.
Sporo czasu na spotkaniu zajął temat historii i poczucia tożsamości zarówno Czechów, Polaków i ze względu na osobę prowadzącego Słowaków. Oczywisty jest fakt, że te trzy narody mają podobną historię najnowszą, a w wielu miejscach nawet wspólną (choć na pewno różnimy się w jej interpretacji).
Czesi ponadto od czasu śmierci Havla nie mają autorytetów moralnych a według ostatniego spisu powszechnego tylko 63% osób zadeklarowało, że jest Czechami. W tym przypadku według p. Zabłockiego trudno jednoznacznie odpowiedzieć czy był to wynik żartu z tego rodzaju pytania czy faktycznie Czesi nie mają poczucia identyfikacji z własnym państwem. Autor wraz z prowadzącym doszli do wniosku, że Czechy nigdy nie były państwem narodowym. Częściej są dumni, że byli częścią imperium Austro-Węgierskiego niż tego, że ostatecznie są niezależnym narodem.
Brak poczucia przynależności narodowej kompensują jednak przynależnością do regionu lub miasta. Autor podkreślił, że on sam czuje się Polakiem i Europejczykiem mimo tego, że dla wielu Polaków stoi ze sobą w sprzeczności.
Pan Zabłocki twierdzi, że Czesi sami do siebie mają skomplikowany stosunek. Generalnie panuje obojętność. Gospoda wg autora książki „To nie jest raj” jest bardzo smutnym miejscem. Dużo się pije i narzeka, a samo narzekanie nie przekuwa się na działanie. Według autora Czesi dużo rzadziej od Polaków zakładają organizacje pozarządowe. Kiedy to usłyszałam, to trochę mnie to zdziwiło, bo jednak mimo tego, co sądzi pan autor, moje czechofilstwo nie ogranicza się tylko do chlania tańszego piwa na czeskich ulicach, ale też znam co nieco sytuację społeczno-polityczną u naszych południowych sąsiadów. Sprawdziłam jakie są fakty. Opierając się na raporcie Marty Gumkowskiej z Zespołu badawczego Stowarzyszenia Klon/Jawor z 2017 roku w Czechach nie dość, że było więcej organizacji pozarządowych (128 720 do 123 975, które były w Polsce), to jeszcze w przeliczeniu na 10 tys. mieszkańców Czesi biją nas pod tym względem na głowę (125 w porównaniu do 32 organizacji w Polsce).
Innych „faktów” ze spotkania i książki już nie sprawdzałam, ale jeśli Wy wiecie, że coś na pewno się nie zgadza ze stanem faktycznym, to proszę napiszcie do mnie, uzupełnię ten artykuł o Wasze znaleziska.
Kolejny zarzut wobec Czech to, że życie na ulicach mniejszych miast popołudniami zamiera, bo jeśli już Czesi wychodzą to do tych osławionych hospód. Z tym się mogę nieco zgodzić, ale nie upatrywałabym w tym nic złego. Przynajmniej mają gdzie wyjść i wiedzą po co. Polacy co prawda do późnych godzin nocnych potrafią się szwendać po ulicach większych i mniejszych miast, ale w przypadku tych ostatnich czasem tylko po to, żeby szukać „rozrywki”, czyli znaleźć kogoś, kogo można zaczepić i zapytać czy ma w czymś problem.
Wracając do książki, jako że spotkanie odbywało się jednak w księgarni. Podobno w Czechach „To nie jest raj” została przyjęta dużo lepiej niż w Polsce. Pan Zabłocki powiedział, że często Czesi piszą do niego, że to niestety wszystko prawda. W Polsce faktycznie spotkał się z różnymi zarzutami (w końcu sama byłam jedną z osób, która je miała), ale podobno np. Mariusz Szczygieł podziękował mu za tę książkę, ponieważ do tej pory na polskim rynku nie było takich pozycji, które pokazywałyby te trochę mniej znane Czechy.
Poruszono również kwestię tego, jak Czesi nas postrzegają. Vaclav Klaus podobno kiedyś powiedział „Jesteśmy narodami bliskimi ale niezbyt się znamy”, co p. Zabłocki podsumował mówiąc, że my Czechów postrzegamy powierzchownie a oni nas jako cwaniaczków, kombinatorów.
W naszych wzajemnych stosunkach nie pomagają nam takie afery jak np. z solą drogową albo z zatrutym mięsem. Przykładem tego, jak Czesi nas widzą jest chociażby reklama t mobile, gdzie Polak jest naciągaczem. Dla przypomnienia:
Od siebie dołożyłabym również serial „Kosmo”, ale tam się obrywa wszystkim, a Czechom chyba przede wszystkim.
Kiedy nastał czas na pytania od publiczności, wywiązała się ciekawa dyskusja z autorem na temat obiektywizmu w opisie Czech. Autorowi zarzucono jego brak i bardzo wybiórcze potraktowanie tematyki, wyciągnięcie kilku wydarzeń i spraw, które miały pokazać Czechy w złym świetle. Autor odpowiedział, że miał do tego takie samo prawo jak Mariusz Szczygieł, który z kolei w swoich książkach idealizuje obraz kraju nad Wełtawą.
Próbując nieco załagodzić dyskusję pan Zabłocki w końcu przyznał, że też jest Czechofilem i mimo wszystko Czechy wciąż kocha, tylko chce je pokazać z nieco innej strony.
Autor: Dorota Chmielewska