Co kryje Kosmo?

Czeski serial „Kosmo” podbił polski Internet, włącznie z głównymi stronami największych portali. Właściwie tylko kilka scen z serialu, przede wszystkim ta z „czterema kosmonautami i psem”, ale dobre i to. W końcu od czasu Jožina z bažin żaden wytwór czeskiej popkultury nie wzbudził w Polsce takiego zainteresowania. A przecież już w serialu Čtvrtá hvězda pojawiała się polska winda, która ruszała tylko po tym, gdy się w niej podskoczyło. Nie powinno jednak być zaskoczeniem, że w serialu przedstawianym u nas jako ten, w którym żartuje się z Polaków, i Słowaków, ostrze satyry najmocniej skierowane jest w stronę samych Czechów. – Uznałbym za sukces, gdyby ludzie zaczęli się zastanawiać, co to znaczy być Czechem – mówił przed jesienną premierą „Kosmo” w czeskiej telewizji scenarzysta Tomáš Baldýnský. Wysokie wymagania wobec wykorzystującego absurdalny humor serialu komediowego. W Czechach można.

Dla tych, którzy nic o „Kosmo” nie wiedzą streszczam fabułę: Czesi lecą na Księżyc. Zostańmy jednak jeszcze chwilę przy Polakach. – Jsou to kurvy – ocenia czeski minister szkolnictwa, młodzieży i kosmonautyki Lubor Šnajdr (wspaniały Martin Myšička). – W zeszłym tygodniu mieliśmy posiedzenie Wyszehradzkiej Czwórki, na którym polski minister miał referat Dlaczego Czesi są zawsze za nami. – Co takiego?! Oni to mówią tak wprost? – nie może uwierzyć kosmonauta Cikán. – Oczywiście to się nazywało jakoś tak: Perspektywy rozwoju krajów środkowoeuropejskich do roku 2020, ale wszyscy wiedzieliśmy, co miał na myśli. – Ale jak im się udało ukryć tę rakietę? – zastanawia się kosmonauta Chromý. – Wiesz ile oni tam mają kościołów? Dali krzyż na czubek i nikt się nie zorientował – wyjaśnia minister. Przytoczyłem cały dialog (te są w serialu autorstwa pisarki Petry Soukupovej), ale mnie bardziej interesuje jego pierwsza część. To ona sygnalizuje, co jest główną bolączką twórców serialu i co stoi za… czeskim programem kosmicznym. To czeski kompleks niższości. Także wobec, w opinii wielu Czechów, bardziej zaradnych i przedsiębiorczych Polaków.

Najlepszą ilustracją, że dotykamy problemu zachwianego poczucia własnej wartości jest jednak inna scena. Kosmonauta Chromý proponuje, żeby, znany polskiemu widzowi, manewr pozostawienia w kosmosie, czyli poświęcenia dla dobra misji, jednego z członków załogi nazwać inaczej niż Vrbata (tak nazywał się narciarz, który zginął w Karkonoszach próbując ratować kolegę). Może na cześć jakiegoś Czecha, któremu coś się udało. – Przychodzi mi na myśl tylko Olga Hepnarová – odpowiada Cikán. Kobieta, która z rozmysłem rozjechała ludzi na przystanku tramwajowym, zabijając ośmioro z nich, jako symbol sukcesu? W Czechach można.

O tym, że na Ziemi żyje naród czeski, który pomimo wielu dokonań, stale nie jest postrzegany wystarczająco poważnie przypomina narrator już w pierwszych słowach serialu. – Może świat czeka aż dokonają czegoś naprawdę wielkiego – domniemywa głos z offu. Chorobliwa potrzeba bycia zauważonym i docenionym to współczesna przypadłość, która dotyka nie tylko jednostki, ale i całe narody. Nie tylko te małe. Ale to Czesi wyjątkowo boleśnie mierzą się z trudnym losem społeczeństwa, o którego przyszłości decyduje ktoś inny, bez ich udziału. Pokazuje to świetna serialowa scena, w której przed rozmowami Rosjan z Amerykanami delegacja czeska musi wyjść do drugiego pokoju. Jak dzieci, gdy rozmawiają dorośli. Dla Czechów to jasne nawiązanie do układu monachijskiego z 1938 r. i teraz musi pojawić się dygresja, która w kolejnym akapicie. Nawet w nim jednak nie zdradzę, jakiż to nowy projekt na czeskiej drodze do chwały pojawia się na korytarzu ministerstwa pod koniec serialu.

Próbę odczarowania traumatycznego tematu Monachium podjął w swoich genialnych Zagubionych Petr Zelenka. A w zasadzie Jan Tesař w przywołanej w filmie książce Mnichovský komplex : jeho příčiny a důsledky. Teoria historyka, w myśl której układ był mistrzowskim taktycznym zagraniem prezydenta Edvarda Beneša nie była raczej motywowana względami wizerunkowymi, ale zdecydowanie lepiej niż pionkiem w grze mocarstw być tym, kto jeśli nawet nie rozdaje, to przynajmniej przekłada karty. Tej interpretacji nie wyklucza nowy serial czeskiej telewizji Trpaslík, chociaż to już zupełnie inna, w sensie dosłownym, bajka. Jest rok 1947. Beneš wraca z trudnych rozmów dotyczących planu Marshalla. W zamieszaniu wywołanym przez turbulencje z pokładu samolotu ginie… krasnal. Taki gipsowy, ale czarodziejski. Prezydent w swoim pamiętniku Mnichovské dny zapisuje: „Wiedziałem, że z Czechosłowacją koniec”. Zdradzę tylko, że krasnal odnajdzie się we współczesnym Nymburku zmieniając życie pewnej rodziny. Duch Arabelli wiecznie żywy. Polskich wątków na razie brak. Acha, to pomieszanie porządków. W Czechach można.

Kosmo nawiązuje do historii, ale jest też aktualną satyrą polityczną. Choć nie tak ostrą jak Kancelář Blaník, dla którego nie było miejsca w żadnej telewizji. Rosyjska delegacja przywozi w prezencie dla Czechów matrioszkę z wizerunkiem prezydenta Zemana, w której wnętrzu jest… Putin. Członkiem delegacji jest zresztą generał ranny podczas wyzwalania Czechosłowacji, z tym, że tego „drugiego” wyzwalania. Projekt kosmiczny Czeskie niebo (to także tytuł jednego ze spektakli Teatru Járy Cimrmana) jest sposobem na wyprowadzanie unijnych pieniędzy do prywatnej kieszeni. Natomiast postać wpływowego drobiowego magnata Antona Hrabiša ma swój, może i nazbyt czytelny, pierwowzór w osobie przedsiębiorcy, i jednocześnie wicepremiera i ministra finansów, Andreja Babiša.

To, co napisałem powyżej może przerażać powagą, ale Kosmo jest przede wszystkim zabójczo śmieszne. Trening czeskich kosmonautów, reklama zamku Karlštejn, czy też „rosyjska szkoła dyplomacji” to kapitalne komediowe epizody. Serial zyskał w Czechach dość dużą popularność. Badania oglądalności pokazały, że cieszył się nią głównie wśród osób z wyższym wykształceniem. – To super. Widocznie i oni mają czas na głupoty – skomentował scenarzysta Baldýnský. W Internecie dostępne są serialowe pamiątki, a w kinach organizuje się maratony z serialem; na szczęście ma on ludzki rozmiar, tylko 5 odcinków po ok. 35 minut. To właśnie raczej taką, a nie telewizyjną, przyszłość widziałbym dla Kosmo w Polsce. Pokaz na cieszyńskim zamku podczas przeglądu Kino na Granicy to byłoby coś.

Autor: Piotrek Klijewski

Reklama

Możliwość komentowania jest wyłączona.

Blog na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d blogerów lubi to: