Jízdenka na léto- czyli 7 dni podróży po Czechach

Jízdenka na léto to bilet na czeskie koleje ważny przez 7 lub 14 dni. Dzięki niej można podróżować po całej Republice wszystkimi dostępnymi pociągami przewoźnika Ceske Drahy. Jednynie w ekspresach trzeba dokupić obowiązkową miejscówkę i dopłacić do podróży pendolino 70 koron (ale w zamian dostaje się butelkę wody mineralnej i gazetę, co niemal równoważy koszt).

Do Czech tym razem dojechałam pociągiem do Ostravy a tam od razu kupiłam siedmiodniową jízdenkę na léto. Pierwszy nocleg zaplanowałam w Ołomuńcu.

Dzień 1. Ołomuniec. Ubytovna Marie

Trudno ją znaleźć nawet z nawigacją. Napis jest niewielki a w budynku mieści się jeszcze ze 3 inne hotele. Pomaga mi kelnerka z jednego z okolicznych lokali. Turystów jest mało, ale niestety język polski słychać (za) często…

Sam nocleg- bardzo polecam. Znakomite warunki dla turysty z niskim budżetem. To raczej dobrze utrzymany akademik niż hotel. Obsługa jest bardzo miła, jest czysto i spokojnie. Pokoje dwuosobowe, teoretycznie można trafić na nocleg z obcą osobą (jak w hostelu), ale obsługa stara się nie łączyć ludzi, jeśli mają wystarczającą ilość pokoi.

Dzień 2.  Prostějov i Přerov

Z Ubytovny Marie najbliżej jest do stacji Olomouc Smetanovy Sady. Droga wiedzie przez urokliwy park po którym jeżdżą dzieciaki na rolkach (chyba mają jakieś wakacyjne zajęcia, bo wygląda to dość profesjonalnie).

Chciałam jechać do Kromierzyża, ale w końcu wskoczyłam do pociągu na główną stację a potem zmieniłam plany na Prostějov.

Prostějov

Prostějov to ładne miasteczko. Początkowo zastanawiałam się czemu nie poświęca się mu więcej miejsca w przewodnikach, ale dzięki tej podróży zrozumiałam, że takich miejsc w Czechach jest bardzo dużo, więc nie można opisać wszystkich. Największe wrażenie zrobił na mnie budynek teatru Národní dům z początku XX wieku, utrzymany w stylu secesyjnym.

Centrum miasta psuje widok szklanej galerii handlowej, paskudny klocek…

W Prostejovie działa lokalny minibrowar U krále Ječmínka. Byłam bardzo ciekawa, co mają do zaoferowania. Niestety czekałam na obsługę, po 20 minutach bycia olewanym podeszłam do baru i dowiedziałam się, że obsługa jest tylko przy stoliku… więc wyszłam. Rozumiem, że obsługa w czeskich restauracjach nie jest miła, ale tak źle jak U krále Ječmínka jeszcze nie było.

Przy dworcu znalazłam zwykłą hospodę, która nie miała w sobie nic wyjątkowego, ale po całym dniu zwiedzania miła kelnerka, zimne piwo (Holba, więc nie rewelacja) i nakladany hermelin było tym, czego było mi trzeba.

Přerov

Přerov jest bardziej znany niż Prostejov, ale moim zdaniem zrobił na mnie gorsze wrażenie. W drodze do centrum zahaczyłam o Restaurace u pivovaru (gdzie warzą piwo Zubr- nie mylić w żadnym wypadku z Żubrem). Podobnie jak w innych miejscach- obsługa była niemiła, ale ważne, że robiła swoje- tzn. przyniosła mi zamówione piwo. W to gorące przedpołudnie, kvasnicové było doskonałym wyborem.

Warto było pojechać przede wszystkim dla restauracji z minibrowarem Parnik. Utrzymana całkowicie w stylu marynistycznym. Tutaj również miałam problem z zamówieniem, bo mimo obietnicy kelnera zupa piwna nawet po 20 minutach nie była jeszcze gotowa (a miałam łącznie 40 minut do czasu odjazdu mojego pociągu). Piwo było jednak przepyszne (polecam 13 Pirata- polotmavý speciál).

Wieczorem przeszłam się po Ołomuńcu (to nie był mój pierwszy raz w tym pięknym mieście). Nie wiem czemu, ale nie jestem jego fanką. Chyba dlatego, że jest zbyt przesycone zabytkami i turystami.

Zawsze cieszę się widząc sztukę Davida Černého- w Ołomuńcu możecie zobaczyć jedno z jego ostatnich prac- lupič (włamywacz).

Dzień 3. Hradec Králové, Náchod

Tym razem nocleg w Pardubicach- hotel Sport (nie polecam- nie dość blisko dworca ani centrum, śmierdzi papierosami, pościel wiele przeszła, wi-fi działa tylko przy recepcji).

Zakładałam tylko, że spędzę tam kilka godzin na sen, więc nie warunki bytowe były najważniejsze.

Hradec Králové

Od dworca do centrum jest spory kawałek, ale warto go przebyć, ponieważ centrum jest piękne. Droga do niego również. Całe miasto jest pełne pięknych kamienic. Na uwagę zasługuje Muzeum Sztuki Nowoczesnej i jego ekspozycja.

Tradycyjnie szukałam lokalnego piwa. Teoretycznie ma takie Restauracja Černý kůň, ale kiedy tam byłam akurat go nie mięli- znów pech.

Náchod

Koniecznie chciałam zobaczyć to miasto i zwiedzić browar, z którego pochodzi moje ulubione piwo- Primator Weizenbier. Niestety browar nie jest otwarty dla zwiedzających a nawet nie prowadzi przybrowarnego baru, więc musiałam wypić swoje ukochane piwo w innym miejscu. Chyba przypadkowo wybrałam najgorsze miejsce (Pivnica Tunel)- obskurny bar dla lokalnych klientów, ale przynajmniej był typowo czeski- co cieszy mnie dużo bardziej niż czysty stół w sieciówce typu Potrefená Husa.

Nie spodziewałam się niczego olśniewającego po tym mieście, ale po raz kolejny zostałam mile zaskoczona. Jest małe, ale bardzo ciekawe. Szczególnie kościół stojący na rynku. Nie zdążyłam zobaczyć zamku, więc pewnie jeszcze tam wrócę.

Dzień 4. Františkovy Lázně

To najdłuższa podróż- niemal przez całe Czechy wszerz, więc ponad 4 godziny. Nie wiedziałam czego się spodziewać, ale raczej niczego dobrego. Byłam tylko ciekawa jak wyglądają pozostałe 2 miejscowości z Trójkąta uzdrowiskowego (w Karlowych Warach już byłam wcześniej).

Niestety nocleg nie był jeszcze gotowy, więc zostawiłam plecak i musiałam ruszyć na zwiedzanie. Znalazłam azjatycką knajpkę (Lotos), gdzie zamówiłam jeden z najlepszych smażonych serów, jakie jadłam.

Miejscowość jest bardzo ładna, chociaż lepszym słowem jest urokliwa. Ten spokój uzdrowiska udzielił mi się. Niespieszne przechodzenie pomiędzy kolejnymi źródłami leczniczej wody, siedzenie z kubkiem w cieniu drzew i patrzenie na staw z kaczkami, to całkiem niezły sposób na relaks.

Ciekawe, że w przeciwieństwie do Polski- w Czechach wody z leczniczych źródeł są darmowe. Zapytałam czemu- odpowiedź, była piękna- „Przecież woda jest częścią naszego kraju, więc to oczywiste, że dzielimy się nią z ludźmi, którzy tu przyjeżdżają”. Szkoda, że Polska nie ma takiego podejścia.

Dzień 5. Plzeň, Mariánské Lázně, Cheb

W Pilznie nigdy nie byłam. Nie miałam takiej potrzeby, jednak sporo pisze się na temat tego miasta. W rzeczywistości nie ma dużo do zaoferowania.

Najbardziej spodobało mi się w Muzeum Lalek.

Najważniejszy jest oczywiście browar, gdzie produkują piwo Pilsner urquell. Nie miałam czasu na  wycieczkę w wagoniku, która trwa 90 minut i kosztuje 200 koron, ale oczywiście skosztowałam piwa.

Mariánské Lázně

Sporo spodziewałam się po tym mieście- że będzie jak we Franciszkowych Łaźniach, ale ładniej. Trochę tak było, ale po 40 minutowej wędrówce pod górkę z dworca do „centrum”, trudniej było to docenić. Zaskoczyło mnie jak bardzo dużo miejsca poświęca się Fryderykowi Chopinowi, który był tam dwukrotnie. Ciekawe, czy jeśli pojawię się tam po raz drugi zaczną organizować festiwal na moją cześć i sprzedawać pamiątki 😉

Tak serio- myślę, że powód jest dość prozaiczny- Chopin jest znany na całym świecie, szczególnie w krajach azjatyckich, więc dzięki takiemu zabiegowi Mariańskie Łaźnie mają zagwarantowane zainteresowanie z ich strony.

Cheb

Cheb mijałam kilka razy po drodze i parę razy się przesiadałam, wracając do Franciszkowych Łaźni. Tym razem postanowiłam wysiąść i zobaczyć miasto. To piękne miejsce, w którym zachowały się ślady średniowiecznej architektury.

Miałam niezwykłe szczęście, że akurat tego dnia, kiedy odwiedzałam miasto, obchodzono Valdštejnských slavností na pamiątkę wydarzeń z 1634 roku, kiedy w Chebie został zabity Albrecht von Wallenstein. Świętowanie polegało na tym, że odwzorowano scenę zabójstwa, a na rynku przez cały dzień odbywał się średniowieczny jarmark różnych regionalnych przysmaków.

Dzień 6. Praha

Praga zawsze zachwyca. Tym razem również. Po przyjechaniu, od razu swoje kroki skierowałam do pubu Tlustá Koala, gdzie podają jedyne w swoim rodzaju piwo Velvet. Wieczorem spotkałam się ze znajomym z Pragi, który tym razem zaprowadził mnie do multitapu Restaurace Kulový blesk. Bardzo dobry adres dla miłośników ciekawszych piw niż lager.

Niestety nie wizyta w ukochanej Koali, ani miłe doznania smakowe z Kulovego Blesku zapamiętałam najbardziej z tego pobytu w Pradze, ale skutki spędzenia 5 godzin w hostelu.

Zaatakowały mnie pluskwy- paskudne, przebiegłe zwierzęta, które gryzą tylko nocą. Przez następne niemal trzy tygodnie nie mogłam pozbyć się uporczywego swędzenia po ich ugryzieniach. Nic nie pomagało. NIC…

Podsumowując, zachęcam Was do podróżowania, zwiedzania, korzystania z hosteli, ale uczcie się na moich błędach. Za każdym razem sprawdzajcie, czy w Waszym pokoju nie ma śladów pluskiew i poczytajcie opinie o miejscu zanim je zarezerwujecie. Ja tego nie zrobiłam i żałowałam długoo…

Reklama

Możliwość komentowania jest wyłączona.

Stwórz darmową stronę albo bloga na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d blogerów lubi to: