Zaolziacy – jako mieszkańcy pogranicza – mają wyjątkową sposobność po temu, by obserwować i porównywać tradycje kulturowe i historyczne dwóch państw, które różnią się od siebie jak ogień i woda. W ciągu ostatnich miesięcy najbardziej rzuca mi się w oczy diametralnie odmienna narodowa definicja bohatera.
Polski bohater musi być męczennikiem, musi wybuchnąć jak fajerwerki w spektakularnej przegranej. Dlatego dzieci w szkole uczą się o wszystkich fenomenalnie nieudanych powstaniach przepełnionych krwawymi poświęceniami, które poszły na marne. Od powstania listopadowego po warszawskie – czym bardziej sromotna porażka, tym lepiej.
Południowi sąsiedzi serwują Polakom odwrotny biegun do ich festynu męki i zagłady. Czeski bohater musi być sprytny, giętki i szczwany – Czesi nie radzą sobie z cierpieniem, dla nich walka o wolność musi być albo wygodna, albo rozrywkowa i właśnie według tego klucza dobierają swoich bohaterów. Tę bogatą szwejkowską tradycję świetnie wyraża Cimrmanowski cytat „możesz się ugiąć, byle byś się potem wyprostował”. Wroga można wyśmiać – najlepiej prosto w plecy.
Ile jest jeszcze różnic między nami a Czechami? Tego nie udałoby mi się wymienić, choćbym nawet pisał całą noc. Najważniejsze różnice są właśnie w mentalności i podejściu do zwykłych spraw. Na przykład odnośnie parkowania. Urząd Miejski w Czeskim Cieszynie błaga, aby Polacy przestali parkować „po polsku” czyli na chodnikach i trawnikach. Niestety to co „normalne” u nas, w Czechach nie przystoi. Można dostać za to mandat.
Ale to nie wszystko. Najważniejszą jak dla mnie różnicą jest to, że Czesi nie szarpią się o byle gówno. Kiedy Polak pod Pałacem krzyczy, że Krzyż jest za sałatą, Czech w takiej sytuacji powiedziałby: „No comment” i odszedł. Jak tu nie kochać Czechów? Czesi żyją w swojej małej republice, życie płynie im w spokoju i zgodzie a wszystko mają doskonale zorganizowane! Bardzo mi się podoba, że taka Bielsko – Biała ściągnęła organizacje wchodzenia i wychodzenia z autobusu od Czechów i tak wchodzi się tylko od strony kierowcy, a wychodzi pozostałymi drzwiami. A nie jak krowy, kto się wepcha, ten wejdzie! Poza tym nie zobaczysz tu psiej kupy na trawniku – wiem, bo codziennie chodzę na skróty po trawniku i żadnej kupy nie widziałem. Wszędzie przy chodniku są psie zestawy czystościowe, których Czesi (tak jak Austriacy) używają. Wiadomo – zachód się kłania. Poza tym rożni nas chyba poziom życia. Czesi tak jak Polacy dużo podróżują, my za pracą a Czesi na wakacje. Najpopularniejsze kierunki czeskiej turystyki (nie zarobkowej) to Włochy i Chorwacja. I wcale się nie dziwię, bo po czeskich autostradach i drogach ekspresowych podróż do Wiednia trwa tylko 2 godziny, do Benatek (czyli Wenecji) dwa razy więcej. My jakoś sobie poradzić nie umiemy. Od dłuższego czasu czekają na nas i nasz odcinek autostrady przy węźle Bohumin. Gdybyśmy ją wybudowali w odcinku 70 km (Gliwice – Bohumin) Polacy i inne narody mogłyby dojechać z Krakowa, aż na południe Włoch. My nie potrafiliśmy nawet zamontować drogowego znaku Schengen na nowym moście w Bohuminie – zrobili to za nas Czesi. Zresztą nie tylko tam…
Kolejne wrażenia z pobytu w Republice już niedługo.