„Ropojady” to w zasadzie 20-minutowa studencka etiuda Jana Sveraka – późniejszego zdobywcy Oscara za film „Kola”. Szlag może trafić Polaka na myśl, że Czesi, nawet w półamatorskich rzeczach, biją nas pomysłem i realizacją na głowę.
Tytułowe stwory to najbardziej „cywilizowane” osobniki, jakie pojawiły się na ziemi. Przynajmniej jeżeli wziąć pod uwagę tę ”brudniejszą” stronę związaną z cywilizacyjnym postępem. Ropojady żywią się bowiem odpadami w rodzaju oleju silnikowego, ropy, plastiku i innych rzeczy, które często kojarzą nam się z ekologicznym zagrożeniem. Za to zabójczy jest dla nich np. tlen. Na poszukiwanie mitycznych stworów (nikt ich nie widział) wyrusza grupa naukowców pod wodzą pewnego zoologa. Towarzyszy im ekipa dokumentalistów. Udaje im się znaleźć martwego przedstawiciela tajemniczego gatunku (zmarły w wyniku zachłyśnięcia się czystym powietrzem). Sekcja zwłok wykazuje, że Ropojady są perfekcyjnie przystosowane do funkcjonowania we współczesnym świecie, a idealnym miejscem dla nich, o czym niebawem się przekonamy, jest czeska Praga…
Niesmowity pomysł, świetna realizacja, szybki rytm czyli dobry montaż, napięcie, humor, przekonywująca gra aktorów i ten swoisty czeski dystans do rzeczywistości…
Najbardziej mnie zdziwiły te potworki – że się ruszały, jadły, wdychały spaliny, a wszystko takie realistyczne. I całość trwa niestety tylko 20 minut.