Republikę Czeską rocznie zalewa 100 tysięcy ton ulotek reklamowych (czes. letáků). W przeliczeniu na dosłownie każdego Czecha, nawet tego w wózku, wychodzi to jakieś 400 letáků rocznie. Drukarnie działają codziennie – we dnie i w nocy. Taka ilość ulotek z promocjami to ewenement na skalę europejską.
Ulotki przestały być adresowane jedynie do starszych osób. W chwili obecnej przegląda je aż 3/4 Czechów. 40 procent naszych sąsiadów wybiera się na zakupy jedynie dlatego, że znaleźli w ulotce fajną promocję. W momencie zakupów okazuje się jednak, że Czesi kupują w ogromnych ilościach i to, co w promocji nie jest.
Czech myśli sobie, że skoro tyle oszczędziłem kupując banany o 10 koron tańsze, mogę wziąć jeszcze i ten proszek do prania stojący w sklepowej alejce. Kupowanie pozostałych produktów to jest powód, dlaczego markety szybko nie przestaną zasypywać republiki swoimi „publikacjami”.
Często jest tak, że towar w promocyjnej cenie jest już sprzedany. Skoro już przyszedłem do sklepu, kupię to, co jest mi potrzebne, nawet jeśli ma być to droższe. Z tego powodu na ulotkach umieszcza się napis „…lub do wyczerpania zapasów”, a towaru zamawia się naprawdę symboliczne ilości.
Najczęściej wybieraną grupą towarów w promocji są artykuły spożywcze. Gorzej jest się przebić właścicielom elektromarketów. Chociaż tego typu oferty przegląda 75 proc. Czechów, zakupy RTV AGD pod wpływem promocji z ulotki robi tylko 18 proc. z nich.
Czesi nie mogą żyć bez przecen. Dlatego czasem niektóre grupy produktów wciąż są w promocji. Chodzi tu przede wszystkim o piwo i napoje gazowane. Przykładem tego, jak łatwo Czechów przyciągnąć do marketów tylko dzięki promocjom jest film Český sen z 2004 roku. Dwóch studentów buduje makietę supermarketu, po czym przywabia mieszkańców Pragi, aby mogli zakupić nieistniejące towary w atrakcyjnych cenach.
Źródło: ct24.cz
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.