Polski pisarz i czechofil Mariusz Szczygieł już telefonował do czeskiego leśnika inżyniera Pavliczka. Wypytał go dokładnie o leśny bar w górach za Jesenikiem. Zanim przeczytacie o tym w najnowszej książce Szczygła, wybierzcie się sami na piwo do czeskiego eksperymentu.
Po czesku „napad” to pomysł. Inżynier Vaclav Pavlicek na pytanie, kto miał „napad” z leśnym barkiem, skromnie odpowiada, że to pomysł turystów.
On tu tylko pracuje. Jego rewir w lasach państwowych to ponad tysiąc hektarów w górach nad wioską Horni Lipova. Codziennie jest tutaj zawodowo, ale lubi po pracy sam albo z przyjaciółmi przemierzać leśne ścieżki na rowerze czy na nartach biegowych.
– Jadąc od wioski, jest tu po drodze bardzo stromy podjazd. Niektórzy nie dawali rady pedałować i prowadzili rower pod górę. Tu zawsze czekaliśmy na pozostałych, więc najpierw zrobiłem miejsce do siedzenia nad potokiem – opowiada leśnik. – Idąc w góry w gorące dni, zacząłem tu zostawiać w potoku jeden czy dwa napoje.
Wracając z pracy, zatrzymywałem się na odpoczynek i posiłek. Pewnego dnia jakiś nieznany turysta zabrał moje picie i zostawił pieniądze. Na papierku obok napisał: „Zabrałem jedno picie, zostawiam 10 koron”.
Ktoś inny skląłby bezczelnego turystę i poszukał lepszej skrytki na swoje piwo. Ale nie inżynier Pavliczek. On następnym razem przywiózł 10 napojów i położył w chłodnej wodzie. Po kilku dniach zabrał 100 koron. Za trzecim razem przywiózł na górę 30 butelek z piwem i lemoniadą. I odebrał 300 koron.
– W końcu postawiłem tu blaszaną puszkę – skarbonkę – opowiada Pavliczek. – Ludzie sami ją otwierali, żeby rozmienić pieniądze, zabrać sobie resztę.
Początkowo nie wywieszał żadnego cennika. Potem napisał na tabliczce: Wszystko za 10 koron. On kupował za 10 i chciał tylko zwrotu pieniędzy. Stopniowo proste miejsce odpoczynku zaczęło się rozrastać.
Źródło oraz dalsza część artykułu: nto.pl
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.