Fabuła Wyrw Kláry Vlasákovej przemawia do wyobraźni na wielu poziomach. W moim przypadku szczególnie silne okazały się skojarzenia muzyczne. Podczas lektury książki dominują uczucia niepokoju, strachu oraz oczekiwania, które od razu przywiodły mi na myśl kompozycje Philipa Glassa z cyklu Etudes for Piano. Idąc tym nieoczywistym tropem, uczyniłem je osnową recenzji łączącej literaturę i muzykę.
Pierwsze rozdziały rozbudzają ciekawość, niczym niespieszne, minimalistyczne frazy otwierające utwór „Opening” Glassa. To subtelne muzyczne „otwarcie” skrywa w sobie niepokój – zapowiedź czegoś większego, czegoś, co nadchodzi powoli i nieuchronnie, i co niesie ze sobą wielką zmianę. Podobnie skonstruowane są losy bohaterów „Wyrw”: z pozoru niezależne, pozbawione wspólnego mianownika, z czasem zaczynają się przecinać, kreśląc bolesny krajobraz ludzkiej egzystencji w epoce wszechobecnego kryzysu.
Autorka nie opowiada o przybyciu kosmitów. „Wyrwy” są w istocie opowieścią o trudnym do zniesienia życiu na Ziemi. O świecie zdominowanym przez bierność, automatyzację, uzależnienie od leków i obezwładniające zmęczenie. To rzeczywistość, w której ludzie – zagubieni w rutynie dnia codziennego lub straumatyzowani tragicznymi wydarzeniami z przeszłości – nie tyle żyją, co wegetują. Właśnie ten stan dogłębnie oddają etiudy Glassa: powtarzalność, hipnotyzujący rytm, stopniowa intensyfikacja dźwięku, która nie daje ukojenia, lecz potęguje napięcie.
Etiuda nr 5, jedna z najbardziej niepokojących w całym cyklu, wydaje się akompaniamentem do głównego motywu powieści – tajemniczej kuli, która znikąd pojawia się w małym czeskim miasteczku. Obiekt nie wydaje dźwięków, nie komunikuje się z otoczeniem (chyba że intensywne wizje i sny bohaterów traktować jako nieoczywistą próbę kontaktu). Samą swoją obecnością całkowicie dezorganizuje życie społeczne. Ludzie coraz tlumniej pielgrzymują do kuli z nadzieją, że jej bliskość przyniesie odpowiedzi na ważne pytania lub w cudowny sposób odmieni ich los. Zamiast tego obiekt konfrontuje ich ze stagnacją i ciszą. Staje się lustrem, w którym odbija się apatia i zagubienie. W tym bolesnym uświadomieniu bezradności rozbrzmiewają nuty etiudy nr 9, a wraz z nimi echo słów Stanisława Lema z „Solaris”: „Nie szukamy nikogo oprócz ludzi. Nie potrzeba nam innych światów. Potrzeba nam luster. Nie wiemy, co począć z innymi światami. Wystarczy ten jeden, a już się nim dławimy”. Tak, kula w „Wyrwach” nie przybywa z odpowiedzią. Jest zwierciadłem – obojętnym, ale precyzyjnym. Samą swoją obecnością zmusza do werbalizowania niewygodnych pytań. Kim jesteśmy? Czego oczekujemy? Czy chcemy i potrafimy coś zmienić? Co zrobiliśmy ze sobą i światem, w którym żyjemy? W gąszczu znaków zapytania wnet pojawiają się samozwańczy Kaznodzieje, gromadząc wokół siebie grupy „wyznawców”. Media z kolei nieustannie podsycają chaos, zapraszając coraz to innych ekspertów. Potok słów przybiera na sile.
Wraz z nasileniem społecznych niepokojów, w atmosferze nieufności, emocjonalnego zamętu i pogłębiającej się alienacji, słyszymy kolejną etiudę – nr 6. W tym utworze napięcie jest niemal namacalne, rytm staje się intensywny, agresywny. Podobnie dzieje się w powieści: napięcie społeczne, narastające od dawna, eksploduje. Erupcja jest tym silniejsza, że wciąż nikomu nie udało się nawiązać kontaktu z kulą. Dochodzi do przemocy, która doprowadza do śmierci jednego ze samozwańczych kapłanów. Społeczeństwo zaczyna się radykalizować. Ludzie występują tłumnie, choć czytelnik odnosi dojmujące wrażenie, że każda osoba pozostaje samotną wyspą. W książce moment przełomu ma swoją cenę. Jest nią masowa (auto)agresja i pogłębiająca się izolacja.
Glass w swoich etiudach pozostaje konsekwentny – jego muzyka, choć oparta na repetycji, niesie w sobie ukrytą dynamikę, podskórne napięcie. Vlasáková operuje słowem w podobny sposób – język książki jest oszczędny, ale przejmujący. Każdy rozdział to osobna linia melodyczna, która z czasem łączy się z innymi, tworząc szersze, pełniejsze brzmienie, kończąc jako rozpaczliwe unisono egzystencjalnego niepokoju. Historie bohaterów są jak partie solowe w większym dziele: Kristýna, Oldřiška, Lidka – każda z nich wnosi własny temat, własne cierpienie i własną nadzieję.
Czy w finale tej kompozycji można usłyszeć katharsis? Vlasáková nie daje jednoznacznych odpowiedzi. Jej książka – tak jak niektóre utwory Glassa – kończy się brzmieniem otwartym. Nie wiadomo, czy tajemnicza kula w jakikolwiek sposób zareaguje i czy tracącym zmysły ludziom w ogóle na tej reakcji zależy. Wiadomo natomiast, że jej uparte milczenie wywołało przenikliwy krzyk niezgody i rozpaczy.
A ten krzyk może być zapowiedzią nowego początku.
Wyrwy są książką, której przesłanie wybrzmiewa długo po zakończeniu lektury – tak jak ostatni dźwięk utworu, który rezonuje w ciszy. To proza zmuszająca do myślenia oraz – czy paradoksalnie? – uważnego słuchania. To również głos sumienia, nawołujący do podejmowania działań w świecie, który balansuje na krawędzi katastrofy.
Autor: Marek Łuszczyk
