26 marca 2011 to był wyjątkowy dzień.
Przyznam szczerze, że gdy pewnego dnia obudziłem się rano z myślą, że zorganizuje Zlot Czechofilów, nie sądziłem, że ta myśl może być w ogóle zrealizowana.
Jednak przystąpiłem do działania – chodziłem i dzwoniłem, prosiłem – ale opłaciło się!
*******
Godzina 16.30 – wraz z Czechofilem Łukaszem pojawiamy się we Wrzeniu Świata. Pusto i cicho. Zaczynamy rozkładać swoje rzeczy. Gdy na rzutniku ukazało się logo mego bloga, podeszła do nas Pani Katerina Zdanowiczova z Czeskiego Centrum. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Zbliżała się godzina 17.00, ale wciąż nikogo nie było. Zostały 3 minuty a nikt się nawet nie kręci. Zacząłem się denerwować… Czy ktokolwiek się w ogóle zjawi?
Po jakiś 10 minutach pojawiały się nieśmiało kolejne osoby. Wkrótce okazało się, że zabrakło miejsca dla wszystkich przy tym wielkim stole, więc niektórzy zajęli też drugi, mniejszy stół. Zaczynamy!
Najpierw przemówiła pani Ivana Bílková, która zjawiła się z dziećmi. Świetne dzieciaki, mówiły po polsku i czesku a Uczestnikom Zlotu sprawiły mnóstwo radości, gdy się nawzajem licytowały kto lepiej mówi po polsku. Pani Bílková opowiadała o portalu Czechtourism.com którym się zajmuje. Przyznała, że Republika to nie tylko Praga, że są miliony innych cudownych miejsc jak na przykład Morawy czy też Szumawy. Doszliśmy do wniosku, że Polacy i Czesi dopiero teraz zaczynają się poznawać, że upłynie jeszcze dużo wody w Wiśle, zanim się sobą nawzajem zainteresujemy na większą skalę.
Kolejny gość, pani Katerina z Czeskiego Centrum opowiadała o możliwości podjęcia nauki języka czeskiego w ich siedzibie oraz o akcjach jakie organizują. Później dyskusja zeszła na temat tego, jak postrzegamy siebie nawzajem. Okazało się, co nie jest nowością, że w RC Polacy uchodzą za najgorszych kierowców oraz że nasz naród uwielbia sam sobie wymyślać problemy. Wszyscy zgodnie przyznali, że Polaków urzeka ta czeska pohoda i klidek. Ktoś w międzyczasie rzucił hasło, że w Czechach kochamy to, czego sami nie mamy – gdzieś już to słyszałem. Przedstawicielka Czeskiego Centrum zaprosiła wszystkich Czechofili i sympatyków Republiki Czeskiej na pokazy filmowe, wystawy, pogadanki i inne kulturalne akcje organizowane w siedzibie przy Al. Róż 16 w Warszawie. Dla zainteresowanych program: warsaw.czechcentres.cz/
Po chwili postanowiłem wypytać każdego z Uczestników, co sprawiło, że stali się mniejszymi lub większymi Czechofilami. Należy zaznaczyć, że przyszły osoby w różnym wieku, co jest dowodem na to, że na tę czechofilską chorobę nigdy nie jest za późno!
Większość obecnych na Zlocie to osoby, które uczą się czeskiego właśnie w Czeskim Centrum, więc ich obecność na spotkaniu da się łatwo wytłumaczyć. Ale przyszły też osoby, które dopiero zaczynają swoją przygodę z Czechami, chciałyby się nauczyć języka, czegoś dowiedzieć.
Najbardziej podobało mi się, że wszyscy byli niezwykle otwarci, udzielali się, nie bali przemówić. Opowiadali o swojej sympatii, podróżach do Republiki, doświadczeniach z Czechami i językiem. Niektóre historie były naprawdę interesujące i zabawne.
Kiedy omówiliśmy kwestię stereotypów, podróży, języka itp, postanowiłem wspomnieć o sztuce Gottland, która widziałem w Ostrawie. W tym momencie niespodziewanie pojawił się w drzwiach sam Mariusz Szczygieł!! Niespodziewanie, bo miał być w Berlinie. Wszystkich ucieszyła ta nagła zmiana decyzji Pan Mariusz dosiadł się i przysłuchiwał.
Ale miał tylko chwilę spokoju – w dwie minuty dostał kilkanaście pytań, najwięcej oczywiście ode mnie. Zauważyłem, że obecność Szczygła sprawiła ogromną radość studentom bohemistyki, którzy przyjechali na Zlot aż z Opola! Zaczęliśmy robić fotki, nadszedł czas też na autografy i dedykacje (niezwykłe dedykacje). Dyskusji i żartów nie było końca. Spotkanie przy aromatycznej kawie stało się jeszcze bardziej intymne.
Tak naprawdę 26 marca spełniło się moje marzenie – Zlot Czechofilów, poznanie osób o takich samych pasjach, poznanie Mariusza Szczygła (nie wspomnę o tym, że zaproponował mi przejście na „ty”) oraz uśmiech i to spojrzenie łaknących wiedzy i wrażeń Zlotowiczów.
Nadszedł czas wręczenia obiecanych nagród. Dwie książki Petra Szabacha, jedna Haliny Pawlovskiej oraz ta najważniejsza – Gottland po czesku z autografrem i gratulacjami od Szczygła znalazły swoich nowych właścicieli.
I tak nie wiadomo kiedy, z godziny 17.00 zrobiła się 22.00. Wrzenie Świata ucichło, klucz od drzwi trzeba było przekręcić.
*******
Nikt się tym jednak nie przejmował. Mniejszą już grupką udaliśmy się do pubu Czeska Baszta w Moście Poniatowskiego. Od drzwi witała nas Helena Vondrackova oraz Karel Gott. No i te 30 rodzajów regionalnego czeskiego piwa. Niestety Ostravara nie było więc na pocieszenie wypiłem Kofolę
Chłopaki do czarnej Cernej Hory zamówili sobie Hermelina a ja śpiewałem Helenę wymachując czeską flagą. Gdy zdarłem gardło przysiadłem się do naszej kochanej Czeszki Marketki, która pojawiła się na Zlocie. Była tam incognito, najpierw udawała Polkę by później po czesku poprosić mnie o adres e-mail Ja cieszyłem się, że poznałem kolejną Czeszkę (z Brna) a ona, że od pół roku może w końcu pogadać po czesku.
Minęło kilka godzin, a gdy zaszumiało nam w głowie postanowiliśmy się rozstać. Szybko, ale tylko dlatego, żeby został niedosyt i żeby przyjemniej było się spotkać następnym razem.
****
Jeśli ktoś z Was, Czytelników chciałby się niedługo spotkać w takim gronie zapraszam na nasz Facebookowy Czechofilowy profil. Tam możecie się wpisywać z propozycjami na spotkanie. Jedna propozycja już padła – czeski piknik na Polach Mokotowskich Pamiętajcie, że w komunikacji i grupie siła! Dlatego Lajkujcie profil i piszcie.
A każdy Uczestnik Zlotu niech wysyła na profil swoje fotki i dzieli się wrażeniami. Zapraszam!!