Ten rok minął mi pod znakiem ciągłych podróży. Na nadchodzące święta postanowiłem zrobić sobie prezent i wybrać się do Wrocławia. Słyszałem, że to podobno piękne miasto, może najpiękniejsze w całej Polsce. Pewnie, najpiękniejsze, bo niemieckie. Liczyłem na to, że znajdę w nim pełno czeskich śladów i miejsc i nie przeliczyłem się…
Wcześniej oczywiście przeprowadziłem mały wywiad na Facebooku oraz zrobiłem rekonesans u wujka Googla. Czeskich miejsc we Wrocławiu jest pod dostatkiem. Jak będzie na żywo? Chcę się przekonać!
Zaczęliśmy od pubowego królestwa czyli lokali pod torami na Bogusławskiego. Czeski Raj oraz inne a w każdym z nich czeskie piwo w kilkunastu rodzajach! Po wejściu do tych miejsc czar pryska – zadymione, ubogie wnętrza, smród i nic więcej. Ewakuacja!
Nastał wieczór. Gdzieś przy Rynku miała być podobno oblegana knajpa Czeski Film. Oblegana, bo w centrum i tanio. Szukamy… Niepozorna tablica z nazwami czeskich piw sygnalizuje, że to tu. Piękny szyld, podekscytowany wchodzę. Ponowne rozczarowanie: smród, wszechobecny dym papierosowy, tłok, gwar. Wystrój mało czeski, z lekkimi akcentami browarno-praskimi. Wychodzimy.
Następnego dnia falę niepowodzeń w poszukiwaniu prawdziwych czeskich miejsc postanowiłem sobie zrekompensować odwiedzając po raz kolejny stoisko Czeski Świat na jarmarku świątecznym, który znajdował się na Rynku. Widok Krecika, Lentilków i Kofoli sprawił, że zapomniałem o wszystkich niepowodzeniach. W końcu mogłem ponownie poczuć smak Kofoli.
Jednak ani czeskie smakołyki ani nawet czeskie piwo nie sprawią, że poczuję choć przez chwilę jak w Republice. Takie cuda zdziałają tylko knedliky z gulaszem! Po długich spacerach, błądzeniu po Wrocławiu w mrozie udało się trafić do knajpy Kuźnia Dobrych Klimatów (ul. Bogusławskiego 81). Serwują tam prawdziwe czeskie houskove knedliky oraz czeskie piwo.
Kameralny wystrój, miła obsługa, bogate menu i do tego ciągle pełno gości.
Wieczorny spacer po Wrocławiu przyniósł spotkanie trzeciego stopnia z Czechami. Czeska rodzinka szła sobie spokojnie rozmawiając, gdy ja, słysząc ich mowę zacząłem drzeć się wniebogłosy po czesku i witać się z nimi. Zdziwieni przeszli dalej
Niedziela 18 grudnia okazała się przełomowa. Gdy krzepiłem swe serce przy stoisku z Krecikami, okazało się, że chłopak, który je sprzedaje jest Czechem, nazywa się Jirka, pochodzi z Czeskiego Cieszyna i studiuje prawo we Wrocławiu. Podjarany zacząłem rozmowę. Jiřík zdradził, że zna Ewę Farną, a kilka dni wcześniej na swoim stoisku gościł samego Václava Klausa!