W zeszły weekend wybrałem się do Białegostoku. Wziąłem ze sobą na drogę nową książkę Wydawnictwa GoodBooks „Żółte oczy prowadzą do domu” Markéty Pilátovej. Nie sądziłem, że przeczytanie jej sprawi, że zupełnie zapomnę o polskiej rzeczywistości a zanurzę się w otchłani czeskiej tęsknoty…
Żółte oczy prowadzą do domu opowiadają historię o przyjaźni, tęsknocie i miłości ponad wszystko. Zabierając nas w podróż do barwnego świata Ameryki Południowej, pozwalają doświadczyć zderzenia dwóch kultur i dwóch pokoleń. Losy emigrantów i ich tęsknota za ojczyzną, skłaniają do refleksji, czym jest dom i gdzie każdy z nas ma swoje miejsce na ziemi. Jak je odnaleźć?
Książka zaczęła się bardzo niewinnie – podróż do Sao Paulo, egzotyczne opisy, ciekawe przygody. Naszą bohaterkę Martę spotykają takie wydarzenia, których nigdy nie zazna w Europie. Sielanka kończy się w momencie, gdy Marta zdaje sobie sprawę z tego, że ciągle jest rozdarta między „dwa światy”: Pragę oraz Brazylię. Wydaje się, że przez całą książkę nie umie sobie z tym poradzić.
Ciągłe porównania obu krajów, niemożność usiedzenia w jednym miejscu to cechy, które charakteryzują również mnie. W dalszym ciągu zdarza mi się porównywać Polskę i Czechy. Czasem myślę wciąż po czesku.
Zamyśliłem się i patrząc w okno zdałem sobie sprawę, że czeska kraina jest nieporównywalnie piękniejsza niż polska.
Wydarzenia z książki mimo, że są bardzo ciekawe a historie bohaterów zawiłe nie zrobiły na mnie takiego wrażenia jak ta TĘSKNOTA za Republiką Czeską. W pierwszych dniach po wyprowadzce z Czech przeżywałem swego rodzaju schizofrenię – byłem w Polsce a tęskniłem za Czechami. Marta większość życia spędziła w Brazylii i to właśnie Czechy były dla niej bardziej egzotyczne niż Brazylia. To w Czechach można było pójść do kawiarni i kina, gdy na brazylijskiej prerii rozrywką było ujeżdżanie koni. Podczas gdy nasza bohaterka radziła sobie świetnie jako władczyni krów, przejażdżka tramwajem w Pradze była dla niej już większym wyzwaniem.
Podczas lektury potwierdziło się spostrzeżenie, że nie liczy się gdzie jesteś, ważniejsi są ludzie dookoła Ciebie. Gdy Marta była w Pradze tęskniła do matki, która została w Brazylii. Gdy za długo była w Czechach uciekała do Sao Paulo. Taka ambiwalencja targa też mną – z jednej strony zadomowiłem się w Warszawie, z drugiej wciąż się zastanawiam, jakby to było, gdybym w końcu zamieszkał w Pradze? Czy byłbym szczęśliwy? Czy warto zaczynać wszystko znowu od zera tylko dla samej satysfakcji z tego, że mieszka się w tak pięknym mieście wśród narodu, który kocham?
Wydaje mi się, że nigdy człowiekowi nie będzie dobrze tam gdzie jest. Każdy szuka szczęścia i spokoju. Czy Marta, bohaterka książki „Żółte oczy prowadzą do domu” odnajdzie swoje miejsce na ziemi? Czy w końcu znajdzie spokój wśród swoich „czterech ścian”?
Jest to opowieść wielowymiarowa, sploty akcji i historie bohaterów łączą się w jedną całość. Dla mnie spoiwem tych przeżyć jest słowo TĘSKNOTA. Ktoś inny powie, że DOM, kolejny, że OJCZYZNA. Na pewno każdy z tych puzzli stworzy swoją własną układankę, znajdzie jakiś element łączący i przybliżający nas do bohaterów powieści. Markéta Pilátová zmusiła mnie do ponownych przemyśleń nad pytaniem: co Czechy mają tak fajnego w sobie, że nie mogę przestać o nich myśleć?
Każdy z Czechofilów zadaje sobie to samo pytanie, ale każdy z Was odpowie na nie po swojemu.