Czeski Bank Narodowy szacował, że operacja wycofania monet o najniższym nominale pozwoliła zaoszczędzić około 30 milionów koron.
Przez rok monety o nominale 10 i 20 halerzy można było wymienić w sklepach, w bankach a przez pięć lat w Banku Centralnym. Czesi mieli z tym jednak sporo kłopotów. Ponieważ odkładali monety (statystycznie każdy Czech przechowywał w domu 60 monet 10-halerzowych i 50 dwudziestek) handlowcy odmawiali przyjmowania jednorazowo dużej liczby monet. Mieli do tego prawo: mogli odmówić przyjęcia więcej niż dziesięciu monet. Natomiast w bankach komercyjnych monety, podczas operacji wymiany, musiały zostać wcześniej zapakowane w rulony po 50 lub 100 sztuk.
Po pięciu latach do Banku Centralnego wróciła niecała jedna trzecia monet.
1 września 2009 Narodowy Bank Czeski wycofał kolejną monetę o najmniejszym nominale, tym razem 50-halerzową.
Halerze wciąż znajdowały się na paragonach wydawanych w sklepach. Przy płaceniu zaokrąglano rachunek w górę do pełnej korony, jeśli „końcówka” ceny przekraczała 50 halerzy. Mimo to – zdaniem Narodowego Banku Czeskiego – ceny towarów wzrosły w minimalny sposób (najwyżej o 0,5 proc.). Niektóre firmy (zgodnie z zasadami konkurencji) zaokrąglały ceny towarów „w dół”. Inne twierdziły, że wycofanie monet oznaczało aż 4-procentową stratę na ich marżach.
Jak sytuacja w związku z wycofaniem groszy będzie wyglądać w Polsce? Nad tym zastanawia się już wiele osób – zaczynając od ekonomistów a kończąc na dziennikarzach. Myślę, że powinniśmy brać przykład z braci Czechów – już dawno Polacy wnioskowali o zaokrąglenie cen do pełnych złotówek i skończenie „zabawy” przy kasie z grosikami.
Więcej: TUTAJ
Czesi zrobili bardzo dobrze, a my nadal się męczymy. Kiedyś 5-groszówki zużywałam w automatach do biletów miejskich, ale później usunięto możliwość wrzucania tych monet i niestety drobniaków gromadzę coraz więcej w kieszonkach torebki i ich nie wydaję.
Bo Czesi są racjonalni, a my sentymentalnie produkujemy 1,2 i 5 groszówki w Royal mint w Anglii.