W Pradze byłem już wiele razy. Czy to skwar czy mróz, zawsze zachwycała. Tym razem pogoda zaskoczyła nie tylko mnie, ale i innych turystów. Tyle śniegu w Pradze dawno nikt nie pamięta.
Nie wiem jak to się stało, ale w ciągu jednego dnia spadło w Pradze prawie 30 centymetrów śniegu. Zasypało całe miasto, nie dało się chodzić. Autobusy ledwo jeździły, a służby miejskie nie nadążały za odśnieżaniem. Istny kataklizm.
Pogoda taka miała też i swoje uroki – na zwiedzanie miasta wybrali się jedynie najwytrwalsi zaopatrzeni w kalosze lub buty śniegowe. Praktycznie nie było Polaków, Rosjan garstka, za to Chińczyki i ich aparaty jak zwykle nie zawiedli. Włosi lepili gałki i bałwany, a Czesi… Czesi jak zwykle woleli w turystyczne rejony się nie zapuszczać.
Moi znajomi na samą myśl, że po raz kolejny muszą iść na Most Karola i Hradczany zgrzytali zębami. To nic, że mieszkają na Małej Stranie i wszędzie mają rzut beretem. Po prostu moi Czesi są już wyczuleni na praskie turystyczne klasyki. Warszawiaki też na Starówkę nie chodzą. Jednak udało mi się ich namówić.
Tym razem gościł mnie w Pradze kolega, którego nie widziałem prawie dwa lata. Wszystkim znajomym ogłosił, że będzie miał wyjątkowego gościa „z daleka” („Warszawa to już wschód, prawie Rosja”). Postanowił mnie przywitać pieczoną kaczką z czerwoną kapustą. Podobno kiedy Czech robi komuś domową kaczkę, oznacza to, że żywi on duży szacunek do gościa. Byłem wniebowzięty! Nowo poznana współlokatorka mego Czecha zdradziła mi w tajemnicy, że kaczką tą mój gospodarz chwalił się dzień wcześniej wszystkim znajomym. Nadeszła chwila prawdy. Kaczka była wyśmienita. Uznałem, że lepiej powitać mnie nie mógł. Ruszyliśmy do miasta…
A w centrum…praska klasyka! Most Karola, Hradczany, Vaclavak… Nuda. Gdy już przestałem zwracać uwagę na te wszystkie pamiątki, zacząłem przeżywać piękno wszystkich praskich kamienic. Sklepowe witryny, wejścia do restauracji, zdobienia i wzory – wszystko jest takie oszałamiające! Wcześniej tego nie dostrzegałem. Jedno się jednak nie zmieniło – Praga jest jak miasto z bajki. No gdzie indziej znajdziemy taką architekturę?
No a ludzie? Wiem, że tego typu wpisy budzą największe zainteresowanie… Przez dwa dni da się zauważyć kilka różnic między Warszawą a Pragą. Po pierwsze w metrze nikt się nie przepycha, w marketach ludzie się mniej śpieszą i więcej uśmiechają. Dalej Unii się nie lubi i się na nią narzeka. Polska żywność wciąż straszy, ale już wędliny się chwali. Każdy się dziwi, że wybrano Zemana i każdy się pyta kto na niego głosował. Chwali się Pragę za wygodne życie, choć tak bardzo się na nią narzeka: że droga, że zakorkowana. Pije się dużo taniego piwa i żyje się spokojnie. Generalnie życie płynie przyjemnie. W Pradze o rosnącym bezrobociu nikt nie mówi. Mówi się za to o rozglądaniu się za lepszą pracą. Przynajmniej moi znajomi o tym mówią.
Często myślę o tym, że Praga to moje miejsce na ziemi. Z każdym wyjazdem tam coraz bardziej się w tym upewniam. Zbieram kasę na kolejne wyjazdy, a w sobie zbieram siły, by zrobić ten odważny krok i rzucić wszystko dla Pragi. Ale czy wtedy ta czechofilska miłość będzie taka sama jak teraz? Taka bezwarunkowa i platoniczna…?
WIĘCEJ ZDJĘĆ TUTAJ
dopiero po przeniesieniu się okaże, czy ta miłość jest naprawdę bezwarunkowa. Bo platoniczna, to już nie będzie…
Děkuji Mariuszi, strašně mě to potěšilo, že se ti líbilo:)
Sentymentalna relacja z nostalgicznym zakończeniem…
Podobno z perspektywy czasu dążenie do celu daje więcej szczęścia niż jego osiągnięcie. Tak czy inaczej trzymam kciuki!
Tak na marginesie, też ujmuje mnie pogoda ducha, którą mają mieszkańcy Czech i takie drobne zachowania, których u nas ciężko uświadczyć. Np. ustawienie się wzdłuż prawej krawędzi ruchomych schodów, tak żeby inni mogli przejść obok; ustawianie wózków sklepowych w markecie w takim miejscu, żeby nie przeszkadzały innym i przynoszenie do niego z półek towarów (a nie, typowe dla nas, kurczowe trzymanie się wózka i popychanie nim innych). I tak jak pisałeś, często widoczny, pogodny uśmiech na twarzach.