Kocia muzyka, czyli czeskie płyty roku 2017

Jaromír Nohavica święci kolejne trumfy na Liście Przebojów Trójki. Po sukcesach utworów z płyty Tak mě tu máš z 2012 r. wygrywa także piosenkami z najnowszej płyty Poruba. Stwierdzenie, że wydany w zeszłym roku album barda z Ostrawy to nie jedyna „deska”, która wyszła w Czechach w 2017 r. nie jest żadnym odkryciem na miarę Járy Cimrmana. Mimo wszystko warto to udowodnić.

W tym celu stworzyłem subiektywne zestawienie najciekawszych czeskich płyt roku w muzyce… niepopularnej. To trochę przekorne określenie ukułem po skonstatowaniu, że na liście wykonawców, którzy w ankiecie Czeski Słowik 2017 zdobyli choćby 100 punktów (jest takich kilkuset, ponieważ każdy uczestnik głosowania może wpisać dowolną nazwę) znajduje się tylko jeden spośród wymienionych poniżej. To, że Czeski Słowik to ranking popularności, który nie ma związku z rzeczywistymi osiągnięciami artystów w danym roku wiadomo. O tym, że mimo to niektórzy biorą go (zbyt) na serio świadczy reakcja alternatywnej wokalistki Muchy, która na „pewnym portalu społecznościowym” napisała: „Dziękuje za piękne 108. miejsce. Fajnie sobie od czasu do czasu uświadomić, że to wszystko ma sens”. Dla zainteresowanych – Słowika po raz 1020026 zdobył Karel Gott (Nohavica na 8.), Ewa Farna druga wśród wokalistek. Koniec wiadomości ze świata sportu.

Na wybranych przez mnie płytach można usłyszeć prawie tylko język czeski. Czechofilstwo zobowiązuje. Co nie znaczy, że nie ma ciekawych czeskich płyt śpiewanych po angielsku. Jest np. Saffron Hills duetu Kalle czy też Kingdom Come zespołu Fiordmoss, które są w nieomal każdym podsumowaniu roku (można o nich przeczytać chociażby w rankingu serwisu beehype).

Kolejność poniższego zestawienia, w którym sporo ciekawej muzyki i jeszcze więcej wiedzy nie niezbędnej, alfabetyczna.

±0 – ±0  (Full Moon Forum)

„W architekturze symbolu ±0 używa się do oznaczania poziomu 0 budynku (zera budynku), tj. najczęściej poziomu posadzki parteru, względem innego układu odniesienia (np. n.p.m.)” (Wikipedia). Na szczęście jakość muzyki zespołu, który wybrał sobie tak ciężką do wyszukania nazwę, jest powyżej poziomu podłogi. Choć bywa dołująca, a w tekstach pada dużo deszczu. Grupę założyło czworo studentów architektury (sic!) na Politechnice w Libercu, na czele z wokalistą i gitarzystą Matyášem Švejdíkiem, synem Jaromíra – rysownika i głosu grupy Priessnitz. Nawiązania do pierwszych albumów legendarnego już zespołu z Jesionika słychać także na płycie plusminusnula (tak łatwiej ich wyguglać). Skojarzenia z Joy Division i Interpolem też z pewnością się pojawią. Na pewno nie osiągają szczytów wieży na Žižkovie w kategorii oryginalność, ale żaden czechofil nie przejdzie obojętnie obok piosenek zatytułowanych Letná, czy Žižkov. Na Letną jeszcze wrócimy.

Budoár staré damy – Sůl (Indies Scope)                    

„Wiosną ugotuję zupę z pokrzyw. Zetrę marchew, dodam sosu sojowego, trochę oleju i odrobinę czosnku. Tylko żeby nie przegotować, by nie stracić witamin”. Ten i inne przepisy znajdziemy na nowej, wydanej po pięcioletniej przerwie, płycie BSD. Co jeszcze? Jest tam m.in.: „Piosenka o wysiłku, piosenka jak otwarta rana, piosenka ze łzami, i ta o zakonnicy uciekającej z klasztoru w Himalajach” – wymienia Marta Kovářová, tłumacząc skąd tytuł płyty – Sól.  Może nawet jeszcze więcej niż tematów piosenek jest w nich zmian tempa i dynamiki. I to często w ramach jednego utworu. Wokalistka i gitarzystka, która BSD zakładała w 1998 r. Brnie (i jako jedyna z tamtego składu pozostała w zespole) mieszka teraz w miasteczku Dolní Cerekev i na stronie zespołu oferuje skarpetki i papucie wydziergane przez swoje sąsiadki. Na wiosnę pojawią się również koszulki. I wtedy przyjdzie czas na zupę z pokrzyw według powyższego przepisu. Smacznego.

Děti mezi reprákama – Prázdniny (Červený kůň)

Jeszcze rok temu mógłbym śmiało napisać, że Děti mają coś wspólnego z Nohavicą, ponieważ Dominik Zezula sam pisze i wykonuje swoje piosenki, najczęściej jedynie przy akompaniamencie gitary akustycznej. W takiej formule zdążyłem go jeszcze zobaczyć podczas Žižkovskiej Nocy w marcu 2017 roku. Teraz to już nieaktualne. Przed nagraniem płyty Prázdniny do Zezuli dołączyli klawiszowiec Jiří Libánský oraz gitarzysta Ondřej Mikula i już w pełnoprawnym trio powstał materiał na ten album. Wyłączną domeną lidera pozostały słowa piosenek. Zezula opowiada podpatrzone i zasłyszane historie znajomych, ich związków i, jakżeby inaczej, rozstań: „Mario, chciałbym ci powiedzieć, że wykasowałem Twój numer, żebym już więcej do Ciebie nie dzwonił pijany o czwartej rano”. Jak stwierdził w rozmowie w Radiu Proglas najnowsze teksty są bardziej osobiste, ale i bardziej optymistyczne, od tych starszych. Czy dotyczy to tego zacytowanego powyżej? Nie wiem.

Warto w tym miejscu wspomnieć, że czeskiej sceny nie ominął triumfalny powrót płyt winylowych i te, które są wydawane są pięknym kąskiem dla kolekcjonerów. Jak ładnie kręci się ta.

Jan P. Muchow – The Antagonist (Supraphone)

Tego pana przedstawiać nie trzeba. Ale można. Niech przemówią tytuły: Szeptem, Grandhotel, Jedna ręka nie klaszcze, Vaclav, YumaW cieniu. Muchov jest autorem muzyki do tych i wielu innych filmów. No i oczywiście do Samotnych, filmu Davida Ondříčka, który niejedną czechofilską pasję rozbudził, bądź podsycił. The Antagonist to zbiór piosenek, które obok tworzenia muzyki czysto ilustracyjnej, pojawiały się na ścieżkach dźwiękowych wymienionych, i niewymienionych, filmów. Tak, jest tam także pamiętny Lucky Boy. To jedyna na liście płyta, w której nie pada ani słowo po czesku. To celowy zabieg kompozytora, który nie chciał mieszać piosenek po angielsku z tymi w języku ojczystym, a ponieważ tych pierwszych było więcej, więc pozostawił tylko je. Cóż, szkoda. Znajdziemy tu także kilka tematów instrumentalnych, w tym nawet dwa z czeskimi tytułami i właśnie jeden z nich poniżej. Dla przypomnienia innego filmu Ondříčka –  Grandhotelu. A dla mnie jako wspomnienie noworocznego wejścia na górę Ještěd (1012 m.n.p.m., zimowe podejście).

Jiná hudba pro Kocoura Vavřince (Poli5)

Pora wyjaśnić tytuł tekstu. Ta płyta powstała dla kota. Kota Wawrzyńca. To bohater najpierw komiksu, a potem w latach 80-tych serialu animowanego dla najmłodszych. W międzyczasie była też seria płyt winylowych, na których Wawrzyniec mówił głosem Jaromíra Hanzlíka. Kot i jego przyjaciele pojawili się na świecie 1 lutego 1967 r, a stworzył ich pisarz Z.K.Slabý razem z żoną Dagmar Lhotovą, oraz ilustratorka Věra Faltová. Z okazji 50-lecia urodzin Wawrzyńca syn twórców Petr Slabý poprosił artystów z czeskiej sceny alternatywnej o piosenki w jakiś sposób inspirowane przygodami Wawrzyńca i ferajny. Tak powstało 18 utworów momentami bardzo, jak mówi sam tytuł płyty, innych, pod którymi podpisali się m.in. Květy, Zuby a Nehty, czy OTK. Zwrot „to byłoby możliwe tylko w Czechach” jest często nadużywany, ale w tym przypadku ciężko z niego zrezygnować. Gdzie jest płyta dla Reksia (również 50 urodziny w zeszłym roku) bądź jeszcze starszych Bolka i Lolka?

Květy – Komik do půl osmé (Indies Scope) oraz Spí vánoční pták (Poli5)

Grupa z Brna wydała w tym roku dwie płyty, które są owocem jednej sesji nagraniowej, wymieniam więc obie żeby nie musieć decydować, która lepsza. To pierwsze efekty pracy nowego składu zespołu, z którego odeszli skrzypek i basista, zastąpieni jedynie przez klawiszowca Ondřeja Kyasa (w kapeli Mucha gra na basie). To nie mogło nie odbić się na brzmieniu zespołu, które straciło swój, gwarantowany przez skrzypce, folkowy pierwiastek. Jest zdecydowanie więcej elektroniki, ale charakterystyczny głos Martina Kyšperskiego, jak i jego teksty pozostają tym, co Květy odróżnia natychmiast. Niżej reprezentacja obu płyt: Květy rockandrollowe i sowizdrzalskie (piosenka o ciężkiej doli pięknych dziewczyn), oraz Květy elektroniczne i surrealistyczne („ośmiornica na skraju lasu… czyha aż będą wokół rosnąć trujące grzyby”). Zapewniam: pozostałe piosenki, dokładnie 20, są zupełnie inne. Acha, określenie „Komik do wpół do ósmej” opisuje człowieka, który jest showmanem, ale tylko do chwili, gdy faktycznie powinien się wykazać. I Květów oczywiście nie dotyczy.

Leto – Krok pro člověka (Silver Rocket & Máma Mrdá Maso)

Leto to małżeński duet ukrywający się pod pseudonimami Palma i Indoš. Ona to Beata Rakowská, z domu Zdražilová, absolwentka m.in. szkoły podstawowej z polskim językiem nauczania w Olbrachcicach (czeskie Albrechtice, 10 km. od Cieszyna), graficzka. W Lecie śpiewa i gra na klawiszach. Poza płytą w 2017 r. wydała także, jako ilustratorka, podręcznik do nauki geografii Czech i Polski dla klas 4. i 5. w szkołach z wykładowym językiem polskim. On to Roman Rakowski gitarzysta i, jak już czujny czytelnik się domyślił, mąż. Wszyscy recenzenci przywołują fakt przeprowadzki (powrotu po studiach w Brnie i Bratysławie) małżeństwa na wieś do Olbrachcic, czyli z perspektywy Pragi na koniec świata, jako źródło wyczuwalnego w ich muzyce spokoju, melancholii, ale przede wszystkim bezpretensjonalności. Z tej tworzonej „w dużym pokoju” muzyki czuć, że powstała bez spinania się na podbój którejkolwiek części świata. A jest, pewnie dzięki temu, wręcz niepokojąco chwytliwa. Avant-pop doskonały. Aż szkoda, że tak niszowy.

Pacino – Půl Litru Země (Stoned To Death)

Każdy, kto mieszkał na blokowisku zna te wielofunkcyjne pawilony. Szewc, biblioteka, jakiś lekarz i dom kultury. W miasteczku Orłowa, na Śląsku, właśnie w takim pawilonie swoje miejsce znalazł klub Futra i to w nim trio Pacino nagrało debiutancki album. Geograficznie bliżej ostrawskiej Poruby i Nohavicy już w tym zestawieniu nie będziemy, muzycznie jesteśmy gdzieś bardzo daleko. Jak stąd do Amherst, Massachusetts, skąd pochodzi grupa Dinosaur Jr. Surowe gitary i emocjonalny śpiew-krzyk Radomíra Szajtera, riffy i melodie, od których ciężko się oderwać. Czy ktoś słyszał o ostrawsko-karwińskiej scenie hardcore punka? Jeśli nie to teraz ma szansę usłyszeć głośno i dobitnie. Płyta jest obecna we wszelkich rankingach, a Radio Wave ogłosiło ją płytą roku. Całość to tylko 26 minut, mniej niż odcinek serialu. Powodzenia.

Ventolin – Vitajte (Bumbum Satori)

Antropologia, antropologia kulturowa, modele kulturowe w edukacji, system poradnictwa psychologicznego to tylko niektóre przedmioty, które w Katedrze Psychologii na Wydziale Pedagogiki Uniwersytetu Karola w Pradze wykłada mgr David Doubek. Czyli Ventolin (tak, od leku na astmę). A po pracy na uczelni przystępuje do eksperymentów. Disco Science.  Teraz zainteresowanie naukowca wzbudzają możliwości analogowych instrumentów elektronicznych. Do powstających w trakcie badań utworów pan magister dopisuje żartobliwe, ale i refleksyjne teksty. Komuś przyszła teraz na myśl grupa Midi Lidi? I słusznie, bo jej członek Prokop Holoubek jest głównym współpracownikiem na płycie Vitajte, a Petr Marek – lider Midi Lidi wyreżyserował poniższy klip powierzając główną rolę żeńską swojej matce.

PS. gdyby komuś było mało analogowej elektroniki polecam jeszcze, wydany pod koniec roku, nowy album producenta z Brna Leoša Horta, nagrywającego jako HRTL, Yellow Mellow.

Wild Tides – Sbohem & šáteček (BiggBoss)

Jeszcze niedawno Jakub Kaifosz, lider określanej jako surf-punk z Letnej (wróciliśmy) grupy Wild Tides, nie wyobrażał sobie śpiewania w innym języku niż angielski. Co nie dziwi u kogoś, kto jako swoich muzyczny idoli wymienia Elvisa Costello, Bruce’a Springsteena i Neila Younga. I kto mieszkał dwa lata w USA. Ale to już było. Na nowej płycie wokalista składa hołd wykonawcom i twórcom czeskiej piosenki z lat 60-tych i 70-tych. Wystarczy zamknąć oczy i bez trudu można wyobrazić sobie, że balladę Není o co stát śpiewa Václav Neckář. Podczas innych utworów mogą przyjść do głowy choćby Vladimír Mišík, czy też gwiazda czeskiego country Michal Tučný. Ale przede wszystkim idzie tu o teksty i język. Tytuł płyty Kaifosz wziął od wiersza Vítězslava Nezvala, zaś o czeskich tekściarzach tak mówił w wywiadzie: „Trzeba sobie uświadomić, że ci, o których się dziś w cieniu wielkich nazwisk wokalistów zapomina, byli w porównaniu ze swoimi zagranicznym rówieśnikami na zupełnie innym poziomie pracy z językiem. A mówimy o języku, który w przeciwieństwie do angielskiego nie jest najśpiewniejszy.”  Na końcu płyty sam ostatecznie otwiera oczy niedowiarkom kończąc śpiewając sczeszczoną wersję Don’t Think Twice, It’s All Right Boba Dylana. W ponad rok po Noblu dla Dylana to może najlepszy cover jego utworu, jaki usłyszycie (pozor! to nie ta piosenka poniżej).

Zrní – Jiskřící (Supraphon)

Oto i rodzynek. Najpopularniejszy czeski zespół na tej stronie, miejsce 71. w Czeskim Słowiku (awans ze 123.). Zrní stali się trzecim, po węglu i hokeistach (Jaromír Jagr!), bogactwem miasta Kladno. Jednak najtwardsze grono zwolenników grupy było nową, nagraną w Madrycie, płytą zaskoczone i zdezorientowane. „Co to za elektronika, gdzie jest nasz folk?” – pytali. „I czemu ten delikatny chłopiec Jan Unger tak przeklina w piosence Igor Pelech? Sam wokalista przyznawał, że część fanów się od nich odwróciła. Może nie przesłuchali płyty wystarczająco uważnie, bo to rzecz, która zyskuje z kolejnym przesłuchaniami. Podczas nich jest okazja wsłuchać się /wczytać w zatroskane nad losami świata teksty Ungera: „To my, to my, w milionach Jezusów i milionach informacji / nie mamy nic, nie mamy czego się chwycić / zagubieni w świecie, gdzie jest wszystko możliwe”.

Nie niezbędna ciekawostka: Zrní to jedyny na świecie zespół, których 4/5 członków ma na imię Jan.

Zvíře jménem Podzim – Zvíře jménem Podzim (Indies Scope)

W skrócie było to tak. Był listopad. Jakub König wracał do domu. Szedł przez Stromovkę w kierunku dworca Praha-Bubny. Wtem! Wydało mu się, że coś przebiegło po trawie. Pies? Kot? Jakub się wzdrygnął, zląkł i poczuł nieswojo. Po powrocie do domu znalazł dla tej sytuacji wyraz: Zwierzę o imieniu Jesień. To była inspiracja do napisania serii mrocznych, melancholijnych, jesiennych piosenek i tak powstał projekt pod nazwą Zvíře jménem Podzim. König ściągnął maskę, pod którą przez kilka lat występował jako Kittchen (połączenie kominiarki z czarną czapką kucharską) i do nagrania stworzonych utworów zaprosił tuzy czeskiej sceny, w sumie ponad 15 osób, m.in.: Marie Kieslowski, Tomáša Neuwertha, Terezie Kovalovą, Ondřeja Mikulę. Powstało coś na kształt jesiennego, klimatycznego concept albumu, którego twórca nie unika patosu. Płyta przez którą tytułowe zwierzę przebiega kilkukrotnie: „Jestem Zwierzę o imieniu Jesień, wieję ci w twarz podartymi wspomnieniami”.

Autor: Piotrek

Reklama

Możliwość komentowania jest wyłączona.

Blog na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d blogerów lubi to: