Mariusz Szczygieł
*Czesi czytają najwięcej w Europie. Średnia liczba książek w czeskim domu to 246. Tylko 2 proc. Czechów nie ma w domu żadnej książki*
Przeciętny Czech czyta średnio ponad 17 książek rocznie (u nas – tylko 12 proc. czyta więcej niż sześć książek rocznie), a 79 proc. Czechów przeczytało w ubiegłym roku przynajmniej jedną książkę (u nas – 44 proc.). Daje im to prymat wśród europejskich czytelników.
Kiedy w Czechach mówi się o czytelnictwie, często pada słowo, którego nie mamy, a które stanowi dla mnie dowód, jak czytanie książek jest w tej kulturze ważne. Słowo to brzmi: „knihomil”. To człowiek, który „miluje knihy”. Wydaje mi się, że naród obdarza jednym słowem zjawiska, które są dla niego istotne i których nazwy pojawiają się tak często, że należy skrócić czas ich wypowiadania. (Stąd nasze: „serwowanie piwa”, ma tam krótszą nazwę: „eepovani”; nasze: „leczenie uzdrowiskowe” – „lazenstvi”). Znane powiedzenie: „Co Czech, to muzykant”, po ujawnieniu danych o czytelnictwie zostało przez czeską prasę przetworzone na: „Co Czech, to knihomil”.
Kiedy Czeszka (bo to ona czyta więcej) bierze do ręki najgłupszą nawet, wypoczynkową książkę, ma wrażenie, że trzyma w dłoni coś odświętnego. Twarda okładka, często tasiemka do zakładania stron, czasem tasiemka jest nawet w kolorze liter na okładce, wreszcie obwoluta – jako przejaw szacunku dla książki. Gdy czytelniczka trzyma w ręku czeską Grocholę (W Czechach Grochola jest mężczyzną i nosi nazwisko Viewegh), ma mieć wrażenie, że to książka dla niej ważna.
Kiedy wchodzi się do bardzo popularnej sieci sklepów Levne Knihy (tania książka) można być zaskoczonym, bo mnóstwo książek, wydawanych właśnie dla tej sieci, oprócz przystępnej ceny ma piękne twarde okładki. Dla mnie to wygląda tak, jakby w McDonaldzie istniała możliwość jedzenia srebrnymi sztućcami.
Kiedy mówimy o czeskim piwie, nie uświadamiamy sobie, że czeska literatura tworzyła się w knajpie. Tam, gdzie każdy przy piwie musiał coś opowiedzieć, każdy starał się opowiedzieć ciekawiej niż poprzednik. Tu bym szukał źródeł ich kultury narracji i przyczyn jej sukcesów.
Kiedy mówimy o czeskim odrodzeniu narodowym, musimy pamiętać, że ono stawiało nie na powstania zbrojne, ale na książki.
Kiedy w XIX wieku ojcowie-odrodzeniowcy tworzyli na nowo nowoczesny czeski język, literatura była tu podstawowym narzędziem. Za habsburskiej niewoli język upadł, a przetrwał głównie dzięki wsi, mieszczaństwo i inteligencja używały przeważnie niemieckiego. Kwestia wolności wewnętrznej zaczęła być w pewnym momencie tożsama z kwestią wykształcenia.
Kiedy Czesi piszą o swoim czytelnictwie, podkreślają, że są czempionami w dziedzinie bibliotek domowych i że wiele domów ma trzypokoleniowe biblioteki (średnia liczba książek w czeskim domu to 246, tylko 2 proc. Czechów nie ma w domu żadnej książki). Dziś co drugi Czech korzysta z biblioteki publicznej, bo książki w ostatnich latach bardzo drożeją.
Kiedy w nowo powstałej Czechosłowacji ustawa o bibliotekach publicznych była jedną z pierwszych, nad którą pracowano i została uchwalona już latem 1919 roku, w Polsce projektów takiej ustawy powstało kilka. Żadna nie została uchwalona.
Kiedy dla potrzeb tego tekstu zapytałem kilku czeskich wydawców, księgarzy i bibliotekarzy jak dziś państwo czeskie wspiera rynek książki i czytelnictwo, odpowiadali: „w ogóle” lub „żenująco”. Właśnie trwa debata: dlaczego młodzi czytają mało. Niedawno 100 tys. osób (w 10-milionowym kraju!) protestowało przeciwko zbyt wysokiemu podatkowi VAT na książki, bo państwo chciało wprowadzić 20 proc. Po protestach uchwalono i tak gigantyczny podatek – 14 proc. Za dwa lata wzrośnie on do 17,5 proc. Wysokość rzadka w Europie, gdzie średnia to 5-6 proc. Do tego prezydent Vaclav Klaus ośmieszał protestujących jak mógł, nazywał ich w telewizji „sv’tlonoše sv’ta”, w wolnym tłumaczeniu – wykształciuchy. A mimo to Czesi czytają najwięcej.
Do tego obrazu muszę dodać jeszcze coś. Na życzenie Piotra Zaremby – który zaatakował mnie w czwartkowej „Rzeczypospolitej”, że nie piszę o Czechach prawdy, bo ukrywam przed polskim czytelnikiem fakt, że Czesi są ogromnymi ksenofobami – napiszę tak: Czesi czytają najwięcej w Europie i jest wśród nich odsetek ksenofobów.
Albo napiszę inaczej: Czesi, proszę Państwa, tak samo jak my, mają swoje Jedwabne (z Niemcami jako ofiarami). Tak samo jak my nie tolerują Romów. A czytają nie tak samo jak my.
Źródło: Gazeta Wyborcza