Mianem české potraviny określamy wszelkiego rodzaju produkty spożywcze, które znajdziemy w czeskich sklepach. Różnica między Polską a Czechami jest taka, że na czeskich półkach znajdziemy więcej rodzajów produktów niż w kraju nad Wisłą.
Bolesnym, dla wszystkich czechofilów, przykładem jest brak Kofoli w polskich sklepach. Przenosząc tutaj wpisy ze starego bloga trafiłem na wpis informujący o tym, iż specjał ten w najbliższej przyszłości będzie dostępny w Polsce. Zapewniał o tym nasz prezydent Komorowski. Minęło tyle czasu od wyboru Bronka na głowę państwa, a nic w tej materii nie drgnęło. Producent Hoop Coli wykupionej przez Czechów z Krnova również milczy na ten temat. Pozostaje nam tylko przestać wierzyć w rządowe obietnice i zamawiać Kofolę z Czeskiego Marketu.
Kolega z Pragi Tomasz, który przybył do mnie w odwiedziny był zaskoczony brakiem pewnych produktów w Polsce. Mówił przede wszystkim o różnego rodzaju limitowanych edycjach znanych napojów, które świetnie przyjęły się w Czechach a u nas nikt czasem o nich nie słyszał (choćby Fanta Mango albo Mandarynkowa). Coca-Cola waniliowa dostępna jest u nas tylko importowana w zaporowej cenie. A kto z Was wie co to jest MezzoMix, w którym zakochało się wielu Czechów? No właśnie… Mam wrażenie, że niektóre wytwory globalizacji i kapitalizmu do Polski nigdy nie dotrą.
Wczoraj ktoś zapytał mnie, gdzie w Warszawie dostanie knedlik. O dziwo ten czeski specjał kupimy w Realu i czasem w Lidlu. Tylko zastanawiam się z czego składa się taki knedlik, skoro jego data przydatności do spożycia wypada na moje przyszłoroczne urodziny. Knedlik kupiony w Czechach ma datę trwałości góra tydzień. Niemniej jednak, zagorzali Czechofile kupią realowski knedlik i zaleją go sviczkowym sosem.
Ktoś powie: „Cudze chwali, swego nie zna”. Zna i poleca! Zwłaszcza swoim czeskim braciom. Tomasz z Pragi jest fanem naszego sosu grzybowego w proszku (sam nie wiem skąd on go wytrzasnął, jak mógł coś takiego znaleźć). Tak jak na mnie Kofola działa pobudzająco, tak na Tomasza działa Prince Polo, zwany przez niego Polo Princ. Cały wyjazd był podporządkowany wizytom w kioskach, sklepach osiedlowych i hipermarketach i zakupie każdego rodzaju tego wafelka. Dziwiło mnie to, gdyż Czesi Prince Polo jedzą w postaci wafelka Siesta (robi go ta sama Olza z Cieszyna). Tomasz mówił, że nie ma to jak jeść oryginał.
Podczas penetracji sklepowych półek Tomasz znalazł niemieckie banany w czekoladzie (pycha!) oraz słowackie Horalki, zwane od niedawna Góralkami. Zapytał zdziwiony dlaczego sprowadzamy to od Słowaków i Niemców a nie od Czechów. Przecież Czesi mają najlepsze potraviny. (notabene dało się zauważyć odwieczną niechęć Czechów do Słowaków… Ale to tak na marginesie. Może kiedyś powstanie o tym osoby wpis).
Podczas ostrej wymiany zdań z Tomaszem dowiedziałem się, że nie dość, że mamy słabo zaopatrzone sklepy, to jeszcze mniej zarabiamy. Kolejny raz słyszę od Czecha, że nam się biedniej żyje. 1 PLN = 6 koron. Za 6 koron w Czechach nie kupisz prawie nic a u nas masz za to Prince Polo, bananka w czekoladzie i połowę chleba. Żeby załagodzić sytuację prażak dodał, że oni zarabiają więcej, ale mają też wyższe ceny. Wyższy jest też VAT na potraviny (przy okazji warto wspomnieć, że Polska ma jeden z najniższych podatków na żywność w UE i na przykład Litwini przy granicy kupują co tydzień jedzenie głównie w Polsce z względu na różnicę VAT).
Podsumować można to stwierdzeniem, że gdyby w Polsce byłoby tak samo jak w Republice, nie miało by nas Czechofilów co tam tak ciągnąć.
Dla chętnych jeszcze artykuł po czesku.
Jeśli chodzi o napoje, to wg mnie nie ma nic lepszego od Aloe. Drogie jak cholera, ale dobre jak diabli 🙂
ja natomiast chciałabym się nauczyć robić z knedlika svickovą. możliwe, że umiejętność przerabiania buły w polędwicę wykształca się tylko u czechofilów na terenie Polski…
wiem, że to skrót myślowy, ale śmieję się z tego już kilka dni i nie mogę przestać.
…
a o „lepszych” potravinach i „lepiej” zaopatrzonych sklepach w Czechach to ja bym mogła mówić i mówić… może limitowane edycje różnych produktów są, ale z bardziej podstawowymi rzeczami to się człowiek musi najeździć (a zaznaczam – mam pod nosem sklepów w chu..steczkę)
ale mnie suszy…
mnie również interesuje ta sprawa, pierwszy raz z niechęcią Czechów do Słowaków spotkałem się podczas zwiedzania bunkrów w okolicach Hlucina. Przewodnik stwierdził, że potrafi się porozumieć z grubsza w każdym języku, kłopot jest tylko podczas mówienia po czesku do Słowaków, którzy „udają, że nie rozumieją”
wpis świetny (jak zawsze). bardzo zainteresował mnie wątek wrogości między Czechami a Słowakami – myślę, że rozwinięcie tego tematu w osobnym wpisie powinno zainteresować nie tylko mnie.