O prawie i sprawiedliwości w „Modelarzu” Petra Zelenki

Po pięciu latach od genialnych Zagubionych Petr Zelenka wrócił na ekrany kin, na razie jedynie czeskich, filmem Modelář. Sam zapowiadał, że to obraz „barwny, współczesny i trzymający w napięciu”.  Unikał za to nazwania go „politycznym”. Przyznał, że był już zmęczony tymi swoimi filmami w filmach, tym całym podróżowaniem w czasie i nie chcąc męczyć widza historią nazbyt skomplikowaną postawił na opowieść linearną. Zapowiadał, że w Modelarzu chciał pokazać dokąd prowadzi sytuacja, gdy człowiek jest zagnany w kąt. W weekend udałem się więc do ulubionego kina Bio Oko (przygotowanego już na premierę V síti Barbory Chalupovej i Víta Klusáka, patrz zdjęcie) żeby na własne oczy przekonać się, co nowego wymyślił jeden z moich faworytów wśród twórców światowego kina.

Drony i hulajnogi

Pierwsza scena jak z Bonda. Główny bohater filmu, 30-letni Pavel (Kryštof Hádek) uczestniczy w zamachu terrorystycznym w kawiarni w Tel Awiwie. W Izraelu pracował jako chemik w firmie farmaceutycznej. Z oczywistą traumą wraca do Pragi, gdzie powoli próbuje układać sobie życie pomieszkując u siostry i dorabiając doładowywaniem elektrycznych hulajnóg (wierzę, że przy takiej liczbie tych pojazdów jeżdżących po Pradze może to być dochodowe). Do Pavla odzywa się jego kolega z gimnazjum nazywany Plechem (Jiří Mádl), który prowadzi firmę wynajmującą drony. Przede wszystkim do filmowania z lotu ptaka, ale nie tylko, bo na dronach mogą latać również torebki podczas ekskluzywnego pokazu mody. Pavel w szkole był, jak zapowiada tytuł filmu, modelarzem (tu wyjaśnienie dla młodszych czytelników: to znaczy, że składał modele samolotów i potem nimi latał, ale nie, że w nich, tylko sterował nimi zdalnie) i faktycznie nawigowanie dronem idzie mu nad wyraz sprawnie. Trudności ze znalezieniem sobie miejsca w życiu przez człowieka tak utalentowanego, należy tłumaczyć traumą, ale także jego „dziwnością”. Pavel to osoba obdarzona (czy może raczej obarczona) bezwzględną szczerością oraz tęsknotą za prawdą i sprawiedliwością. Zelenka, który wcześniej adaptował Braci Karamazov Dostojewskiego teraz tworzy jakby swoją wersję Idioty. Pavel nie orientuje się, kto aktualnie rządzi w Czechach, ale stawia sobie za cel postawienie przed czeskim sądem… George’a W. Busha i jego administracji odpowiedzialnej za tortury w Abu Ghraib i Guantanamo, z Dickiem Cheney’em na czele. Temat, którego wielu widzów już nawet nie kojarzy, śmiało można nazwać passé, sam pewnie podskórnie wolałbym widzieć Pavla jako rycerza innej sprawy (jest ich tyle), ale z pewnością jest odpowiednio „duży” żeby umotywować dalsze działania bohatera i podkreślić, że jego upominanie się o sprawiedliwość dosłownie nie zna granic.

Prawo, polityka i pieniądze

Plech, Pavel i ich dron zleceń nie odrzucają. Kręcą rosyjską reklamę i rejestrują polityczny happening „Świnie przy korycie”, którego twórcy zbierają na platformie crowdfundingowej pieniądze na zabicie prezydenta (podczas mojego seansu widownia najgłośniejszym śmiechem przyjęła dialog: „- Naprawdę chcą zabić Zemana? – Tak, kilofem”). W końcu koledzy zaczynają pracować również dla jednego z kandydatów w wyborach prezydenckich. Różnice w ich podejściu do życia zaczynają się uwypuklać. Plech jest pragmatyczny i wie, że klienci, zwłaszcza ci z polityki, są po to żeby ich wydoić. Daje Pavlovi wykład, że teraz nie głosuje się przy urnie, tylko kartą kredytową i tym, co się kupuje. Plech ma swoją drugą twarz – jest krytycznym raperem, ale zakłada ją tylko po pracy (Jiří Mádl w filmie wygląda i sepleni jak Adam Svatoš aka Kato z Prago Union, który początkowo miał grać Plecha). Pavel niezłomnie szuka sojusznika w swojej batalii, czy to we wpływowym gachu siostry, czy też w asystentce prezydenckiego kandydata („Czy w Czechach mamy dobre prawo?” pyta ją Pavel; ona bierze to za wymyślną formę podrywu, on jej awansów nie dostrzega). Wiara w polityka sypiącego jak z rękawa frazesami o państwie prawa jest szczytem naiwności bohatera, nawet nie wspominając o „trupie w szafie” kandydata. Odrobinę nadziei przynosi spotkanie z panią Prokurator Generalną, wszak nie na długo.

„Sprawiedliwa kara za chodzenie po tramwajowych szynach”

„Kiedy miałem 22 lata wybuchła rewolucja. Sądziłem wtedy, że teraz co 20 lat będzie jakaś rewolucja” – to jeszcze raz Petr Zelenka. W tamtych czasach dostawał z ZSRR nagrania Janki Diagilewej, a po jej tragicznej śmierci urządzał z przyjaciółmi domowe spotkania z muzyką tego syberyjskiego Cobaina w spódnicy (to moje śmiałe porównanie). W Modelarzu nie dość, że słuchamy piosenek Janki to widzimy jedno z takich spotkań, na które Pavla zaprasza poznana podczas pracy tłumaczka z rosyjskiego. Po rozmowie o rosyjskich terrorystach z XIX w. i informacji z zaplecza ambasady amerykańskiej Pavel podejmuje decyzję, co zrobi. Choć wcześniej, ku radości siostry, uczy się wreszcie nazwisk czeskich polityków.

Modelarz to najpoważniejszy film Petra Zelenki, choć oczywiście nie brakuje w nim, czasem gorzkiego, humoru (dialog o użyciu w zamachu w Berlinie czeskiej broni: „- Jako Czech jestem dumny z semtexu – I z czego jeszcze? – Z hokeja”). Reżyser nigdy wcześniej nie zasygnalizował tak dobitnie swoich poglądów politycznych, a w Czechach ma opinię krytyka kapitalizmu. Dzięki wysyłaniu swoich postaci do różnych środowisk Zelenka zyskuje okazję, żeby wypunktować, co może zrobić współczesny obywatel: od aktywizmu, poprzez czynne zaangażowanie się w politykę, karierowiczostwo, aż po ucieczkę na wieś osoby niewierzącej już w siłę demonstracji. Jeśli rewolucja to raczej technologiczna, co w filmie, w którym drony sprejują i noszą torebki widać wyraźnie. Modelarzowi mogę zarzucić pewną powierzchowność i plakatowość, ale udane kreacje Mádla i Hádka historię uwiarygadniają (choć znam opinie, że naiwność Pavla bywa irytująca, z pewnością można zastanawiać się nad jego motywacją i reakcjami; mnie drażniły tylko przydługie i zbyt oczywiste przemowy polityka). Wprawdzie główni bohaterowie nie do końca się rozumieją, nie tylko dlatego, że jeden z nich sepleni, to łącząca ich przyjaźń jest wyczuwalna. Prawdopodobnie czeskie wątki polityczne nie będą w Polsce czytelne, ale wierzę, że nazwisko autora sprowadzi film do naszych kin. Mimo tematycznego rozchełstania i pesymistycznego przesłania Modelarza ogląda się gładko i z zaciekawieniem, tak jak obiecywał reżyser. Mam nadzieję, że na jego kolejny film nie trzeba będzie czekać 5 lat. Z Bio Oko wychodziłem z przekonaniem, że nie mogłem tego deszczowego popołudnia na Letnej spędzić w lepszy sposób.

Autor: Piotrek Klijewski

 

Reklama

Możliwość komentowania jest wyłączona.

Blog na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d blogerów lubi to: