Warszawa przyciąga coraz więcej obcokrajowców. Im więcej Czechów, tym lepiej dla mnie. Jeszcze gdy jest to jakiś mój znajomy to już w ogóle nie mogę pozbierać się ze szczęścia.
Tym razem poniedziałek był dniem oczekiwanym. Po południu miałem się spotkać z kolegą Lukášem. Przyjechał do Warszawy na letnią szkołę języka polskiego. Niestety to nie pierwsza jego wizyta w stolicy, więc nawet nie miałem gdzie go zabrać, gdyż wszystko już widział. Zdążył nawet pojechać do Lublina. Poszliśmy więc na spacer wzdłuż Krakowskiego. Nie, nie pozwoliłem mu mówić po polsku choć strasznie mnie interesuje jak on wypowiada polskie słowa. Chciałem mówić tylko po czesku. Opowiadał jak bardzo podoba mu się w Warszawie, jak bardzo lubi Polaków i język polski. Dla mnie oczywiście to co mówił było nie do pojęcia.
Zauważył, że Polacy (tak samo jak Czesi) mają wielkie brzuchy. Zacytowałem Szczygła: Tak – Czesi od piwa, Polacy od jedzenia. Dyskusja na temat różnic rozpoczęta. Polacy są wierni – Czesi mniej. O katolicyzmie nie wspominaliśmy – oczywista oczywistośc, jak mawia klasyk. W Polsce jest bardzo tanio, na pewno dużo taniej niż w Pradze. Lukášovi podoba się, że w Warszawie jest mniej turystów, że jest spokój, brak tłoku. „Mniej turystów, mniej pieniędzy” – moja trafna uwaga. Zasadniczą różnicą jest brak Kofoli na sklepowych półkach!!!
Dlatego Lukáš wyczuł sytuację i dowiózł mi litrówkę mego ulubionego napoju. „Nie pij tak szybko, niestety to nie jest butelka bez dna!”. „No tak, ale zawsze mogę powąchać chociaż butelkę, gdy napoju już zabraknie”. Skoro Hoop Cola jest już w rękach Czechów niech zaczną sprzedawać Kofolę i w Polsce, i to szybko!
Siedząc przy fontannach (tzw. warszawski Hyde Park) ustaliliśmy przyszłe spotkanie. Będziemy gotować. Muszę wymyślić tylko co typowo polskiego mu przygotować. Schabowego zna, może żurek? Barszcz, pierogi? Kartacze? Hmmm…
Fajnie jest mieć tu na miejscu Czecha i to na cały miesiąc. Zapatrzonego w Polskę Czecha. Polonofila. Wie o budowlach warszawskich więcej niż ja. Marzy mu się wyjazd do Żelazowej Woli, do Chopina. Pilnie trenuje polski, chciałby zamieszkać w Warszawie, jeśli nie tu to może w Rosji. Patrząc na niego widzę siebie tylko, że w roli czechofila. Kochającego wszystko co jego, co czeskie. Tak jak on mnie zadziwia, tak pewnie i ja zadziwiam (?) innych…
Niesamowite, że poznając kolejnych ludzi na swej dordze każdy pyta skąd się wzięła taka „egzotyczna” pasja. Czuję się jak Szczygieł, który ma już dośc tego typu pytań. Zacząłem odsyłać zainteresowanych do pierwszych dwóch notek mego Bloga. Więcej mówić nie trzeba – trzeba czytać.